Zastanów się, jak dalej żyć, jeżeli niewinne dziecko twojego męża trafi do domu dziecka…

twojacena.pl 5 dni temu

**Dziennik osobisty**

Dziś znowu musiałam się zmusić, żeby wstać. Niedziela, można by poleżeć dłużej, ale co tam. Przeciągnęłam się, zrzuciłam kołdrę i wstałam. Umyłam twarz, zaparzyłam świeżą herbatę i piłam małymi łykami, patrząc przez okno na ponury podwórzec z ogołoconymi drzewami i kałużami po deszczu. Niebo zasnute szarą, jednolitą płachtą, lada chwila może zacząć sypać drobnym śniegiem.

Ale wyjść trzeba, choćby po to, żeby wynieść śmieci. Męczyło mnie już siedzenie w domu i użalanie się nad sobą. Nic nie zmienię, Wojtka nie przywrócę. Kiedy umiera ktoś bliski, czujesz, jakby część ciebie też odeszła. Wewnątrz pustka, której – choćbym nie wiem jak się starała – niczym nie da się wypełnić. Czas nie leczy, tylko zagrzebuje ból głębiej, zaciera wspomnienia. Zmęczył mnie ten smutek, ta rozpacz. Jak żyć, skoro Wojtka już nie ma? Po co?

Poznaliśmy się na studiach. Na pierwszym wykładzie usiadł obok mnie. Sympatyczny chłopak, który – tak jak ja – patrzył na świat z ciekawością i radością. Potem razem biegaliśmy po korytarzach, szukając sal, wpadaliśmy na przerwie do stołówki. Na piątym roku rozumieliśmy się bez słów, jak małżeństwo po latach wspólnego życia.

*„Jak ja bez ciebie wytrzymam? Nie umiem sobie tego wyobrazić. Zdamy egzaminy i każdy pójdzie swoją drogą. Słuchaj, a może nie rozstawać się?”* – zapytał kiedyś Wojtek.

*„Co proponujesz?”* – rzuciłam pytanie.

*„Wyjdź za mnie”* – wydukał.

*„To ma być oświadczyny?”* – spoważniałam. *„Myślałam, iż nigdy się nie doczekam. No dobrze, zgoda.”*

*„Serio?”* – aż się rozpromienił.

*„Z czego ty się cieszysz? Do małżeństwa potrzeba czegoś więcej niż ochoty. Trzeba się kochać.”*

*„Zżyliśmy się przez te lata. Kto powiedział, iż ja ciebie nie kocham? A ty? Kochasz mnie?”*

Wielokrotnie zadawałam sobie to pytanie. I zawsze odpowiadałam, iż tak. Umarłabym, gdyby Wojtek zwrócił uwagę na inną. Pod koniec sierpnia wzięliśmy ślub. Ja mieszkałam z rodzicami, on przyjechał do miasta na studia z małej miejscowości.

Rodzice oboje zacisnęli pasa i kupili nam kawalerkę. Bez słów umówiliśmy się, iż z dziećmi poczekamy. Wydawało mi się to wtedy nierzeczywiste, jak zabawa. Ale czas mijał, żyliśmy razem, byliśmy szczęśliwi. Po dwóch latach Wojtek wraz z przyjacielem Michałem założyli małą firmę.

Ja nie chciałam ryzykować – zostałam na dotychczasowej pracy. Gdyby im nie wyszło, miałabym chociaż jakieś zarobki. Ale Wojtek z Michałem świetnie sobie radzili. W końcu i ja przeszłam do pracy u męża. Zajęłam się księgowością, żeby uniknąć niespodzianek.

Po kolejnych dwóch latach kupiliśmy przestronne mieszkanie, samochód, jeździliśmy na wakacje za granicę dwa razy w roku. Przywoziliśmy stamtąd masę zdjęć i filmów. Po śmierci męża usunęłam wszystkie pliki z pulpitu. Nie mogłam na nie patrzeć – od razu łzy napływały do oczu.

Pamiętam tamten przeklęty dzień w najdrobniejszych szczegółach. Była niedziela. Jedliśmy śniadanie. Nagle Wojtkowi zadzwonił telefon, zaczął się spieszyć.

*„Gdzie tak?”* – spytałam.

*„Michał nawalił, klient cofa pieniądze. Jadę się tym zająć.”* – pocałował mnie w policzek w drzwiach i wyszedł. Gdybym wiedziała, iż to ostatni raz go widzę… Żadnych przeczuć nie miałam. Później żałowałam, iż puściłam go samego.

Godzinę później zadzwonili z policji – Wojtek miał wypadek, muszę przyjechać do szpitala. Natychmiast wzięłam taksówkę. Gdyby zginął, od razu by mi powiedzieli. Wierzyłam, iż żyje, dopóki spotkany na miejscu kapitan nie zaprowadził mnie do kostnicy.

Z jego śmiercią skończyło się też moje życie. Pogrzebem zajął się Michał. Powiedział, żebym się nie martwiła, nie spieszyła do pracy, dała sobie czas…

Przebierałam się. Całe przedpołudnie chodziłam w szortach i bluzce. Wojtkowi się to podobało, mówił, iż wyglądam w tym sexy.

Minęły już ponad dwa miesiące, czas wyjść z tej samotniczej nory. Muszę wziąć się w garść. W końcu jestem współwłaścicielką firmy Wojtka. Jutro poniedziałek – dobry moment, by zrobić pierwszy krok. jeżeli nie dam rady, zaproponuję Michałowi wykupienie udziałów, wyjadę gdzieś odpocząć, a potem znajdę nową pracę.

Wyszłam na zewnątrz, zabierając ze sobą śmieci. Pogoda okazała się mniej zimna, niż wyglądała przez okno. Wyrzuciłam worek i postanowiłam się przejść. Zmarzłam, wstąpiłam do sklepu i wyszłam z nową sukienką w kolorze chabrowym. Nie mogłam się oprzeć. W końcu muszę w czymś iść do pracy, a stare sukienki wisiały na mnie jak na wieszaku.

Moja przyjaciółka Kinga kiedyś powiedziała, iż gdyby to ona zginęła, a nie Wojtek, on nie zamknąłby się w czterech ścianach. Wtedy się zgodziłam. Wojtek przeżywałby, ale pracowałby dalej – firma wymaga uwagi. Faceci są inni, mniej wrażliwi.

Następnego dnia w biurze, oprócz komplementów, dostałam pełne współczucia spojrzenia i szepty za plecami. Tyle dokumentów i umów się nazbierało, iż ręka bolała od podpisów. Najpierw czytałam dokładnie, ale gwałtownie straciłam siły i tylko przelatywałam wzrokiem po stronach.

Wracałam autobusem. Samochód Wojtka po wypadku nadawał się tylko do kasacji. Zrobiło mi się gorąco, wysiadłam dwie przystanki wcześniej i szłam do domu pieszo. Lekki, niebieski szalik powiewał na wietrze. Zaraz minę skwer i będę na miejscu.

*„Patrzcie, jak się stroi. Pieniądze po mężu zgarnęła, to i może sobie pozwolić. A iż dzieciak głodem przymiera, to już jej problem”* – usłyszałam za plecami i stanęłam jak wryta.

Na ławce siedziała kobieta około siedemdziesięciu lat i patrzyła prosto na mnie.

*„Do mnie?”* – spytałam.

*„Do ciebie, a do kogo by?”* – rozejrzała się. *„Nikogo więcej tu nie ma.”*

*„Zna mnie pani?”*

*”Tak, jesteś Magda Nowak, wdowa po Wojtku Nowaku, i mam ci coś ważnego do powiedzenia o jego drugim dziecku” – odparła staruszka, wyciągając pomiętą fotografię niemowlęcia, a ja poczułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg.*

Idź do oryginalnego materiału