„Ślubu nie będzie”
– Kasiu, nareszcie wychodzisz za mąż – uśmiechnęła się Krystyna Janowska do córki. – Tak się cieszę, iż Wojtek cię poprosił o rękę! Wiesz, jacy teraz mężczyźni są nieskorzy do małżeństwa? Woleliby wiecznie się bawić. A Wojtek jest inny – trzymaj się go mocno.
– Mamo, przecież też jestem dobrą partią – zażartowała Katarzyna. – I ładna, i mądra, i zasługuję na księcia z bajki.
– Ojej, zaraz księcia – zaśmiała się Krystyna. – Nie zapominaj, iż masz już 35 lat. To może być twój ostatni dzwonek.
Słowa „ostatni dzwonek” zabolały Kasię, ale nie sprzeciwiła się matce. Wiedziała, jak bardzo ta martwi się o los jedynej córki. Czas mijał, a kolejka zalotników jakoś nie ustawiała się pod drzwiami. Krystyna bała się, iż Kasia nigdy nie wyjdzie za mąż i nie da jej wnuków.
Ślub miał się odbyć za dwa tygodnie. Wszystko było już zaplanowane: bankiet w najlepszej restauracji w Poznaniu, zaproszeni goście, wybrane suknie. Tylko Kasia wciąż nie mogła zdecydować, które sprawdzi się najlepiej, więc miała niedługo pójść na kolejną przymiarkę.
Nagle zadzwonił domofon. – Wojtek przyszedł! – zawołała Krystyna i pospieszyła wpuścić gościa.
– Dzień dobry, pani Krystyno! Dzień dobry, Kasiu! – przywitał się Wojciech. – Nie przyszedłem z pustymi rękami. Dla pani – czekoladki, a dla Kasi – kwiaty.
– Oj, nie trzeba było – uśmiechnęła się Krystyna. – Wciąż się dziwię, jak moja córka znalazła takiego wspaniałego mężczyznę! Wydaje mi się, iż nie ma w tobie ani jednej wady. Proszę, Kasia czeka w swoim pokoju.
Kasia znała Wojtka zaledwie pół roku. On pracował w urzędzie miasta, ona była nauczycielką muzyki w podstawówce. Od początku dał jej do zrozumienia, iż szuka żony – poważnej, statecznej, odpowiedniej.
Wojciech był solidny, opanowany i, jak mawiała Krystyna, „prawdziwy mężczyzna”. Tylko pięć lat starszy, a już tak… dorosły, iż aż chciało się go nazywać „panem Wojciechem”.
– Kasiu, masz tulipany. Widzisz, zawsze o tobie pamiętam – powiedział z pewną wyższością. – Sprawdzałaś, czy wszystko gotowe na ślub?
– Dziękuję. Wszystko chyba w porządku. Tylko suknia i buty.
– Pamiętaj, w dzień ślubu musisz wyglądać idealnie i zrobić dobre wrażenie na mojej rodzinie – rzekł twardo. – Nie oszczędzaj, kup, co trzeba.
Wyjął z portfela kilka banknotów i położył na komodzie.
– Masz na wydatki. A w przyszłym tygodniu wpadnij do mojej mamy. Da ci przepisy na moje ulubione dania. Nie chcę, by nasze wspólne życie zaczynało się od kłótni, więc proszę, weź od niej parę lekcji gospodarowania.
– Wojtek, pamiętasz, iż mam 35 lat? – uśmiechnęła się Kasia. – Zwykle kobiety w moim wieku same wiedzą, jak prowadzić dom. Poza tym, teraz taki romantyczny czas – nie mówmy o garnkach.
– Nie, Kasiu, powinnaś posłuchać mojej mamy. U niej zawsze jest sterylna czystość, a gotuje wyśmienicie. Będzie niezręcznie, jeżeli po ślubie przyjdzie w odwiedziny i zacznie cię poprawiać.
Kasia obiecała, iż zajrzy, a Wojciech, tłumacząc się pilnymi sprawami, wyszedł. Zrobiło jej się smutno. Tęskniła za lekkością, romantyką, czułymi słowami. A Wojtek był zawsze taki sztywny, oschły, skąpy w uczucia.
Następnego dnia poszła na przymiarkę. Wybrała pierwszą lepszą suknię – nie miała ochoty się zastanawiać.
„Wszystko w porządku” – powtarzała sobie. „Wychodzę za dobrego, ustabilizowanego człowieka, jak chciałam. Wielkie by mi zazdrościły. I mama szczęśliwa. Czego mi więcej trzeba?”
Zmęczona podeszła do przystanku, choć wczoraj planowała zakupy. Nagle usłyszała znajomy głos:
– Kasia? To ty? Co za spotkanie! Pamiętasz mnie?
Oczywiście pamiętała. To był Jarek, jej dawny chłopak. Pierwsza miłość. Kiedyś zostawił ją dla innej, teraz patrzył spokojnie, jakby nic się nie stało.
– Cześć, Jarku – powiedziała, starając się zachować zimną krew. – Nie spodziewałam się cię tu spotkać. Co u ciebie?
– Spoko, mam biuro niedaleko. W pracy dobrze, ale prywatnie… właśnie się rozwiódłem. A ty? Wyszłaś za mąż?
– Nie, ale mam kogoś. Chociaż nie wiem, czy to przetrwa – skłamała o ślubie, rumieniąc się.
– Rozumiem – zamyślił się. – Masz chwilę? Chodźmy na kawę.
Kasia zgodziła się. Wiedziała, iż to głupie, ale nie mogła się oprzeć. W głowie kołatały się wspomnienia – ich długie rozmowy, ta lekkość, z jaką było im razem.
Nie mogła oderwać wzroku od Jarka. Wysoki, szczupły, z głębokimi brązowymi oczami – tak różny od Wojtka z jego przyciężką posturą i niewyrazistymi rysami.
Godzinę spędzili w kawiarni. Na pożegnanie Jarek powiedział dziwnie znacząco:
– Zadzwonię. Nie myśl nic złego, po prostu miło cię było spotkać. Tylko wymieńmy się numerami, żeby nie zginąć.
Kasia była pewna, iż to znak. Spotkała go akurat w dzień przymiarki sukni – to nie mogło być przypadkiem.
W domu czekała Krystyna.
– No i co, wybrałaś suknię? Buty? Pokaż!
– Mamo, ślubu nie będzie – odparła lodowato i weszła do pokoju.
Słowa uderzyły jak grom. Krystyna prawie zemdlała.
– Kasiu, co się stało? Suknia się nie podobała? Z Wojtkiem coś nie tak? On odwołał ślub? Mów wreszcie!
– Nie chcę ślubu, sukni, ani Wojtka. Myślisz, iż on mnie kocha? Szuka wygodnej kobiety, trochę lepszej od sprzątaczki.
– O czym ty mówisz?! To szczęście, iż taki człowiek jak Wojtek bierze cię za żonę! Będziesz żyła dostatnio, czego ci więcej trzeba?
Kasia usiadła na kanapie i cicho, ale z ledwo ukrywaną radością, powiedziała:
– Spotkałam dziś Jarka.
– Tego, który cię rzucił?! To przez niego odwołujesz– Tego, który cię rzucił?! – zawyła Krystyna, łamiąc ręce. – Więc przez niego rezygnujesz ze ślubu, Kasiu? Popełniasz błąd, który zniszczy ci życie!
Kasia odwróciła głowę i spojrzała przez okno na słońce zalewające czerwonym światłem chodniki – tak samo jak tamtego dnia, gdy Jarek pierwszy raz ją pocałował – i nagle wszystko stało się jasne: nigdy nie kochała Wojtka, a Jarek… Jarek był jej przeznaczeniem, choćby jeżeli świat miał się teraz zawalić.