Zakupy w PRL-u jak prawo dżungli. Dostępność bekonu oceniano po mrugnięciach ekspedientki [GALERIA]

g.pl 23 godzin temu
Do ekspedientki miło albo wcale - inaczej można było nie dostać towaru. W drugą stronę było już inaczej. Sprzedawczynie mogły być nieuprzejme, a i tak musiałeś zrobić zakupy w danym sklepie. Na niektóre z nich w PRL-u pisano choćby skargi. Dotyczyły one m.in. robienia manicure, sprzedaży sera i liczenia pieniędzy tymi samymi palcami, sprzedaży kawy, która smakowała jak "cienka lura" czy odmowy sprzedaży wędliny na kartkę, która nie była zarejestrowana w sklepie. O tym, czy towar jest "schowany" przed kupującymi, klienci uczyli się rozpoznawać po "mruganiu okiem" ekspedientki.
Braki towarów i niezadowoleni z tego powodu klienci na pewno byli wyzwaniem. Osoby, które miały dobre relacje z ekspedientkami, mogły liczyć na ich uprzejmość i odłożenie danego produktu tak, by był możliwy do nabycia. Bez tych znajomości trudno było o owocne zakupy w czasach PRL, zwłaszcza, jeżeli chodzi o najbardziej deficytowe produkty, takie jak mięso, masło czy cukier, nie mówiąc już o "rarytasach" - słodyczach i alkoholu. Obecnie, kiedy mamy te produkty na wyciągnięcie ręki w sklepach, a na dodatek w różnych wariantach, ciężko nam sobie wyobrazić, iż jeszcze w 1989 roku sytuacja wyglądała zupełnie inaczej.


REKLAMA


Zakupy w PRL-uNarodowe Archiwum Cyfrowe


Za makulaturę można było dostać rolkę papieru toaletowego. W książeczce zdrowia dla dzieci widniała informacja o zakupach pieluch
W latach 1946-1949, 1951-1953 oraz 1976-1989 obowiązywał system kartkowy. Można było kupić tylko taką liczbę towarów, jaka została wyznaczona na otrzymanej kartce. W pierwszym wymienionym okresie w ograniczonej ilości można było kupić sól, ziemniaki, warzywa, chleb, mąkę, kaszę, cukier, mleko, kawę, herbatę, ocet, zapałki czy mydło. W latach 1951-1953 do kartek na mięso dołączyło też masło i tłuszcze roślinne, potem mydło i środki piorące, cukier czy cukierki. W styczniu 1953 roku system kartkowy został zniesiony, ale ceny produktów skoczyły o choćby 100 proc.


Zakupy w PRL-uNarodowe Archiwum Cyfrowe


Ostatni, ponad dziesięcioletni okres reglamentacji towarów, nastąpił po protestach i strajkach w ramach Czerwca 1967 roku. Początkowo kartki wydawane były jedynie na cukier. Później na listę reglamentowanych towarów wpisano też mięso, przetwory mięsne, masło, mąkę, ryż, kaszę, mydło i proszek do prania. Po wprowadzeniu stanu wojennego 13 grudnia 1981 roku na kartki były też alkohol, czekolada czy benzyna. W szczytowym okresie reglamentacji do zakupu danego produktu poza kartką wymagana była też np. książeczka zdrowia dzieci. Ekspedientki stemplowały w książeczki zakupy pieluch czy mleka w proszku. Wiele osób nosiło też makulaturę do skupu, ponieważ za kilogram gazet można było dostać kartkę na... 1 rolkę papieru toaletowego.


Zakupy w PRL-uNarodowe Archiwum Cyfrowe


Na jakiej podstawie przydzielano kartki? O tym, ile kartek i na co je otrzymywano, decydowało: miejsce pracy, wiek, stan zdrowia i miejsce zamieszkania. Warto podkreślić, iż kartka umożliwiała zakup towaru - nie otrzymywano go więc za samo okazanie kartki. Kartka dawała osobie możliwość zakupu. Ale też go nie gwarantowała, jeżeli w sklepie nie było towaru.


Zakupy w PRL-uNarodowe Archiwum Cyfrowe


W latach 80. popularny stał się nielegalny handel deficytowymi towarami, które podlegały reglamentacji. Od 1986 roku sprzedaż taka była już dozwolona w sklepach, jednak bez kartki zakup danego produktu był choćby o 2-3 razy droższy od "cen urzędowych".


Zakupy w PRL-uNarodowe Archiwum Cyfrowe


Skargi na ekspedientki w PRL-u. Na co narzekali klienci? Lista jest długa!
Kto nie miał czasu stać w kolejkach, mógł wynajmować staczy kolejkowych. Większość osób jednak godziła się stać w kolejkach choćby kilka godzin, by dostać towar. A czasami spędzano w nich kilka godzin i nie kupowano niczego. Taka była też treść skargi z 1985 roku, gdy jedna z klientek wpisała się do księgi skarg sklepu (wiadomoscihadlowe.pl).


Zakupy w PRL-uNarodowe Archiwum Cyfrowe


Jak napisała, około 11:30 kobieta ustawiła się w kolejce przed sklepem wiedząc, iż o tej godzinie nic nie kupi, ale czekała na sprzedaż popołudniową, która zaczynała się o godzinie 16. Poza nią w kolejce stało 20 osób, które pytały ekspedientki o dostępność towaru. "Nie wiedziały, co będzie" - to najczęstsza zresztą odpowiedź sprzedawczyń z PRL-u, ale zapewniły, iż będą wyłożone parówki. O godzinie 16 okazało się, iż w sklepie prawie nic nie ma, a już na pewno nie było parówek. Jak sytuację tę wyjaśniła kierowniczka sklepu? Według jej relacji parówki zostały sprzedane dla kolonii.


Zakupy w PRL-uNarodowe Archiwum Cyfrowe


W 1983 roku jeden z klientów wpisał skargę o tym, iż na cztery ekspedientki tylko jedna pracuje przy kasie, przez co tworzy się ogromna kolejka przed sklepem. Skarga nie została jednak dokończona, ponieważ zeszyt został najpewniej wyrwany klientowi z rąk. Pod jego niedokończonym zażaleniem wpisała się kierowniczka, oskarżając klienta o kłamstwo i bycie konfliktowym.


Zakupy w PRL-uNarodowe Archiwum Cyfrowe


W innej skardze siostra zakonna napisała, iż stała w kolejce z kartkami osób niepełnosprawnych, do czego została upoważniona. Mimo tego odmówiono jej sprzedaży wafli, które trafiły do innych klientów. Kierowniczka odpowiedziała, iż w sklepie były dwie kolejki - dla uprzywilejowanych oraz kolejka zwykła. Zakonnica nie mogła kupić poza kolejnością obu kolejek, ponieważ prawo to przyznano tylko inwalidom wojennym i wojskowym. "Z uwagi na to, iż zarówno w kolejce zwykłej, jaki w kolejce dla uprzywilejowanych stała znaczna ilość klientów i nie wyrażali oni zgody na sprzedaż wafli siostrze PCK, klientce odmówiono sprzedaży poza wszelką kolejnością. Tak więc nie było żadnej winy ekspedientki" - możemy przeczytać.


Zakupy w PRL-uNarodowe Archiwum Cyfrowe


Czasem klient miał kartki i chciał kupić danego produktu więcej. Wówczas jednak stojący w kolejce klienci protestowali, bo obawiali się, iż dla nich nie starczy. Sprzedawca mógł odmówić wydania towaru takiemu klientowi. To również był częsty powód kłótni zarówno na linii klient-sprzedawca, jak i pomiędzy kupującymi. Inna skarga dotyczyła kasjerki, która w "sklepie żywnościowym" robiła sobie manicure i mimo dwukrotnej prośby klienta nie podała mu towaru.


Zakupy w PRL-uNarodowe Archiwum Cyfrowe


Kolejna skarga z 1987 roku dotyczyła tego, iż w pół godziny od otwarcia ze sklepu zniknęło 17 kg baleronu. Klienci domagali się wydania wędlin z chłodni, jednak kierowniczka twierdziła, iż chłodnie są puste. Innego zdania byli klienci. Skąd mieli pewność, iż towar jest, ale nie jest wydawany? "Z wcześniejszego zachowania ekspedientki (znaczące mruganie okiem) wynikało, iż towar jest. Jako klienci zażądaliśmy komisyjnego sprawdzenia zawartości chłodni, ale odmówiono nam tego, twierdząc, iż to nie nasza sprawa".


Zakupy w PRL-uNarodowe Archiwum Cyfrowe


Inna skarga dotyczyła odmowy sprzedaży pół kilograma szynki na kartkę dla dziecka. Powodem było to, iż kartka nie była zarejestrowana w sklepie, w którym chciano dokonać zakupu. Klientka bulwersowała się, iż jest 31 lipca i zostały trzy godziny handlu, więc lipcowa kartka na mięso jej przepadnie, a jej dzieci w wieku 2 i 4 lat nie będą mogły zjeść wędliny. "Czy ludzkie podejście nie obowiązuje?" - zastanawiała się klientka.


Zakupy w PRL-uNarodowe Archiwum Cyfrowe


Pod jej skargą znalazł się... dopisek innej klientki, która pochwaliła zachowanie ekspedientki. "Nie chcemy, aby sprzedawano obcym osobom z nie zarejestrowanymi kartkami, bo za mało jest wędlin" - napisała klientka. Kierowniczka sklepu dodała, iż klienci z kolejki nie pozwolili obsłużyć kobiety z kartką na dziecko z innego sklepu.


Zakupy w PRL-uNarodowe Archiwum Cyfrowe


Klient zaskarżył też to, iż nie mógł kupić miodu z wystawy. Sprzedawca w odpowiedzi na skargę zaznaczył, iż towary z wystawy będą w sprzedaży dopiero po zmianie aranżacji, a poza tym, jest już lista osób chętnych na zakup tych produktów. Kolejny skarżył się na to, iż ekspedientka najpierw kładzie ser na wagę, a potem tymi samymi palcami liczy pieniądze. Sprzedawczyni odpisała: "Osobiście uważam, iż nie ma innej możliwości jak podanie sera palcem".


Zakupy w PRL-uNarodowe Archiwum Cyfrowe


Inny klient złościł się, bo nie mógł doprosić się o zamawianie białego sera na wagę, a nie w kostkach. "Niech ja już nie słyszę 'nie dostajemy sera na wagę' - napisał mężczyzna. W odpowiedzi mógł przeczytać wyjaśnienie: "Nie dostajemy sera na wagę". Kolejny mężczyzna poskarżył się na kawę w barze, która jego zdaniem była "cienką lurą". Inspektor nadzoru odpisał, iż proponuje klientowi "organizację comiesięcznych narad z bufetowymi". Były też miłe akcenty, jak podziękowanie za obsługę z uśmiechem czy to, iż klientka mogła kupić rodzynki, chociaż przez dwa lata nie mogła ich dostać w żadnym sklepie na warszawskim śródmieściu.


Zakupy w PRL-uNarodowe Archiwum Cyfrowe
Idź do oryginalnego materiału