Zbyt dużo troski
Kinga obudziła się od zapachu smażonej cebuli i dziwnego dźwięku. W pokoju było ciemno, ale za ścianą dudniły garnki i coś bulgotało.
— O szóstej rano, serio? — wyszeptała, narzucając szlafrok.
W kuchni, w czerwonym fartuchu z napisem „Królowa kuchni”, stała teściowa — Halina Nowakowa. Zręcznie przewracała kotlety na ogromnej patelni, przy tym głośno nuciła „Hej, sokoły!”.
— Dzień dobry, Kingo! — zawołała wesoło, nie odwracając się. — Postanowiłam was rozpieszczać kotletami! Domowymi! Bez bułki tartej, jak Bartek lubi!
— Bartek śpi — próbowała się uśmiechnąć Kinga. — I ja też spałam. Dziś sobota.
— Co ty, kochanie! Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje! Ja od piątej już nie śpię, od razu wstałam, prysznic, przebiegłam się po podwórku — ruch to zdrowie. A potem pomyślałam — trzeba wszystkich nakarmić!
Kinga powoli nalała sobie kawy. Zanim zrobiła pierwszy łyk, do kuchni wpadła jej mama — Barbara Kowalska — w legginsach i z matą do jogi pod pachą.
— Kinga, dzień dobry! Nie zapomniałaś? Dziś idziemy na pilates!
— Pani Barbaro — uśmiechnęła się Halina z nutką ironii — już wróciłaś?
— Tak! — odparła energicznie Barbara. — Przeszłam się po osiedlu, sprawdziłam, gdzie można kupić świeże warzywa, i znalazłam studio jogi! A tak w ogóle, Hala, kotlety o świcie — to przesada. Wiesz, ile tam tłuszczu?
— Spróbowałabyś, zanim skrytykujesz — teściowa zrobiła krok do przodu. — To pierś z kurczaka, zero tłuszczu. Bartek od dziecka je uwielbia, w każdą sobotę mu tak smażyłam.
— A Kinga nie je smażonego! — ostro odparła Barbara. — Od dziecka gotowałam jej tylko na parze.
Kinga schowała twarz w dłoniach.
To był domowy koszmar.
Wieczorem w łazience odbyła się scena numer dwa.
— Dlaczego moja myjka leży na podłodze? — wrzasnęła Halina z łazienki.
— Może dlatego, iż swoją myjką zrzuciłaś wszystkie inne? — nie pozostała dłużna Barbara.
— Ja? Ja jestem zawsze porządna! To twoje kremy zajmują pół łazienki! Nie mogę choćby otworzyć szafki!
— To ziołowe kuracje!
— To śmieci, Barbaro! Śmieci!
Kinga zamknęła laptop. Nie dało się pracować.
— Bartek — szepnęła do męża. — Musimy porozmawiać.
— Nie teraz — odparł, machając ręką. — Gramy w finale.
— Bartek — wstała — albo rozmawiamy, albo wyprowadzam się do altanki.
Nacisnął pauzę na padzie i westchnął:
— O czym?
— O tym, iż w naszym domu mieszkają dwie kobiety i obie wmówiły sobie, iż to ich kuchnia, ich łazienka i ich ty.
— To tylko na chwilę…
— To już trzeci tydzień — syknęła Kinga. — Rano nie piję kawy, bo w kuchni trwa wojna. Nie mogę skorzystać z toalety, bo jest zawalona słoikami. Wczoraj twoja mama poukładała moje książki według wysokości. A moja mama usunęła nasze konto na Netfliksie, żeby oglądać „Taniec z gwiazdami”.
— One chcą dobrze…
— Tak — Kinga wstała. — Jutro spalą się nawzajem na stosie z moich ulubionych książek.
Następnego ranka rozpoczęła się wielka bitwa.
Halina zaczęła gotować „legendarny żurek”. Barbara, dowiedziawszy się o tym, wyciągnęła swój sekret — „zupę warzywną bez soli i tłuszczu”. Obie równocześnie zaczęły siekać warzywa.
— Mój żurek Bartek zawsze zjada! Z jajkiem i kiełbasą! — oznajmiła Halina.
— Bo go od dziecka do tego przyzwyczaiłaś! — odcięła się Barbara. — W jego wieku powinien jeść zdrowo!
— A miłość matki jest ważniejsza niż twoje fitnessy!
— Fitness to zdrowie! A twój żurek to zawał w miseczce!
Kinga nie wytrzymała:
— Dość! Ja też mam swoje preferencje i nie jem ani żurku, ani bezsmakowej zupy! Gdzie moje płatki?
— Wyrzuciłam, były tam konserwanty — odpowiedziały obie chórem.
— Co…?
Kinga wyszła z kuchni. Na zewnątrz mżył deszcz. Włożyła kurtkę, omal nie nadepnęła na psa i poszła przed siebie.
Po godzinie dogonił ją Bartek. Jechał na rowerze, z parasolem i termosem kawy.
— Zrozumiałem — powiedział. — To za dużo.
— Tak myślisz? — nie patrzyła na niego.
— Porozmawiam z nimi.
— Nie rozmawiaj. Rozwiąż to.
Tego wieczoru Kinga zwołała „naradę rodzinną”. Przy stole zebrali się wszyscy.
— Drogie mamy — zaczęła. — Bardzo was kochamy. Ale mieszkanie z wami to jak wpuszczenie lwa i lwicy do jednej klatki.
— Kto tu jest lwicą? — oburzyła się Halina.
— Ja oczywiście jestem lwem — odparła Barbara.
— Stop! — Bartek podniósł ręce. — Mamy rozwiązanie. Mam domek gościnny. Ale tylko jeden. Dlatego proponujemy… rotację.
— Co? — obie zmrużyły oczy.
— Każda z was będzie mieszkać tam na zmianę. Tydzień tu, tydzień tam.
— Ale ja nie mogę bez kuchni! — zaprotestowała Halina.
— Tam jest kuchenka — odparł Bartek.
— A ja potrzebuję kąpieli z solą — wtrąciła Barbara.
— Jest prysznic i kupimy dyfuzor — spokojnie powiedziała Kinga.
— Nie zgadzam się! — krzyknęły niemal jednocześnie.
— W takim razie wyprowadzicie się. Obie. Na stałe.
— To szantaż! — powiedziała Halina.
— To wolność — odparła Kinga.
Następnego ranka w domu unosił się zapach kawy. Tylko kawy. Bez kotletów.
Kinga wyszła na taras. Siedziały tam obie, w kocach, z herbatą.
— Zgoda. Będziemy się zmieniać — powiedziała Halina.
— Ale następnym razem ja pierwsza jestem w domu — dodała Barbara.
— Dlaczego ty? — warknęła teściowa.
— Bo jestem starsza!
— Ty…
— MAMY! — Kinga podniosła rękę. — Albo się dogadacie, albo wynajmę sobie mieszkanie i wyprowadzam się. Z psem. I matą do jogi.
Mamy umilkły.
A potem wybuchły śmiechem. Obie.
— Może rzeczywiście ty pierwsza, HalaO poranku Kinga obudziła się spokojna, aż do chwili, gdy z kuchni dobiegł ją dźwięk tłuczonych naczyń i podniesione głosy trzech kobiet, które właśnie odkryły, iż babcia w tajemnicy wymieniła im wszystkie przyprawy na suszone zioła z własnego ogródka.