Matka mojego męża poczuła się urażona, gdy odmówiliśmy przyjęcia jej syna studenta.
Mąż i ja jesteśmy razem od jedenaście lat, mieszkamy w dwupokojowym mieszkaniu, które w końcu udało nam się spłacić po latach kredytu. Wychowujemy ośmioletniego syna i wszystko układało się po naszej myśli, dopóki moja teściowa nie wpadła z kolejną genialną propozycją, zakłócając nasz spokój.
Mój mąż ma młodszego brata, Théo, siedemnaście lat. Nie byliśmy z nim blisko różnica wieku jest duża, a mąż rzadko go widuje. Denerwuje go, iż rodzice rozpieszczają najmłodszego syna, pozwalają mu na wszystko i nie wymagają wysiłku.
Théo jest uczniem kiepskim, bliskim wydalenia ze szkoły, a mimo to każda słaba ocena jest nagradzana nową tabletką, modnymi butami. Mąż nie ma wątpliwości: Za zero musiałbym nocą się uczyć, a on dostaje prezenty!. Zgadzam się z nim. Często widzieliśmy, jak Théo nie podgrzewa swojego posiłku, siedzi przy stole, aż rodzice wszystko mu przygotują, podadzą i po jedzeniu posprzątają. Po jedzeniu nie mówi dziękuję, nie żegna się, po prostu wraca do pokoju. Nie potrafi znaleźć skarpet, zrobić herbaty, miesza swoje rzeczy wszystko zależy od rodziców. Mąż kilkakrotnie zwracał się do matki Théo: Zrobicie z niego niezdolnego! ona jednak wzruszała ramionami: Nie jest jak ty. Potrzebuje więcej czułości.
Kłótnie, urazy, tygodni ciszy to typowa konsekwencja takich rozmów. Staraliśmy się trzymać z daleka. Aż pewnego dnia Théo postanowił podjąć studia w naszym mieście. Wtedy sprawy się skomplikowały.
Moja teściowa, bez wahania, zaproponowała, aby Théo wprowadził się do nas. Twierdziła, iż nie ma miejsca w akademiku, nie ma adresu, czynsz jest za wysoki i nie poradzi sobie sam. Jesteście rodziną! macie dwupokojowe mieszkanie, pomieścicie wszystkich! nalegała pewna siebie.
Starałam się tłumaczyć spokojnie: w jednym pokoju mamy nasze łóżko, w drugim łóżko dziecka. Gdzie można by pomieścić kolejnego dorosłego? Teściowa wpadła na pomysł: Postawimy dodatkowe łóżko w pokoju naszego wnuka, tak będą razem!. Przecież to tylko dwóch chłopców, mogą się zaprzyjaźnić.
Mąż nie wytrzymał i przerwał:
Nie jestem nianią, mamo! Nie chcesz nam dorzucić swojego dziecka. To twój syn zajmij się nim! W wieku siedemnastu lat już sam mieszkałem i dało mi radę!
Teściowa zarumieniła się, zaczęła płakać, nazwała nas bezdusznikami i wyszła trzaskając drzwiami. Tego samego wieczoru ojciec męża zadzwonił, by nas skrytykować:
To nie jest rodzina! Zostawiasz brata!
Mąż pozostał nieugięty. Powiedział, iż odwiedzi Théo, jeżeli rodzice znajdą mu mieszkanie, ale zamieszkanie z nami jest wykluczone. Dość traktowania go jak bezbronnego niemowlęcia. Musi dorosnąć.
On ma tylko siedemnaście! sprzeciwił się ojciec.
Miałem siedemnaście, kiedy sam wyprowadziłem się i dało mi radę. Nikt mnie nie trzymał za rękę! odparł mąż i rozłączył się.
Po tym teściowa dzwoniła kilka razy, ale mąż nie odbierał. W końcu dostała SMS: Możesz żegnać się z odziedziczonym. Szczerze mówiąc, jeżeli ten oddziedziczenie oznacza przyjęcie odpowiedzialności za rozleniwionego, rozpieszczonego chłopaka, to nie dziękujemy. Mamy już to, na co zasługujemy naszą pracę, rodzinę i spokój.
Każdy musi ponieść konsekwencje własnych wyborów. Kto wybrał drogę nadmiernej pobłażliwości i marnotrawstwa, niech teraz poniesie jej skutki. Nie jesteśmy nikomu nic winni.
Życie uczy, iż chronienie własnych granic i wewnętrznego spokoju bywa jedynym sposobem na zachowanie tego, co zbudowaliśmy.










