Nie może kłamać pod osłoną.

twojacena.pl 3 godzin temu

Nie potrafi kłamać pod kopułą kościoła

W szkole Romek nie słynął z dobrego zachowania, ale za to uczył się na piątkach. Nauczyciele chwalili go za oceny, ale często besztali za wybryki. Był przystojnym chłopakiem, dziewczyny lgnęły do niego, a on wykorzystywał to i często je zmieniał.

Zosia uczyła się z nim od pierwszej klasy. W szóstej klasie nagle zrozumiała, iż jest za gruba, a koledzy przezywali ją Tłustą Zośką. Choć zdążyła przywyknąć do przezwisk, z wiekiem bolało ją to coraz bardziej. Tym bardziej, iż zaczynała interesować się chłopakami. Dziewczyny na przerwach szeptały o tym, kto komu co powiedział, kto kogo popchnął lub pociągnął za włosy.

Zosi nikt nie zaczepiał, żaden chłopak nie zwracał na nią uwagi tylko czasem, z przyzwyczajenia, rzucali jej okropnym przezwiskiem. W domu płakała z żalu.

Mamo, dlaczego jestem taka gruba? Dlaczego w klasie tylko ja taka jestem? pytała przez łzy.

Córeczko, nie martw się tak. Dorośniesz i zmienisz się, teraz jesteś jeszcze dzieckiem próbowała ją pocieszyć matka, choć sama widziała, iż córka faktycznie waży za dużo.

Najbardziej dokuczał jej Romek, klasowy przystojniak. W liceum, gdy zadawał się z piękną, ale okrutną i wyniosłą Kasią, zawsze ją wspierał, gdy ta dokuczała Zosi. Może chciał się przed nią popisać. Wspólnie ją prześladowali, a ona znosiła to w milczeniu, tylko łzy spływały po jej pulchnych policzkach.

Minęły lata, szkoła się skończyła. Koledzy Zosi rozjechali się po kraju. Romek studiował na politechnice, Kasia w szkole medycznej, a Zosia na uniwersytecie. Po maturze już się nie spotkali.

Roman wracał znad jeziora na skraju parku. Był z przyjaciółmi, świętowali premie, więc wszyscy byli weseli i głośni. Nagle zauważył dziewczynę stojącą samotnie nad wodą, rzucającą kaczkom chleb. Spojrzała na niego, a on utonął w jej niebieskich, ciepłych oczach. Od razu oderwał się od grupy i podszedł do niej, wyciągając rękę.

Roman. A jak pani na imię, piękna nieznajoma? Może się przejdziemy? Albo od razu się ożenimy? Oto moja wizytówka. Podał jej kartkę. Dziewczyna zawahała się, spojrzała na niego dziwnie, ale wzięła ją i odeszła, marszcząc brwi.

Przepraszam, jeżeli panią uraziłem! dogonił ją. Za dużo wypiłem z kumplami. Może odbiorę pani kiedyś na kawę? Będę czekał na telefon.

Następnego dzień Roman wpatrywał się w telefon. Po południu przyszła wiadomość: Zosia. Ucieszył się, podziękował i zaprosił ją na randkę. Po pracy czekał z bukietem, martwiąc się, iż nie przyjdzie. Gdy ją zobaczył, serce zabiło mu mocniej. Uśmiechnęła się. Randka była cudowna.

Z dnia na dzień odkrywał w Zosi nowe zalety. Była dobra, kulturalna, oczytana, robiła na drutach, grała w tenisa. Zakochał się na serio, choć w swoich dwudziestu ośmiu latach miał już wiele kobiet. Był choćby dwuletni związek, ale się rozpadł. Uznał, iż jeszcze nie jest gotów na małżeństwo.

Z Zosią to co innego. Ma dwadzieścia osiem, ale wygląda na dwadzieścia cztery. Jest wyjątkowa.

Tylko jedno go niepokoiło: Zosia była wierząca. Chodziła do kościoła kilka razy w miesiącu. Bał się o to pytać.

Może ma jakieś traumy? Albo jest po prostu skryta. Dziwne, iż nie chce wspólnych zdjęć w sieci. Ale pewnie z czasem się otworzy.

Po pół roku znajomości zaproponował, by zamieszkali razem.

Przepraszam, Romek, ale to za wcześnie. Nasz związek i tak rozwija się szybko. Poza tym jestem wierząca nie fanatycznie, ale trzymam się zasad. Zamieszkam z mężczyzną dopiero po ślubie. Taka już jestem.

Nie obraził się, wręcz podziwiał jej mądrość. To tylko potwierdzało, iż Zosia jest inna. Życie płynęło swoim torem. Pewnego dnia, po zakończeniu projektu, zabrał ją na wycieczkę do innego miasta.

Jedziemy! zgodziła się z radością. Samochodem, jakieś trzy godziny?

Raczej cztery, nie lubię się spieszyć.

Podróż minęła szybko, bo cały czas rozmawiali i śmiali się. W kawiarni nagle zapytał:

Zosiu, wyjdź za mnie. Zaraz znajdziemy jubilera, kupię ci pierścionek.

Zmarszczyła brwi, zamyśliła się i odpowiedziała:

Mówiłam ci, iż jestem wierząca, a ty choćby nie byłeś w kościele. Żeby podjąć taką decyzję, musisz najpierw się wyspowiadać, porozmawiać z księdzem, a potem poprosić moich rodziców o rękę. To dla mnie ważne.

Ale sama nie chcesz, żebym ich poznał! Wtem zobaczył kościelne kopuły. Chodź! pociągnął ją za rękę.

Przed wejściem powiedział:

Zaraz się wyspowiadam i pogadam z księdzem.

Nie zdążyła zaprotestować. Ksiądz stał przy ołtarzu. Roman od razu zapytał o spowiedź, a choćby o ślub.

Ksiądz pokręcił głową i wytłumaczył, iż przed ślubem trzeba się przygotować, a spowiedź to dopiero początek. Ale wyspowiadał go, pytając jedynie, za co chce przeprosić Boga. Roman wymienił kilka grzechów, całość zajęła trzy minuty. Ksiądz mówił coś o szczerości i wierze, potem udzielił rozgrzeszenia.

Romans nie mógł się powstrzymać i zaraz ponownie oświadczył się Zosi. Ta odwróciła się i wyszła w milczeniu.

Zosiu, dlaczego nic nie mówisz?

Nie potrafię kłamać pod kopułą kościoła. Roman zaniemówił. Romek, naprawdę mnie nie poznajesz? Jestem Zosia Nowak, twoja dawna koleżanka z klasy.

Patrzył oszołomiony w jej niebieskie oczy, próbując coś sobie przypomnieć. W głowie mu szumiało, oparł się o ławkę.

Teraz cię poznaję. Pamiętam, Zosiu, ale wtedy byłaś urwał.

Minus czterdzieści kilo szepnęła.

Siedział w milczeniu, wstrząśnięty. Przeszłość go dopadła. Wstydził się za swoje dawne zachowanie, ale tego nie dało się wymazać. Zrozumiał teraz jej skrytość, niechęć do pokazyRoman opuścił głowę, a gdy po chwili podniósł wzrok, Zosia była już tylko dalekim cieniem niknącym w mroku, jak sen, który nigdy nie miał się spełnić.

Idź do oryginalnego materiału