“`
Mam na imię Kinga Wilk i mieszkam w Toruniu, gdzie Wisła leniwie przepływa obok zabytkowych uliczek. Mam 28 lat i czuję się bezradna — potrzebuję waszej rady, świeżego spojrzenia. Za mną seria nieudanych związków: byłam zdradzana, porzucana, wykorzystywana, z sercem pełnym ran. Dlatego, kiedy spotkałam Arka nad Bałtykiem, jego intensywne zaloty nie zauroczyły mnie od razu. Trzymałam dystans, myśląc, iż to będzie jedynie wakacyjny flirt. Ale on okazał się inny niż reszta — kulturalny, inteligentny, szczery do bólu. Arek wyznał, iż jest oczarowany moją urodą, inteligencją, manierami, iż jestem tą, z którą chce budować rodzinę i iść razem przez życie. Miał prestiżową pracę, zapewniającą stabilność i pewność — mógł zapewnić utrzymanie rodzinie.
Nasza więź nie zakończyła się po wakacjach. Wróciłam do Torunia, on do Warszawy, skąd pochodził. Każdego wieczora dzwonił, nie męcząc mnie, a w piątki przyjeżdżał do mnie — spędzaliśmy razem weekendy, z każdym dniem zbliżając się coraz bardziej. W końcu uwierzyłam, iż miał rację, byliśmy dla siebie stworzeni. Oboje dojrzali, mądrzy życiowym doświadczeniem, gotowi na poważne kroki. Jego miłość była większa niż moja, co dawało mi nadzieję, iż nie znajdę się znów w pułapce męskich gierek i zdrad. Kiedy w końcu odpowiedziałam „tak” na jego oświadczyny, Arek zabrał mnie do Warszawy, bym poznała jego rodziców. Przyjęli mnie serdecznie, z uśmiechami, a choćby pochwalili wybór syna. W ich obecności Arek założył mi na palec piękną obrączkę, a jego matka zabrała mnie do jubilera — bym sama wybrała złoty naszyjnik i kolczyki. Nalegała, bym zdecydowała, co mi się podoba — to wzruszyło mnie do głębi.
Ślub zaplanowaliśmy na połowę września, czekając na powrót jego brata, Michała, z Szwajcarii, gdzie mieszkał i pracował. Arek z płonącymi oczami planował nas przedstawić sobie nawzajem. Następnego dnia po przyjeździe Michała zawiózł go do Torunia. I wtedy wszystko się posypało. Wystarczyło, iż spojrzeliśmy sobie w oczy i poczułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg. Nigdy wcześniej obecność mężczyzny nie działała na mnie tak mocno — serce mi waliło, a oddech przyspieszył. Widziała, jak Michał zastygł, jakby trafiony piorunem, nie odrywając ode mnie wzroku. Było to niewytłumaczalne: pierwszy raz widzisz człowieka, a przyciąganie — nie tylko duchowe, ale i fizyczne — zalewa cię jak fala. Tego samego wieczoru zadzwonił do mnie z Warszawy i wyznał wszystko. Jego słowa — pełne namiętności, gorące — brzmią w moich uszach do tej pory, sprawiając, iż uginają się przede mną kolana. Powiedział, iż dla Arka małżeństwo to obowiązek, stabilność, porządek, a ja jestem idealną żoną według jego surowych kryteriów, jak z listy wymagań. Ale to nie miłość. Nie ta szalona, wszechogarniająca pasja, która w nim płonie i którą dostrzegł w moich oczach. Nie może żyć, wiedząc, iż ktoś inny — choćby brat — mnie obejmuje, posiada mnie.
Płakałam, próbując wyjaśnić, iż dałam słowo, iż jego rodzice nie przeżyją takiego ciosu, iż musimy zdusić te uczucia, jak bolesne by nie były. Ale on nie słuchał. „Wyjedźmy do Szwajcarii, pobierzmy się, postawimy wszystkich w obliczu faktów. W przeciwnym razie to agonia, powolna śmierć. Nasza miłość nie zasługuje na grób!” — krzyczał do słuchawki. Targałam się między poczuciem winy a ogniem w sercu. Arek — niezawodny, dobry, a Michał — jak burza, co porywa mnie w przepaść namiętności. Czułam się zdrajczynią przed jednym i beznadziejnie zakochaną w drugim. Wtedy los zgotował mi próbę: poślizgnęłam się na schodach w biurze, złamałam kostkę i rękę powyżej nadgarstka. Dwie skomplikowane operacje, gips, miesiące rekonwalescencji — ślub trzeba było przełożyć.
Teraz Arek przyjeżdża do mnie do Torunia co weekend. Otacza mnie troską, czułością, wspiera, pomaga przetrwać ból i gips, zapewnia, iż poczeka na mnie do ślubu. A Michał dzwoni pięć razy dziennie ze Szwajcarii, błagając, bym zgodziła się na ucieczkę: „Przylecę, zabiorę cię w tajemnicy, wywieźć w samolocie do mnie!” Jego głos — jak trucizna, co zatruwa moje sumienie, ale nęci szaleńczo. Serce krzyczy: wybierz miłość, rzucaj się w otchłań z Michałem! Ale rozsądek, wychowanie, moralność powtarzają: zostań z Arkiem, zapomnij o tym szaleństwie, nie niszcz wszystkiego, co zbudowane. Rozpaczam. Czasem myślę: a może wyrzucić obydwu z życia? Odejść, by nie zdradzać jednego i nie męczyć się z powodu drugiego? Ale czy to adekwatne?
Nie śpię nocami, wyobrażając sobie, jak Arek zakłada mi pierścień, a potem — jak Michał całuje mnie w jakimś szwajcarskim miasteczku nad jeziorem. Jeden — moja twierdza, drugi — mój ogień. Rodzice Arka przyjęli mnie jak córkę, a ja właśnie zamierzam im złamać serce. Michał gotów jest porzucić rodzinę dla mnie, a ja boję się, iż zburzę jego życie, jeżeli odmówię. Jak wybrać między obowiązkiem a pasją? Jak nie stać się tą, która zdradza wszystkich — i siebie samą? Jestem w pułapce, w chaosie uczuć, i nie widzę wyjścia. Powiedzcie mi, co robić, jak dalej żyć z tą miłością, która rozdziera mnie na kawałki?
“`