Zakochałam się w wieku czterdziestu lat i to zniszczyło moje życie… ale nie mogę tego puścić.

newsempire24.com 3 dni temu

Mam czterdzieści lat i zakochałam się. Naprawdę. Nie w rówieśnika, nie w mężczyznę z ustabilizowaną karierą i doświadczeniem. Straciłam głowę dla chłopaka, który jest o piętnaście lat młodszy. I tak, zamiast szczęścia, spotkało mnie zdradzenie, upokorzenie i gorycz. Ale, Boże, jak ja go mimo wszystko kocham…

Przed poznaniem Andrzeja byłam kobietą, którą wielu opisałoby jako odnoszącą sukcesy. Wysokie stanowisko, stabilna pensja, dobre mieszkanie w Warszawie, córka Zofia z pierwszego małżeństwa, która już uczęszczała do liceum. Rozwiodłam się z mężem przez ambicje — chciał wyjechać do pracy w Portugalii, ja właśnie dostałam awans i nie chciałam poświęcać kariery. Rozstaliśmy się w zgodzie, bez skandali. Byłam choćby zadowolona: wolność, niezależność, wszystko pod kontrolą. Lata jednak mijały. Krótkie romanse były, ale nic poważnego. Pięć lat minęło, a ja nie zauważyłam, jak w lustrze pojawiła się dojrzała kobieta z zmęczeniem w oczach.

A potem, na urodzinach wspólnego znajomego, zobaczyłam go. Andrzej. Wysoki, wysportowany, z uśmiechem, który zapierał dech w piersiach. On też przyszedł sam. Flirtowaliśmy przez cały wieczór, a ja — sama nie wiem, co we mnie wstąpiło — zaprosiłam go do siebie na weekend. Córka była u ojca za granicą. Zostaliśmy we dwoje. Wszystko się wydarzyło. I to nie jeden raz. Zaczynał przychodzić częściej. To do mnie, to do hoteli. Andrzej mieszkał z matką i siostrą — to dziwne, ale wydawało mi się, iż wszystko jest przed nami. Po kilku miesiącach przeprowadził się do mnie. Zamieszkaliśmy razem.

Straciłam głowę. Kupowałam mu drogie zegarki, ubrania, sprzęt. Próbowałam spełniać jego potrzeby, aby tylko został. Był młody, piękny, pożądany. A ja coraz bardziej czułam, iż się starzeję. Jego siostra — Marta — często nas odwiedzała. Miła, uważna, dobrze dogadywała się z Zofią. choćby zabieraliśmy ją nad morze. Niczego nie podejrzewałam. Marta wydawała się jak młodsza siostra dla mnie.

A potem pewnego dnia postanowiłam zrobić niespodziankę. Wzięłam dzień wolny, nie mówiąc Andrzejowi, i cicho wróciłam do domu. I usłyszałam… śmiech. Kobiecy i męski. Podeszłam do sypialni — i zobaczyłam ich. Andrzej i Marta. Nadzy. W moim łóżku. Marta nie jest jego siostrą. To jego była. Lub obecna. Nie wiem. Po prostu znieruchomiałam. Potem mówił, iż mnie kocha, a z nią już dawno to zakończone. Ale przecież wszystko widziałam! Błagał o wybaczenie, mówił, iż jest chora, iż groziła samobójstwem. Że nie może natychmiast zerwać z nią kontaktu. Że kocha mnie — tylko mnie.

Minęły trzy miesiące. On wciąż mieszka u mnie. Sprząta, gotuje, troszczy się. Ale ja nie wierzę. Nie potrafię go wyrzucić — serce nie pozwala. Ale zaufać już nie mogę. Żyję w piekle wątpliwości. Patrzę na ekran telefonu i w każdym jego wiadomości dostrzegam cień Marty. Nie wiem, jak żyć dalej. Czy potrafilibyście puścić kogoś, kogo kochacie do bólu, choćby wiedząc, iż was zdradził…?

Idź do oryginalnego materiału