— Krystyna Janicka, jak mogłaś coś takiego zrobić? — krzyczała sąsiadka Weronika Kowalska, wymachując rękami w korytarzu kamienicy. — Jesteś matką! Jak możesz tak obojętnie patrzeć, co się dzieje z twoją córką?
— Cicho bądź! — syknęła Krystyna, rozglądając się nerwowo. — Obudzisz pół kamienicy swoim wrzeszczeniem!
— A niech się obudzą! Niech wszyscy wiedzą, jaka z ciebie matka! Kinga od trzech miesięcy nie wychodzi z pokoju, ledwo je, a ty udajesz, iż nic się nie dzieje!
Krystyna zacięła usta i weszła do pokoju, zatrzaskując drzwi. Weronika jeszcze chwilę stała na korytarzu, po czym odeszła, głośno sapiąc ze złości.
W pokoju było duszno i cicho. Kinga leżała na łóżku, odwrócona do ściany, udając, iż śpi. Matka podeszła do okna i otworzyła je szeroko. Chłodne jesienne powietrze wdarło się do środka, poruszając firankami.
— Kinga, wstawaj. Czas na obiad — powiedziała cicho.
Córka się nie poruszyła. Krystyna usiadła na brzegu łóżka.
— Wiem, iż nie śpisz. Porozmawiajmy, dobrze?
— O czym tu mówić? — odparła Kinga, nie odwracając się. — Wszystko już się stało.
— Stało się, ale życie toczy się dalej. Trzeba coś postanowić.
Kinga nagle odwróciła się do matki. Jej twarz była blada, oczy opuchnięte od płaczu.
— Co mam postanowić, mamo? Co? On żeni się za tydzień z tą swoją Martą z uczelni! A ja siedziałam jak głupia i czekałam, aż skończy studia!
— Kochanie, dlaczego tak się męczysz? — Krystyna pogładziła córkę po włosach. — Widocznie nie było wam pisane. Znajdziesz kogoś innego, dobrego.
— Kogoś innego? — Kinga usiadła i spojrzała na matkę pustym wzrokiem. — Mamo, ty nie rozumiesz. Ja…
Zawiesiła głos i znów odwróciła się do ściany.
— Co, córeczko? Mów, co się stało.
— Nic. Po prostu bardzo boli.
Krystyna westchnęła i wstała.
— Dobrze, odpoczywaj. Ale na kolację musisz coś zjeść. Schudłaś strasznie.
Matka wyszła do kuchni przygotować obiad. Kinga leżała, wpatrując się w sufit. Coś ciągnęło i kłuło ją w brzuchu. Położyła na nim rękę i delikatnie pogładziła przez cienką koszulę nocną.
— Co my teraz zrobimy? — szepnęła.
Z kuchni dobiegał stuk garnków i syk smażącej się na patelni cebuli. Pachniało ziemniakami. Kingę trochę mdliło, jak już od kilku tygodni.
Wieczorem przyszła ciocia Hela, młodsza siostra matki, która pracowała jako pielęgniarka w szpitalu i jako jedyna w rodzinie miała wykształcenie medyczne.
— No i jak, Krysiu, co z naszą chorą? — zapytała, wieszając płaszcz w przedpokoju.
— Wciąż leży, nic nie je. Zupełnie mnie zamęczyła — poskarżyła się Krystyna.
— A do lekarza ją zabrałaś?
— Gdzie ja ją zaprowadzę? choćby wstać nie chce.
Ciocia Hela weszła do pokoju Kingi.
— Witaj, siostrzenico. Jak się czujesz?
— Normalnie — burknęła Kinga, nie odwracając się.
— No to się odwróć — powiedziała stanowczo. — Niech się na ciebie popatrzę.
Kinga niechętnie się odwróciła. Ciocia Hela przyjrzała się jej twarzy, potem wzięła za rękę i zmierzyła puls.
— Kiedy ostatnio normalnie jadłaś?
— Nie pamiętam — mruknęła Kinga.
— A miesiączkę kiedy miałaś?
Kinga drgnęła i gwałtownie spojrzała na ciotkę.
— Nie pamiętam.
— Jak to nie pamiętasz? Pomyśl.
— No… dawno. Ze dwa miesiące pewnie.
Ciocia Hela zmarszczyła brwi.
— Kinga, wstań. Chodźmy do łazienki.
— Po co?
— Sprawdzimy coś.
Kinga niechętnie wstała. Nogi miała jak z waty, w oczach się jej ćmiło.
— Ojej — złapała się za ścianę.
— Co się stało?
— Kręci mi się w głowie.
Ciocia Hela pomogła jej dojść do łazienki i zamknęła drzwi.
— Rozbierz się — powiedziała krótko.
— Ciociu Helu, po co?
— Bo tak. Rób, co mówię.
Kinga powoli się rozebrała. Ciocia Hela obejrzała ją, dotknęła brzucha i piersi.
— Dobra, ubieraj się.
Wrócili do pokoju. Ciocia Hela usiadła na krześle i długo patrzyła na siostrzenicę.
— Kinga, powiedz szczerze. MiałI przez cały czas bała się, iż pewnego dnia ktoś spojrzy jej w oczy i zada to jedno pytanie, na które nigdy nie będzie miała odpowiedzi.