Przeżywałam prawdziwe zauroczenie w wieku 62 lat… I wtedy przypadkiem podsłuchałam jego rozmowę z siostrą.
Nigdy bym nie przypuszczała, iż w moim wieku można zakochać się tak, jak za młodych lat. Do tego stopnia, iż ręce się trzęsą, a policzki czerwienią. Przyjaciółki się śmiały i kręciły głowami, a ja promieniałam od środka. On miał na imię Wojciech, był trochę starszy ode mnie — spokojny, kulturalny mężczyzna z aksamitnym głosem i dobrymi oczami. Poznaliśmy się przypadkowo: podczas wieczoru kameralnej muzyki w miejskim domu kultury, gdzie w przerwie znaleźliśmy się obok siebie. Rozpoczęła się rozmowa i od razu poczuliśmy, iż nadajemy na tych samych falach.
Tamten wieczór był pełen jakiejś szczególnej świeżości. Lekkiego letniego deszczu za oknem, zapachu mokrej lipy, kałuż na asfalcie… Wracałam do domu z uczuciem, jakby nowy rozdział otworzył się w moim życiu.
Z Wojciechem zaczęliśmy się widywać coraz częściej. Chodziliśmy do teatru, kawiarni, rozmawialiśmy o książkach i filmach. On opowiadał o swoim życiu, ja o swoim, o wdowieństwie, o tym, jak długie osamotnienie może nauczyć milczenia i cierpliwości. A później zaproponował, byśmy pojechali do jego domku nad jeziorem. Zgodziłam się.
To miejsce było bajkowe: sosny sięgające nieba, cicha woda i słońce przebijające się przez liście lasu. Spędziliśmy tam kilka cudownych dni. Ale pewnej nocy Wojciech powiedział, iż musi pilnie jechać do miasta — jego siostra ma problemy. Zostałam sama. Telefon zawibrował na stole. Na ekranie pojawił się napis: „Ania”. Nie dotknęłam aparatu, ale niepokój zagnieździł się w mojej duszy.
Gdy wrócił, ostrożnie zapytałam, kim jest Ania. Wojciech z lekkim uśmiechem odpowiedział, iż to jego siostra. Zachorowała, ma długi i on jej pomaga. Wszystko wydawało się szczere. Ale od tego dnia coraz częściej wyjeżdżał, jakby coś go ciągnęło ode mnie. Połączenia od „Ani” stały się regularne. Trudno było to ignorować, ale milczałam. Bałam się zniszczyć to kruche szczęście.
Pewnej nocy obudziłam się. Nie było go obok. Przez uchylone drzwi usłyszałam jego głos w kuchni:
— Aniu, proszę, wytrzymaj jeszcze trochę… Nie, ona nic nie wie. Jeszcze się nie domyśla. Wszystko załatwię, potrzebuję tylko czasu…
Stałam zaskoczona. „Ona nic nie wie” — najwyraźniej chodziło o mnie. Ale czego nie wiem? Co on ukrywa? Położyłam się z powrotem i udawałam, iż śpię, gdy wrócił. Serce biło mi jak młot.
Rano wyszłam do ogrodu — niby po jagody, ale naprawdę, żeby odetchnąć i pomyśleć. Zadzwoniłam do przyjaciółki:
— Nino, nie wiem, co zrobić. Wydaje mi się, iż coś przede mną ukrywa. Boję się, iż to znowu kłamstwo.
Nina przez chwilę milczała, potem powiedziała krótko:
— Zapytaj. Bez prawdy nie przeżyjesz z nim. A jeżeli prawda boli — to i tak lepiej wiedzieć.
Gdy Wojciech wrócił z „wyjazdu”, zebrałam się na odwagę.
— Wojciech, słyszałam twoją rozmowę. O tym, iż niczego się nie domyślam. Proszę, powiedz mi, co się dzieje.
Zbladł. Potem ciężko westchnął:
— Przepraszam. Nie chciałem cię okłamywać. Ania to naprawdę moja siostra. Wpadła w okropne długi. Zastawiłem wszystko, co miałem — choćby ten dom. Bałem się, iż jak się dowiesz — odejdziesz. Po prostu… nie chciałem cię stracić.
Poczułam łzy w oczach. Oczekiwałam najgorszego: podwójnego życia, kłamstwa, zdrady. A okazało się, iż on po prostu starał się uratować siostrę i nas.
— Nie odejdę, — powiedziałam cicho. — Zbyt dobrze wiem, jak to jest być samemu. jeżeli mi zaufasz — poradzimy sobie. Razem.
Objął mnie mocno. A ja po raz pierwszy od długiego czasu poczułam, iż warto było zaryzykować i otworzyć swoje serce. Później porozmawialiśmy z Anią. Pomogłam jej uporządkować dokumenty, znalazłam prawnika. Staliśmy się czymś więcej niż parą — staliśmy się prawdziwą rodziną.
Mam sześćdziesiąt dwa lata. Ale teraz wiem na pewno — wiek nie jest przeszkodą, jeżeli w sercu jest miłość. Najważniejsze to nie bać się słuchać serca. I mieć obok kogoś, z kim można przejść choćby przez lęk. Bo tylko razem i z prawdą — możliwe jest szczęście.