– Spodoba ci się, mamo. Ona jest po prostu cudem! – entuzjastycznie powiedział Kacper.
– A nie znudzi ci się życie z cudem? – ironicznie zapytała Jadwiga.
Jadwiga stała przy kuchence i nasłuchiwała. Kiedy żył jej mąż, zawsze przygotowywała kolację tak, by wszystko było gotowe na jego powrót. Mąż zmarł osiem lat temu. Teraz w ten sam sposób czekała na powrót syna z pracy.
W drzwiach zaskoczył zamek i z przedpokoju dobiegł głos Kacpra:
– Mamo, jestem w domu.
– Słyszę – odpowiedziała Jadwiga i uśmiechnęła się.
– Co dziś mamy? Kotlety? Ziemniaki smażone? – Kacper objął matkę i zajrzał przez jej ramię, wciągając nosem apetyczny zapach ulubionych ziemniaków z zieloną cebulką.
Jadwiga wyłączyła gaz, nakryła patelnię pokrywką.
– Masz dobry humor? Co się stało? – po odcieniach jego głosu potrafiła odgadnąć nastrój syna.
Kacper odsunął się lekko.
– Mamo, żenię się.
– Najwyższa pora. A czemu Justyna do nas nie wpada? – Jadwiga odwróciła się twarzą do syna, wpatrując się w jego posępniejącą twarz.
– Żenię się z Kaliną.
I Jadwiga poczuła dreszcz w plecach. Syn od dawna był dorosły. Przytulał ją, okazywał czułość tylko w chwilach szczególnych wyznań albo radości.
– Imię obiecujące. A co z Justyną?
– Justyna wychodzi w sobotę za mąż. Nie chcę o tym mówić, mamo. Jedzmy kolację.
– Dobrze, iż ślub Justyny nie wpłynął na twój apetyt. Umyj ręce.
Jadwiga postawiła przed synem talerz z ziemniakami, usiadła naprzeciwko, podpierając brodę dłonią, i patrzyła, jak je.
– A ta Kalina, skąd jest?
– To dobra dziewczyna. Sam się przekonasz. Chcę was poznać. W sobotę, na przykład? – Kacper przestał jeść i spojrzał na matkę. – Kalina ci się spodoba, jestem pewny. Ona jest po prostu cudem! – powiedział z zachwytem.
Coś podobnego mówił kiedyś o Justynie. Że ta wybrała bogatszego kandydata, Jadwiga dowiedziała się od jej matki, z którą chodziły do jednej szkoły i przyjaźniły się, licząc, iż ich dzieci się pobiorą. Spotkały się przypadkiem w sklepie, a tamta podzieliła się nowiną. Przeprosiła za wybór córki.
– Z cudem nie ma przesady. A nie znudzi ci się życie z cudem? – spytała ironicznie Jadwiga.
– Mamo, nie śmieszne.
– Ja się nie śmieję. Opowiedz o niej. Co w niej takiego cudownego?
– Czemu przyczepiłaś się do tego słowa? – Kacper się zmieszał. – Jest nauczycielką, uczy w szkole polskiego i literatury, dopiero pierwszy rok. Poważna, oczytana. Dobrze mi z nią.
– A rodzice?
– Tata inżynier, mama gospodyni domowa.
– I przyjechała z… – Jadwiga nie dokończyła, czekając, aż syn podpowiedział.
– A co za różnica, skąd? – oburzył się Kacper.
– Rzeczywiście. Więc nie stąd. Mieszkać będziecie tutaj?
– jeżeli jesteś przeciw, wynajmiemy mieszkanie. – Kacper zajrzał matce w oczy.
– Nie, wcale nie. Będę tylko szczęśliwa. Co ja sama będę robić? Będę czekać na wnuki. jeżeli się nie dogadamy, wtedy wynajmijcie.
– Kalina nie chce się spieszyć z dziećmi, chce popracować, nabrać doświadczenia.
– Kalina nie chce, Kalina zdecydowała… – przedrzeźniała Jadwiga. – Dobrze, zaproś swojego cuda na obiad. – Wstała od stołu i zabrała pusty talerz do zlewu.
– Jesteś najlepszą mamą na świecie – Kacper też wstał.
– Mam nadzieję, iż o tym nie zapomnisz, kiedy się ożenisz.
Jadwiga myła naczynia i rozmyślała. „Nauczycielka, więc wszystkie wieczory spędzi przy sprawdzaniu zeszytów, przygotowaniach do lekcji, a w weekendy wycieczki z klasą…” Westchnęła. „Jak gwałtownie Kacper wyrósł, już się żeni. Szkoda, iż mąż nie dożył.”
W sobotę od samego rana Jadwiga czarowała w kuchni. Kacper długo przymierzał się przed lustrem, dobierając koszulę i krawat. Potem wyszedł po Kalinę.
Jadwiga próbowała wyobrazić sobie tę cudowną nauczycielkę, ale na myśl przychodziła jej tylko Kalina Janda z jakiegoś starego filmu.
Kaliną okazała się drobna, niska dziewczyna z długimi prostymi włosami i dużymi oczami. Nie dało się powiedzieć, żeby była piękna – gdyby spotkać ją na ulicy, nie wyróżniłaby się. Jadła mało, powściągliwie chwaliła każde danie. Wina ledwie dotknęła. Na jej widok Kacper też nie pił.
– Nie krępuj się, Kalina – zachęciła ją Jadwiga.
„Sparaliżowana stresem, boi się mnie. Pierwszy raz poznaje matkę narzeczonego” – pomyślała. „Co syn w niej znalazł? A może żeni się na złość Justynie? Ach, Justyna, Justyna…”
Dwa miesiące później odbył się skromny ślub. Przyjechali rodzice Kaliny. Matka też drobna, przygnieciona życiem, cicha. Ojciec żartował, opowiadał, iż jako nastolatek zakochał się w postaci Kaliny z filmu, więc tak nazwał córkę.
– Postać grana przez aktorkę. Lepiej było nazwać córkę jej imieniem – nie wytrzymała Jadwiga.
– Mówiłam mu to samo, ale nie posłuchał – cicho powiedziała matka Kaliny, spojrzała na męża, spuściła wzrok i zamilkła na resztę wieczoru.
– A ciebie nazwali na cześć zabitej królowej? – nie pozostał dłużny ojciec.
– Gdyby. Rodzice chcieli syna, imię wymyślili wcześniej. Tak zostałam Jadwigą.
Dziwna była ta para. Ojciec pił, wychwalał córkę, mądrą i piękną. Matka jadła mało, milczała, siedziała wyprostowana jak gdyby połknęła kij.
Kacper pokazał rodzicom miasto. W prezencie przywieźli całe mnóstwo pościeli, narzut… Tradycyjne, hojne wiano. Ojciec był głową rodziny. Matka nie mogła kroku postąpić bez jego wiedzy. To dziś rzadkość. Jadwiga nie pozostała dłużna, też obdarowała ich prezentami przed wyjazdem.
Po ślubie, gdy syn z Kaliną wychodzili do pracy, Jadwiga zmywała naczynia, myła podłogi, potem szła na zakupy. Młodzi nie zmywali po sobie, zostawialiKiedy Kacper i Kalina wrócili pewnego wieczoru z wiadomością o ciąży, Jadwiga zrozumiała, iż prawdziwe cuda dzieją się wtedy, gdy dwie pokoleniowe lęgi uczą się miłości od nowa.