Zamiast wesela

polregion.pl 2 dni temu

Ślubu nie będzie

Krystyna ukończyła liceum pedagogiczne z wyróżnieniem, marzyła o studiach na uniwersytecie. ale marzenia te miały pozostać niespełnione. Ojciec wpadł w poważny wypadek, długo leżał w szpitalu. Gdy go wypisano, mama wzięła urlop, by opiekować się nim w domu, aż oswoi się z wózkiem inwalidzkim.

W ich mieście nie było uniwersytetu, trzeba było jechać do Warszawy. Krystyna postanowiła, iż spróbuje za rok. Nie mogła zostawić rodziców samych w tak trudnym czasie. Zaczęła pracować w szkole.

Lekarze dawali nadzieję, iż ojciec z czasem stanie na nogi, jeżeli będzie wykonywał ćwiczenia, masował się i brał leki. Mama sprzedała działkę rekreacyjną, by opłacić rehabilitację i lekarstwa. Niestety, ojciec nigdy nie wstał z wózka.

— Dość, przestańcie wyrzucać pieniądze na wiatr. I tak nie wstanę — powiedział któregoś dnia.

Jego charakter się pogorszył, stał się kapryśny i podejrzliwy, wszystkim się czepiał. Najbardziej oczywiście cierpiała mama. Gdy ją zawołał, musiała wszystko rzucać i biec do niego. Zwykle chciało mu się pić, o coś zapytać albo po prostu pogadać. A w tym czasie obiad przypalał się na kuchence.

— Józek, mógłbyś sam podjechać do kuchni. Teraz ziemniaki się spaliły — wyrzucała mama.

— Mnie życie się spaliło, a tobie żal ziemniaków? Tobie łatwo mówić, chodzisz. Ciężko podać szklankę wody? — wściekał się ojciec.

Czasem w gniewie rzucał w mamę kubkiem lub talerzem. Coraz częściej prosił o wódkę. A gdy się napił, wyładowywał złość na matce, jakby to ona była winna wypadkowi.

— Tato, nie pij, to nie pomoże. Zagraj w szachy, poczytaj książki — przekonywała Krystyna.

— Co ty tam wiesz. Ostatnią przyjemność mi odbierasz? W tych twoich książkach same bzdury. Sam je czytaj. W życiu jest inaczej. Jestem do niczego — burczał.

— Mamo, nie kupuj mu więcej wódki — prosiła Krystyna.

— Nie kupię, to będzie wrzeszczał. Ciężko mu. Co zrobić… — wzdychała mama.

— Powinien ćwiczyć, a nie pić. Lekarze mówili, iż może chodzić. Sam nie chce. Lubi nas męczyć, a my tańczymy wokół niego — złościła się Krystyna.

Żal jej było ojca, ale i im z mamą nie było łatwo. Pewnego dnia Krystyna wróciła ze szkoły zmęczona, bolało ją gardło, chciała się położyć. A ojciec wciąż ją wołał. W końcu nie wytrzymała.

— Dość. Ledwo stoję. Ty masz wózek, podjedź sam do kuchni i pij, ile chcesz. Nie jesteś jedyny. Setki ludzi tak żyją, choćby pracują, startują w paraolimpiadach. A ty nie możesz podjechać do kuchni. No dalej, sam! Ja muszę przygotować lekcje. — I poszła do swojego pokoju.

Słyszała, jak po podłodze skrzypią koła wózka, jak ojciec stuka szklanką o stół w kuchni, jak wózek zatrzymał się na chwilę pod jej drzwiami. Czekała, iż je otworzy i będzie krzyczeć. Ale pojechał dalej. Od tamtej pory stał się bardziej samodzielny.

W ciepłe dni Krystyna zostawiała otwarte okno. Ojciec podjeżdżał i siedział przed nim — „na spacerze”. Przez wąskie drzwi i próg nie mógł wyjść. Oczywiście, przydałoby się poszerzyć otwory, ale skąd wziąć pieniądze?

— Oddajcie mnie do przytułku — prosił po pijanemu.

— Co ty mówisz? Jesteś żywy, to najważniejsze. Reszta się ułoży — pocieszała go mama.

— Teraz tak mówisz, ale niedługo znudzi ci się wynoszenie ode mnie nocnika. Będziesz żyć z litości. Po co ci kaleka? Jesteś jeszcze młoda…

Tak mijali dni. Niepostrzeżenie minął rok, znów nadeszła deszczowa jesień. Pewnego dnia Krystyna wyszła ze szkoły, ale zanim dotarła do przystanku, zaczęła się ulewa. Schowała się pod daszkiem wiaty, ale i tam docierały krople. Przejeżdżające samochody nie zwalniały, wzbijając fontanny błota. Krystyna stała, jak zmokła wróblica.

Nagle zatrzymała się ciężarówka. Wysiadł z niej mężczyzna. Zakrywając głowę kurtką, podbiegł do Krystyny.

— Wskakuj, podwiozę cię do domu.

Zmarznięta i przemoczona, wsunęła się pod jego kurtkę, pachnącą benzyną i smarem. W kabinie było sucho i ciepło.

— Jarek — przedstawił się.

— Krystyna.

— A więc Krystyna. Gdzie jedziemy?

Powiedziała adres. Jarek opowiadał, dlaczego został kierowcą.

— Samotnie wychowywała mnie matka. Czas było się nią zająć. Sąsiad wziął mnie do warsztatu. Po wojsku sam usiadłem za kółkiem. Płacą nieźle, a i dorobić można. jeżeli będziesz potrzebowała pomocy, dzwoń. — Tak po prostu przeszedł na „ty”.

— A ty uczysz się czy pracujesz? — spytał.

— Pracuję w szkole.

— Nieźle — pochwalił. — Będę podjeżdżał, wszyscy będą ci zazdrościć. Śmiejesz się? Taka maszyna to nie byle co.

Z nim było łatwo. A nuż faktycznie przyda się pomoc? Dała mu numer. Wieczorem zadzwonił i zaprosił do kina.

— Nie mogę. Ojciec nie chodzi, muszę pomagać mamie.

— To może wyjdź przed dom?

— Po co? — spytała.

— Podobałaś mi się — odparł szczerze.

— A jeżeli nie jesteś w moim guście? To cię nie martwi?

— Twarz mi nie pasuje? Czy wstydzisz się kierowcy? — warknął.

— Przepraszam, nie chciałam. Dobrze, wyjdę. — Rozłączyła się.

Nazajutrz usłyszała klakson, wyjrzała i zobaczyła ciężarówkę.

— Co tak się krzątasz? To do ciebie? Adorator przyjechał? — domyśliła się mama.

— Nie adorator. Znajomy. Wyjdę na chwilę?

— Idź, bo cały dom postawi na nogi.

Jarek zaczęKrystyna spojrzała w okno, gdzie w blasku wieczornego słońca stał Paweł, trzymając w dłoniach bukiet polnych kwiatów, i w tej chwili zrozumiała, iż prawdziwa miłość nigdy nie odjechała, tylko czekała na adekwatny moment, by wrócić.

Idź do oryginalnego materiału