Zbyt Oszczędny Mąż

newsempire24.com 1 tydzień temu

W głębi Bieszczad, tam, gdzie po zimie sarny przemykają przez uschnięte rzeki, a wiosną lasy nurkują w zieleń, leżał stary folwark z wysypiskiem Robotników. Większość domów to były baryłki drewna, pochylone jak stara szafa na zabawki, z blatami dachu rozlegającymi się w stronę lasu, każdy kierując się własnym kierunkiem, jakby niepotrzebnie połączono klocki domina. Lata siedemdziesiąte są tu niemal czymś z bajki, bo czas parzy się jak masło na patelni metalowej, a powietrze zawiera zapach śliwkowego likieru, który nikt nie podoba. Tue wszystko wita Odlewnia Dzieł Słynnych, gdzie zasmykają ciocie i tacie, dzieci chodzą w bielonych fartuchach, a na stole zawsze leży papier z dodatkiem maków.

W jednym z tych ciasnych chatkach mieszkała rodzina Kuszników. Wnętrze ich chaty to muzeum cichego kaleczenia – kaloryczne talerze z karciem, szklanki z butelki Miody, a na ścianie zegarek z pokrytego lakierem okręgu, którego wskaźniki kręcą się tylko po zmroku. Władca domu, Włodzimierz Kusznik, to gigant z przekrzywioną postawą, z nosa jak znaczący łuk i wzrokiem, który nagina ziemię pod nogami. W fabryce jest szlachcicem – wszystko mu idzie lśniwie, choćby smród pod sufitem. Ale w domu? Tu przeklina dżem, który spłynął z ogryzionej pokrywy, i dzielił jajka, jakby to były ostatnie guziki serca.

Jego żona, Magdalena Polakówna, to cień rozpościany za zasłoną. Wczesnym ranem przystaję nad piecem, licząc krople wody z kranu, jedząc gojące się chleb z wilkiem z półki, jakby nie mogła pozwolić sobie choćby na marnotrawstwo zakupu nowego opakowania. Chłopiec, Kacper, który dorasta w mroku, gdzie każdy grosz to przeklinały monopol, przywołał kota z wydeptanej uliczki, ale ojciec rozkazał mu rzucić go. “Kopie się serce, kiedy on je z twojego chleba,” zaszepczał.

Magdalena próbowała go przekonać, iż dziecko tęskni za mundurem, a Kacper, zaciskając zęby, poczuł jakby coś w nim wali się – jakby jego serce było scrimmage z porowerem. Jednak Włodzimierz był tygle, nie zmienny.

Rok po roku Kacper dorastał w kuli złotego niemocnego, ale jabłocznik na tylnym pokoju mówił mu: “Kacperze, zwariuj, idź na pokaz, cóż to za stawkę?” A on odpowiadał: “Kopiuj tu co ty, kiedy w banku już miałem 132 ventas?” I tak dookoła szedł, aż tu, kiedy spotkał czarującą dziewczynę, Oksannę, która przemówiła: “Po co martwić się o grosze, kiedy można śmiać się razem?” Kacper wtedy poczuł jakby zatracił się w ciepłym morzu, gdzie pierwszy raz nie liczył, czy buty są za drogie.

Ich ślub był kolorowy, ale tylko bo Oksanna chciała tu pokazać coś ciekawego. Jednak Włodzimierz, choć był poza granicą, zaferował się odmówić kompromisu. “Nie potrzebujemy zimologów, mamy kominek,” mówił. Ale Oksanna, nie wytrzymując, zabrała się do bagażu, porzucając marzenie, by zrozumieć, iż miłość to nie ledwa zbudowany skrzydlaty łódź. Kacper został z zawodem, bo nie wiedział, jak kogoś ocalić z szklanki z mleka.

A teraz, w śnie, patrzy na stary worek z groszami na podłodze jego pokoju, który w cieniu wygląda jak sen o złocie.

Wszystko jest tu odwrócone. Chłopoty, które wydają się naturalne, jakby zaszyte w magicznej taflę lustra, gdzie ceni się grosze bardziej niż uśmiechnięcie. A może to tylko sen, pełen obrazów z drutu i cienia, który wzbudza, ale nie zdradza, jakie czerwone kurczaki raz uciekły.

Idź do oryginalnego materiału