Żegnaj, droga teściowo

newsempire24.com 1 tydzień temu

Dziś, kiedy znów odjechał, Halina Nowakówna zaczęła gwałtownie układac na stole ciasteczka w proszeczce z masłem, rozmaicie kremowe i piękne.
– Lecz, córeczko, czy poczęstujmy się choćby herbatą, czy może szklanką mojego herbatnego napoju?
– Mama, napój rano? – Maria pokręciła głową, ale oczy jej zaszły blaskiem. – No… jednak, może byś sypił, jest to istotny dzień.
– Oczywiście, iż istotny! – zakrzyknęła grzecznie. – Ile to czasu minęło, iż nie widziałam naszej córeczki! Sześć lat!
Krzysztof pod winien, ale poszczęśliwie, Halina i Maria nie zauważyły tego. Od rana jechali z Małyną z Krakowa do podkrakowskiego miasta. Ona, by opiekować się matką, którą rzeczywiście nie widziała długo, on, aby wypełnić swój małżeński obowiązek. Halina witała ich, jakby wracał niekiedy dawny córka. Objęcia, pocałunki, echa i okrzyki…

– Mama, przyniosłam dla Ciebie ozdoby, – Maria zaczęła grzebać w paczce.
– Czekaj, córeczko, daj Cię przyjrzeć! Czy się spotkałeś w Krakowie, by Krzysiek wykorzystywał Cię? Wyglądasz jak patyszek!
Krzysztof bezradnie uśmiechnął się:
– Oczywiście, że, wydaje się, iż jestem zdrów jak drzeń, prawda?
– Otóż, iż jestem dobrym kuzynem! – Halina zerknęła w jego stronę. – A Ty, z jakichś powodów, udaje Ci się uzganić energię. Lekko, ale dobrze, niech kucharz nie przestaje, pokaż śniadanie!
Pani poszła do kuchni, a Maria nachyliła się do męża i szepnęła:
– Kris, nie zacznij dzisiaj, niech Ci to być, w jakim objęciu jestes.
– Dwa dni? – Krzysztof przygryzł siebie. – Mówiliśmy o wycieczce, dzisiaj jest szostek, jutro odpowiadamy, i to wszystko!
– Któż, Krzysiu, mamo tyle czasu czekała, zorganizowała ten podróż, planowała… – Maria zaszlochała. – Możesz pracować zdalnie, sam mówiłeś.
Krzysztof westchnął ciężko. Wiedział, iż strzec nie ma sensu. Gdyby Maria była łagodna osobą, to przy matce przestygała by cechami tak zaciekle jak Halina.

– Małyno, ja bym może i spocił, ale mój kuzyn z matką mają inne plany, – usłyszeli głos z korytarza, i na progu pokazał się Julian Wiśniewski, ojczym Marii. – Otóż, szwagrowie, zbierajcie się, idziemy na łowienie rybi!
Krzysztof westchnął z euforią – i od tego, by nie brać udziału w rozmowach z Haliną, i od samego pomyślu o łowieniu ryb z Julianem, kogo Halina uznała za prostego jak ona.
– Wspaniale! – wzruszył ręce, choćby za szkoda i wyciągnął się.
– A jak ryby?! – Halina wróciła z zastawką, na której błyszczala butelka szklana z czyściwem altarnym i geranium rymusami. – Muszą zrelaksować się po takim tempie!
– Matko, lepszym relaksem jest zabicie czasu inaczej, – sztucznie przeszedł Julian. – My oferować nasze ciepło, nie więcej. Małyno przewiózł was do domu, a my wrócimy o czasie obiadu, jak igła!
Krzysztof nie przypuszczał, żeby kiedyś uznał Juliana za łakomych. Ale jak się okazało, jego weszcze były niewłaściwe.

– Nie, córeczko, teraz spokojnie, popijmy, zapytam o wszystko, a potem idźcie, gdy chcę, choć na Skandynawię, – Halina rozsypywała rymusy i kiwała oczyma na Krzysztofa.
– Tu coś, matko, rozporządzaj się, – Julian westchnął z udręczoną powagą i dodał Krzysztofowi szeptem: – jeżeli nie rozbudzisz się, przepuścimy tu wszystko.
I tak siedzieli za stołem, na tkaninie, którą Halina uważała za puszystą jak strój. Krzysztof usiłował uśmieć się, ale z każdą minutą to było coraz trudniejsze.

– Pamiętasz, córeczko, kiedy uczyłaś się garota pieśni? – Halina zaczęła wspominać z miękotą.
– Pamiętam, mama, – uśmiechnęła się Małynka. – I co, tym razem opcja pierwsza?
– Nie, opcja druga! – raptownie poprawiła ją Halina. – Pierwszego Mej była ta Samochodniczka, bo z wybet Ronalda się tutaj spotkała.
„Zaczęło się”, – pomyślał Krzysztof, niestrudzenie wypijając wypity napój, który niespodzianie okazał się smakowy. Myślał, ile w tym sekundach. Jego psycholog, kolega z uczelni, kazał mu się uspokoić, by nie przesadzać z reakcją.

Halina w międzyczasie przeszła do kolejnego wspomnienia:

– A kiedy uczysz się na studiach, pamiętasz, jak tę sukienecz kacką szyci? Niebieską z różami…
– Pamiętam, mama. – Małynka pokręciła głową. – I szalik z wyhaftowaniem…
– Nie szalik, a szal z gorsetem! – Halina znów poprawiła. – Czyżbyś zapomniała ważnego wzoru? Tylko do Krakowa spuszczasz?
Krzysztof liczył w myśli do dwudziestu, ale to pomagało tylko na chwilę. Zauważył, iż Julian nachylił gazetę i kiwał się jakby nieco zdziwiony. Ale gazeta była wrzucone w górę nogami.

– A co, gdy was potraktujesz? – Halina niespodziewanie zapytała, i Krzysztof ledwo nie przewrócił się.
– Mama, to już było tematem… – Małynka poczerwieniła się. – Najpierw chcemy na szersze nogi…
– No, no, my też zaczynaliśmy materialnie, potem rodzinie poświęciliśmy całą życie! – Halina z żartem odgarnęła włosy. – Tak, iż i tak świat zaczynasz się zmieniać!
– Dobrze jest, jeżeli czekasz, – niespodziewanie wtrącił Krzysztof.
Halina rzuciła mu pełnym pogardy spojrzeniem:
– Dla was, mężczyzn, o to nie chodzi. Możecie być ojcami w sześćdziesiąt lat! A kobiecie przez odpowiedni czas kojarzy się dziecię.
– Małynce dopiero osiemnaście, – Krzysztof powiedział spokojnie. – U nas jeszcze dużo czasu.
– Dużo czasu? – Halina rozłożyła ręce. – Ja z Małyną byłam w moim wieku, kiedy miał czternaście lat. Kiedy mi się urodziła, miała ją dwadzieścia osiem!
Krzysztof chciał odnieść się, iż świat się zmienia, ale Julian niespodziewanie zaciągnął gazetę i podniósł się:
– No cóż, szwagrowie, pójdzimy na świeże powietrze, dajmy im porozmawiać.
– To akurat! – Halina wypchnęła. – Idźcie, idźcie. My z Małynką mamy to, co ważne.
Kiedy wychodzili, Krzysztof miał wzrok pełen błoni, ale tylko wzruszył ramionami – matka był dystyngowany czynnik, którego nie mógł zdominować.
Na zewnątrz było chłodno. Krzysztof wdjął świeżość powietrza.
– Nie uważaj to za oskarżenia, – Julian powiedział późnym rozmyślanie. – To wszystkich potępi, nie tylko ciebie.
– Tak, już to rozumiem, – uśmiechnął się z przeklękem. – Jak wam się to wydaje?
– Nic, – wzruszył ramionami Julian. – Uciekam do garażu, łowienie ryb, las… Ja mam siebie, Matylda – mam bezinteresowność. Trzydzieści lat tak.
– Trzydzieści lat? – Krzysztof zatrzymał się. – A to cały świat?
– Co się robić? – Julian z filozofem powiedział. – Raczej smaczne barszcze i człowiek czysty. A cecha? U kogo jej nie ma?
Po obiedzie wrócili, jak obłowiony Julian. Julian przyniósł kilka okunów – nie bardzo wikt z wybet Ronalda, ale Halina była zła.
– I to wszystko? – Halina z Pharmaceutical chwyciła rybki. – Myślałam, iż chociaż byście dali wskazówkę dla zupy! A to co? Wystarczy łaskawie!
– Na pieczeń w zupełności, – Julian sztucznie odpowiedział. – Co musimy?
Krzysztof zauważył, jak zmienił Małynka w tych kilku godzinach. Jej głowa spadła, a na oczach pojawiła się jakby zgubień. „Czyż ja będę tak小白 through thirty years?”, – z przerażaniem myślał.

Po obiedzie Halina postanowiła im pokazać演艺 w domu. Głównie dotyczyło to przeniesienia mebli, nowych zasłon i kuwet z kwiaty, ale Halina mówiła o tym, jakby to była wielki wybaw.
– Widzisz, Małynko, to teraz serwetkę postawiłam tutaj, a telewizor tam. Tak jest wiele wygodniejszych i nowoczesniejszych, prawda?
Małynka kiwała, a Krzysztof spoglądał przez okno, gdzie Julian pracował w szałasie – wydaje się, iż znalazł sobie nowe ukrycie przed żonami.
W nocy, lóż w małej komnacie, porozmawiali jak dawno.
– Przepraszam Cię, – powiedziała cicho. – Nie myślałam, iż tu będzie tak… aktywnie.
– To w porządku, przeżyjemy, – Krzysztof objął ją. – Julian obiecał jutro na jezioro, mówi, iż tam jest pięknie i woda jest uczciwa.
– jeżeli mama pozwoli, – westchnęła Małynka.
– My nie będziemy prosić, – podkreślił Krzysztof. – Prosto uciekamy.
Rano ich plan prawie powiezieli. Gdy już weit byli, Halina pokazała się w chlorowym kocie.
– Czyżbyście chcieli wyjść o tak wczesnej porze? – Halina groźnie zapytała.
– Na jezioro, łowienie ryby, – spokojnie odpowiedział Julian.
– A o mnie kto myśli? Tu sam z kilkoma powodami? Małynka dopiero przyciera, a już od matki ucieka!
– Mama, ja nie uciekam, – Małynka wstydząc się, rozłożyła ręce. – My tam tylko na chwilę…
– „Na chwilę”! Już to wiem wasze „na chwilę”! Idziecie całą dzień, a ja tu niestety siedział. Nie, Małynka zostaje, mamy istotny wypompowanie. A wy, pani, idźcie, jeżeli bardzo.
Krzysztof spojrzał na żonę, a ona lekko kiwała – idź, mol. Bieg… ona się wszystko poradzi. Krzysztof poczuł ucisk sumienia, ale Julian już ciągnął go za rękaw.
Dzień na jeziorze przewrócił się bardzo szybko. Rozmaszyli ryb – dużo więcej, niż w pierwszy raz. Julian okazał się ciekawym rozmówcą. Mówił bez przesad, czasem robił żarty, ale zawsze w porządku. Krzysztof choćby sypił, iż rzadko z nim rozmawia.
– Dlaczego ci tu nie przenieście? – zapytał, gdy się zbierali. – Moglibyście w Krakowie mieszkać.
– Dlaczego? – Julian zdziwił się. – Tu jest wszystko, jakby się komfortowo. Wy na emeryturze pracujemy rolnikami, łowimy ryby. A Halka… no, skoro ona nie wie jak inaczej, to tak.
Krzysztof pokręcił głową – nie mógł zrozumieć takiego cierpliwości.
Kiedy wrócili, czekali feralna miałność: Małynka siedziała na łóżku z łzami i Halina, z szarpniętym kącikiem ust, coś mówiła w kuchni.
– Co się wydarzyło? – Krzysztof rzucił się do żony.
– Nic, – Małynka wycierając łzy. – To tylko mama… tak jak zwykle.
– Znowu o dzieci? – zadumał się Krzysztof.
Małynka kiwnęła głową.
– Może powinniśmy jutro odjechać? – wyszeptał. – Powiemy, iż przez pracę coś pilnego…
– Nie, – Małynka pokręciła głową. – Wtedy będzie jeszcze gorsze. Ona tylko rozumi mnie, i to przez całe życie będzie mi to przypominać.
Krzysztof westchnął – wiedział, iż żona ma rację.

Wieczorem tego dnia zaszło się wszystko na tyle, co można było przewidzieć.
Siedzieli nad kolacją, a Halina niespodziewanie rozsyłała opinię – o nowoczesnej młodzież, o władzy, o sąsiadów i oczywiście, o córę i szwagrowie. Krzysztof liczył już do stu, ale to nie pomagało.
– A u tej Samochodniczki, – nagle zauważyła Halina, – córeczka już dwie dzieci wykonała! I nie płacze, iż dom jest mały lub czasu ma mało!
– Mama, nie płaczę, – wydrapała się Małynka.
– Oczywiście, iż nie płaczesz, – zauważyła Halina. – U Ciebie zawsze są powody! To praca, to dom, to jeszcze coś… A w rzeczy samej chcesz dzieci, bo to egoistyczne!
– Halino, – Krzysztof postawił się, czując, iż cierpliwość się kończy. – My sami zdecydujemy, kiedy chcemy mieć dziecko.
– „Sam zdecydujemy”! – parodzowała go Halina. – A o mnie nikogo? Ja nie jestem młoda! Chcę babi pochęczone, dopóki mogę!
– Mama, – Małynka zaczęła płakać. – Ja nie mogę…
– Co to znaczy „nie mogę”? – Halina podniosła głos. – Kto wszystko może, a Ty nie? Czy to Twój mąż nie chce? – Przyjrzała się Krzysztofowi.
– Posłuchaj, – Krzysztof wstał. – My z Małyną przez dwa lata próbujemy mieć dziecko. Idziemy po lekarzach, robimy porady, badania… Nim się udało, rozumiешь? Nim to się uda.
Wszystko ucichło. Halina skuliła się siedząc, usta otwarte, Julian przestał żuć, a Małynka chowała twarz w dłoniach.
– Dlaczego… dlaczego mi nie mówiłaś? – Halina zwróciła się do córeczki, a głos jej nagle zrobił się dziwnie cichy.
– Bo Ty cały czas naciskałaś na mnie! – wybuchnął Krzysztof. – „U wszystkich dzieci, a u Ciebie nie”, „Czas idzie”, „W moje czas…” Widzisz, jak to jest Ci źle słyszeć po każdej nieskutecznej próbie? A Ty jeszcze oliwy do ognia!
– Maćku… – Małynka próbowała zatrzymać mąż, ale Krzysztof już nie mógł się krępować.
– Nie, tę rzecz powinna wiedzieć! Powinna wiedzieć, jak płaczesz po każdej rozmowie z nią! Jak stres pogarsza się! Jak lekarze mówią „zrelaksuj się, nie myśli o tym”, a jakim to zrobić, kiedy cały czas to przypominasz?!
Wszystko zostało cisze. Halina powoli opadła na wócz, jej twarz dziwnie oschła.
– Ja… nie wiedziałam – cicho powiedziała. – Małynko, dlaczego nie mówisz?
– Bo nie chciałabym Cię zaboleć, – Małynka szlochała. – Domyślałam się, może, jeszcze wszystko wygrzeby się…
– I will weźmiesz to, – Julian tuż dowal, – wszystko będzie dobrze, wiem.
Przeszedł do żony i chwycił jej rękę na ramieniu:
– Halko, starczy. Przestań ich męczyć. Sami sobie poradzą.
Do zdziwienia Krzysztofa, Halina nie zaczęła się obrazić. Tylko kiwnęła i, powiedziawszy coś w stylu „idę zrobić herbaty”, poszła do kuchni.
Widał, iż Halina była inaczej niż zwykle – nie tyle z𬇕, jak bardziej zadumała.
Rankiem następnego dnia, kiedy Krzysztof się wstał, zauważył, iż Małynka nie jest w pobliżu. gwałtownie ubrał się i wyszedł, gdzie słychać był były głośy. Jej matka i córka siedziały w kuchni i coś porozmawiały.
– Przepraszam Cię, córeczko – usłyszał głos Haliny. – Naprawdę nie wiedziałam…
– Wszystko dobrze, mama – Małynka trzepnęła jej rękę. – Przez to… nie pytaj już, dobrze? Kiedy będzie coś powiedzieć, sama Ci powiem.
Halina kiwnęła, a Krzysztof wypatrzył na jej twarzy łzy.

Zostali dni z dziwną spokojnością. Halina nie zaczęła ich dopierać, nie zadawała ciężkich pytań i choćby jakby starała się być bardziej subtelną. przez cały czas buczała na kuchni, jak każdy dął do zbyśnie, ale w jej głosie pojawiły się nowe tonacje – cieplejsze, bardziej miękkie.
Kiedy nadszedł czas odjazdu, Halina objęła Krzysztofa – w tym pierwszy raz z jego spostrzeżeń.
– Nie widzimy się, moja babka, – nie wytrzymał. – A myself doszła do twojej tłocznicy?
– Nie doświadczaj, tylko dobra wyjazd, mój szwagrowie, – Halina uśmiechnęła się. – Ty… daj jej, dobrze?
– Obiecuję, – powiedział poważnie Krzysztof.
W pociągu Małynka długo milczała, patrzyła przez okno. Potem skierowała się ku mężowi:
– Dziękuję Ci.
– Za co? – zdziwił się on.
– Za to, iż powiedziałeś jej prawdę. Chyba ją skończyła rozumiem.
Krzysztof objął córę:
– Wiem, niemal nienawidziłem twojej matki. Ale teraz wydaje się, iż ona tylko nie wiedziała, jak inaczej wyrazić swoje miłość i troskę.
Małynka kiwnęła głową:
– Ona jest taka, jaka jest. Nie idealna, ale… moja mama.
– I moja babka, – uśmiechnął się Krzysztof. – Któż jeszcze widział, iż ona rzeczywiście się zmieniła?
– Zmieniła się, – potwierdziła Małynka. – Wiec, co powiedziała mi dzisiaj? „Małynko, zrozumiałam, iż bycie matką – to nie tylko kazać i uczyć, ale i uczynić wypuszczenie, kiedy czas to sam”
Krzysztof z przybił:
– Czyżby ten rozmów była tak filozoficzna?
– Nie tylko, – Małynka zaśmiała się. – Ona jeszcze dodała, iż jeżeli się nam powiedzie, to nie będzie przyjeżdżać bez zaproszenia i zostanić więcej niż trzy dni.
– O tym zaskoczeniu! – Krzysztof zaczął się śmiać. – Teraz naprawdę wierzę w cud!
Pociąg prowadził ich powoli do Krakowa, do ich życia, problemów i nadziei. Ale coś się zmieniło, coś stało się prostsze. I Krzysztof pomyślał, iż może teraz rzeczywiście dadzą się relaksować i przestanie spieszyć się. A tam, przypatrzysz, wszystko się pogadnie.
A przez poł-lata Małynka zadzwoniła do matki i cicho powiedziała w słuchawkę:
– Mama…似乎是, u Ciebie będzie babko.
I choć Halina natychmiast zaszlochała z euforii i załadowała ich pytaniami, to były już inne pytania i inne łzy.

Idź do oryginalnego materiału