Zaproszeni na parapetówkę… zszokowani widokiem: kuchnia jak po eksplozji

polregion.pl 5 dni temu

Zaprosili nas na nowe mieszkanie… i wprawili w osłupienie: kuchnia jak po wybuchu

Niedawno wraz z moją żoną dostaliśmy zaproszenie od mojego dawnego przyjaciela, Marka. On i jego małżonka, Kinga, przeprowadzili się do nowego wynajętego mieszkania w Gdańsku i postanowili uczcić to nowe mieszkanie. Wydawało się to radosnym wydarzeniem, więc z chęcią się zgodziliśmy – z prezentem, z dobrym humorem.

Choć od dawna zastanawiałem się – dlaczego oni wciąż nie mają własnego lokum? W końcu razem są już osiem lat, dzieci nie mają, oboje pracują: on jako taksówkarz, ona – robi manicure w salonie. Czyżby przez ten cały czas nie dało się wziąć choćby kredytu mieszkaniowego? Ale trudno, każdy ma swoje priorytety.

Pod drzwi podeszliśmy z butelką szampana i eleganckim pudełkiem – w środku był nasz prezent: zestaw porządnych kieliszków. Przywitała nas Kinga. Miała na sobie wieczorową sukienkę i wysokie obcasy, które wbijały się w miękkie linoleum, zostawiając głębokie ślady. Wyglądało to dość komicznie: strój jak na wyjście do restauracji, a w tle – odrapane ściany i ponury korytarz.

Weszliśmy do środka. Pierwsze, co rzuciło się w oczy, to ogólne zaniedbanie. Na półkach warstwa kurzu, w przedpokoju – piasek, jakby ich pies właśnie wrócił ze spaceru. Starałem się jednak nie zwracać na to uwagi – w końcu nie przybyliśmy na inspekcję, tylko w gości.

Skierowałem się do kuchni, by postawić prezent na stole. I wtedy uderzyło mnie to jak grom. Zastygłem w drzwiach – tak byłem zszokowany tym, co zobaczyłem.

Stół w kuchni wyglądał, jakby ktoś próbował tam przetrwać apokalipsę. Sterty śmieci pomieszane z resztkami jedzenia: tłuste serwetki, kości po kurczaku, słoiczki z przyprawami, na wpół zgniłe jabłko, połamane ciastka. Na środku – słoik po śmietanie, a w środku coś podejrzanie zielonego. Widocznie dawno zapomnieli go wyrzucić.

Na tym wszystkim – kilka brudnych kubków, jeden z zaschniętą torebką herbaty. Wyglądało na to, iż nikt tu nie zaglądał od co najmniej trzech dni. To nie był zwykły bałagan – to była pełna antyhigiena.

Moja żona, ujrzawszy to, westchnęła i cicho szepnęła:
– Może pomożemy posprzątać?
Kinga skinęła głową:
– Tak, oczywiście, dzięki, bo my nie zdążyliśmy…

Żona zabrała się do roboty i niedługo stół choć trochę się odsłonił. Ale niesmak pozostał. Zrobiło mi się głupio – zarówno za nich, jak i za nas. Nie mogłem pojąć, jak dorośli ludzie, bez małych dzieci, pracujący i całkiem sprawni, doprowadzili mieszkanie do takiego stanu.

Tak, każdy ma okresy zapracowania, dni, gdy brak siły na cokolwiek. Ale tu ewidentnie była zaniedbanie, które narastało tygodniami.

Usiedliśmy przy stole. Jedzenia – wędzony ser, resztki wędlin, chipsy. Wszystko, co można kupić w sklepie po drodze do domu. Apetyt zniknął, choć przyszedłem głodny. Trochę wypiliśmy i niedługo wyszliśmy – tłumacząc się obowiązkami.

W drodze do domu milczeliśmy z żoną. Dopiero po kilku minutach powiedziała:
– Ja w takim brudzie nie wytrzymałabym ani jednego dnia…

Nie mi mówić, jak ludzie mają żyć. Nie mnie osądzać. Ale jedno zrozumiałem na pewno: choćby najpiękniejszy prezent traci sens, gdy ląduje w chaosie i obojętności.

A wy zostalibyście na takim przyjęciu?

Idź do oryginalnego materiału