Zatrzymując auto, pożegnanie z kochanką na zawsze

polregion.pl 6 dni temu

Pożegnawszy się czule z kochanką przed jej domem, Buczyński wyruszył w drogę powrotną. Pod blokiem zatrzymał się na chwilę, ważąc w myślach słowa, którymi powita żonę. Weszł po schodach i otworzył drzwi.

— Cześć — powiedział Buczyński. — Iza, jesteś w domu?
— Jestem — odpowiedziała żona flegmatycznie. — Cześć. No i co, mam smażyć kotlety?

Buczyński postanowił działać stanowczo — śmiało, zdecydowanie, po męsku! Zakończyć podwójne życie, póki na ustach gorą jeszcze pocałunki kochanki, póki nie wciągnęła go ponownie codzienna nuda.
— Iza — odchrząknął. — Przyszedłem ci powiedzieć… iż musimy się rozstać.

Reakcja Izy była więcej niż spokojna. Zresztą, trudno było wyprowadzić ją z równowagi. Kiedyś Buczyński choćby nazywał ją „Izą Lodową” za jej zimną krew.
— To znaczy co? — zapytała Iza, stojąc w drzwiach kuchni. — Nie mam smażyć kotletów?
— To zależy od ciebie — odparł Buczyński. — Chcesz, smaż, nie chcesz, nie smaż. A ja odchodzę do innej kobiety.

Po takim wyznaniu większość żon rzuciłaby się na męża z patelnią albo urządziła głośną awanturę. Ale Iza do większości nie należała.
— Ojej, jakie to dramatyczne — powiedziała. — Przywiozłeś moje buty z naprawy?
— Nie — zmieszał się Buczyński. — jeżeli tak bardzo ci zależy, zaraz jadę do szewca i odbieram!
— Oj, ty… — mruknęła Iza. — Jesteś przewidywalny jak deszcz w listopadzie. Każ głupkowi po buty, a on stare przyniesie.

Buczyński poczuł się urażony. Rozmowa o końcu małżeństwa jakoś nie szła po jego myśli. Brakowało emocji, płaczu, krzyków! Ale czego innego spodziewać się po żonie o przydomku Iza Lodowa?

— Chyba mnie nie słuchasz, Iza! — powiedział Buczyński. — Oświadczam oficjalnie, iż odchodzę do innej kobiety, zostawiam ciebie, a ty gadasz o butach!
— Słusznie — odparła Iza. — W przeciwieństwie do mnie ty możesz iść, gdzie chcesz. Twoje buty nie są u szewca. Czemu nie masz w nich wyjść?

Żyli razem długo, ale Buczyński wciąż nie potrafił odgadnąć, kiedy żona żartuje, a kiedy mówi poważnie. Właśnie za jej opanowanie, spokój i oszczędność słów kiedyś się w niej zakochał. No i oczywiście za jej gospodarność oraz… przyjemne kształty.

Iza była niezawodna, lojalna i zimna jak morski głaz. Ale teraz Buczyński kochał inną. Kochał namiętnie, grzesznie, słodko! Trzeba było postawić kropkę nad „i” i ruszyć ku nowemu życiu.

— Więc tak, Izo — powiedział Buczyński z nutą patosu i żalu. — Dziękuję ci za wszystko, ale odchodzę, bo kocham inną kobietę. A ciebie już nie kocham.
— No, rewelacja — odparła Iza. — Nie kocha mnie, wielka mi rzecz! Moja mama kochała sąsiada, a tata — wódkę i brydża. I jakoś żyli. A teraz patrz, jaka wspaniała ja się stałam.

Buczyński wiedział, iż dyskusje z Izą to syzyfowa praca. KaBuczyński westchnął ciężko, spojrzał na kotlet smażący się na patelni i stwierdził, iż może jednak nie warto rzucać rodzinnego gniazda dla kobiety, której historię choroby zna na pamięć jego własna żona.

Idź do oryginalnego materiału