Zdrada za Prezenty: Rodzinna Drama

twojacena.pl 1 miesiąc temu

Moje życie płynęło spokojnie, dopóki nie wybuchł skandal z moją synową. Do tego momentu nasze relacje z Aliną, żoną mojego syna, były poprawne – bez serdeczności, ale i bez kłótni. Wymieniałyśmy uprzejmości, a ja starałam się nie wtrącać w ich rodzinne sprawy. Jednak to, co się wydarzyło, przewróciło wszystko do góry nogami. Teraz choćby nie wiem, jak mogłabym spojrzeć jej w oczy po takiej zdradzie.

Jestem emerytką, ale wciąż pracuję. Mieszkam sama w przytulnym mieszkaniu na obrzeżach Krakowa. Z bliskich w mieście mam tylko syna Bartosza, dwie ukochane wnuczki – Zosię i Hanię, oraz oczywiście synową Alinę, jeżeli w ogóle można ją jeszcze uważać za rodzinę po tym, co zrobiła. Mój świat kręci się wokół rodziny. Mam przyjaciółki, ale nasze relacje są powierzchowne – filiżanka herbaty, kilka słów i do następnego spotkania. Prawdziwą euforia dają mi moje dziewczynki, wnuczki, dla których jestem w stanie zrobić wszystko.

Jak każda babcia, uwielbiam balować Zosię i Hanię. Pieczę ciasta, kupuję zabawki, śledzę dziecięcą modę, aby podarować im stylowe sukienki czy kolorowe plecaki. Moja emerytura i pensja pozwalają mi na takie wydatki, a widok ich szczęśliwych buzi jest bezcenny. Aliny też nie pomijam – na święta zawsze wręczam coś wartościowego, by zachować rodzinny balans, kupuję też prezenty synowi. Wszystko dla harmonii.

Przed urodzinami Aliny zapytałam Bartosza, co chciałaby dostać. Odpowiedział bez namysłu: „Multiwarkę najnowszego modelu. Uwielbia gotować, będzie zachwycona”. Wiedziałam, iż to nie tania rzecz, ale dla synowej postanowiłam ograniczyć własne wydatki. W sklepie zamęczyłam sprzedawcę – sprawdzałam funkcje, porównywałam modele, dopytując o każdy szczegół. Po trzech godzinach, wyczerpana, wybrałam idealną multiwarkę. W domu rozpakowałam ją, by usunąć metki, jeszcze raz przyjrzałam się prezentowi i byłam zadowolona.

Wtedy wpadła sąsiadka Grażyna. Gdy zobaczyła multiwarkę, załamała ręce:
„Danuto, to marzenie każdej gospodyni! Gotowanie będzie teraz przyjemnością. Ile dałaś, jeżeli mogę spytać?”

Podałam sumę, a Grażyna aż westchnęła:
„Ojej, ja bym sobie nie pozwoliła…”

Przyznałam, iż dla siebie nie wydałabym tyle, ale dla Aliny, na prośbę syna, zrobiłam wyjątek. Grażyna pokiwała głową: „To dopiero teściowa, mają szczęście!”. Napiłyśmy się herbaty, jeszcze raz obejrzałyśmy prezent i pożegnałyśmy się w miłej atmosferze.

Urodziny Aliny minęły znakomicie. Promieniała z euforii na widok prezentu, dziękowała mi kilkanaście razy, choćby pytała, gdzie postawić multiwarkę w kuchni. Rozstałyśmy się w ciepłej atmosferze, jak nigdy dotąd, a ja byłam pewna, iż wszystko jest w porządku. Nic nie zapowiadało burzy.

Dwa tygodnie później Grażyna znów do mnie zajrzała, ale jej mina była zatroskana.
„Danuta, powiedzieć czy nie powiedzieć… W każdym razie, twoja Alina sprzedaje multiwarkę.”

Zdrętwiałam:
„Jak sprzedaje? Przecież marzyła o niej! Gdzie?”

„Na portalu ogłoszeniowym. Cena śmieszna, sama bym kupiła, gdybym nie wiedziała, iż to twój prezent.”

Otworzyłyśmy laptop i Grażyna pokazała mi ogłoszenie. To była ona – moja multiwarka, prawie nowa, wystawiona na rynku wtórnym! Poczułam, jak krew uderza mi do głowy. Postanowiłam sprawdzić, co jeszcze Alina sprzedaje, i kliknęłam „inne ogłoszenia tego użytkownika”. Lepiej byłoby tego nie robić. Przed oczami przeleciały rzeczy, które podarowałam wnuczkom, synowi, choćby samej Alinie: lalki, sukienki, choćby sweter, który wybierałam dla Bartosza! Wszystko to było wystawione na sprzedaż jak niepotrzebny grat.

Grażyna, widząc moją bladość, przeprosiła i wyszła, a ja, nie mogąc już wytrzymać, zadzwoniłam do Aliny.
„Alu, jak tam multiwarka? Przygotowałaś już coś pysznego?”

Zawahała się:
„No… wie pani…”

„Wiem, kochanie, wiem! – przerwałam. – życia! I sukienki dla wnuczek, i zabawki – wszystko tam jest. Daję wam prezenty od serca, a ty to wystawiasz? Mogłaś powiedzieć, iż potrzebujesz pieniędzy, dałabym w kopercie! Albo czekoladki, które kupuję dla dziewczynek, też sprzedasz?”

Alina zrozumiała, iż zaprzeczanie nie ma sensu, i przeszła do ataku:
„A co w tym złego? To moje rzeczy, robię z nimi, co chcę!”

Pokłóciłyśmy się jak nigdy dotąd. Potem zadzwoniłam do Bartosza, licząc na wsparcie, ale okazało się, iż choćby nie wiedział o „interesach” żony. Multiwarka, swoją drogą, wciąż stała u nich w kuchni – pewnie tylko dla pozorów. Najboleśniejsze jednak było to, iż syn nie stanął po mojej stronie. „Mamo, nie chcę się wtrącać w wasze awantury” – rzucił, i to zraniło mnie najbardziej.

Nie uważam tego za zwykłą sprzeczkę. Postąpić tak, jak Alina – to podłość. Moje prezenty, moja miłość do wnuczek – wszystko zostało zredukowane do towaru na stronie. Jak teraz ufać? Jak patrzeć w oczy komuś, kto tak łatwo podeptał moje uczucia?

Czasem największą boleść przynosi nie sama strata, ale świadomość, iż ludzie, którym ufaliśmy, nie potrafią docenić gestów płynących prosto z serca. Warto pamiętać, iż wartościowe relacje buduje się nie na prezentach, ale na wzajemnym szacunku i szczerości.

Idź do oryginalnego materiału