Zagubiony pies nagle wskoczył do morza i rzucił się w szalejące fale.

polregion.pl 5 godzin temu

Bezpański pies nagle wpadł do morza i rzucił się w gniewne fale. Coś w wodzie przykuło jego uwagę.
Prąd zabierał wszystko, co próbował złapać. Jego zmęczone łapy rozpaczliwie pluskały, aż w końcu dosięgnął dziecka, które ledwo się utrzymywało na powierzchni. Pies delikatnie chwycił ubranko chłopca i uniósł go na swoim grzbiecie. Fale znosiły ich coraz dalej od brzegu, tam, gdzie nikt nie mógł ich zobaczyć.
Płynął ostatkiem sił, przemoczony do suchej nitki, z jedną nadzieją: iż ktoś ich zauważy. Każdy ruch stawał się trudniejszy łapy trzęsły mu się z zimna, słona woda paliła oczy. Nagle w oddali błysnęło światło. Może łódź rybacka? A może domek na brzegu? Nie był pewien, ale płynął w jego kierunku, trzymając się tej ostatniej iskierki nadziei. Kiedy fala uniosła go wyżej, zobaczył ją wyraźnie tak, to była łódź! Mała, drewniana, z latarnią na dziobie. Ktoś był w środku. Pies skomlał słabo, niemal bez sił to było wszystko, na co go stać
Starszy mężczyzna w łodzi zmarszczył brwi, usłyszawszy dziwny dźwięk ledwo przebijający się przez wiatr. Przymrużył oczy, skierował latarkę na wodę i wśród wzburzonych fal dostrzegł ciemną sylwetkę walczącą z żywiołem.
Boże święty! szepnął, chwytając wiosło. gwałtownie skierował łódź w tamtą stronę, zbliżając się do dziwnego widoku czegoś, co wyglądało jednocześnie jak człowiek i zwierzę.
Gdy znalazł się w zasięgu ręki, ujrzał wyraźnie: drżącego psa z oczami zaczerwienionymi od soli, z głową ledwo wystającą z wody dźwigającego na grzbiecie bezwładne dziecko.
Bez namysłu rybak pochylił się, chwycił chłopca za ramiona i wciągnął na pokład. Dziecko było sine z zimna, ale wciąż oddychało. Pies choćby się nie poruszył. Jego ciało bezwładnie kołysało się przy burcie, zbyt słabe, by się podnieść.
No dalej, psia duszo nie po to tu dopłynąłeś, żeby się teraz poddać? szepnął starzec, wyciągając ręce.
Z ostatkiem sił pies podniósł wzrok i słabo poruszył łapami. Rybak wciągnął go do łodzi, owinął starą wełnianą kołdrą i przytulił oboje.
Silnik łodzi zaryczał. Mężczyzna skierował się ku portowi z łzami w oczach. To, co przed chwilą zobaczył już nigdy nie miało mu się wymazać z pamięci.
Kilka dni później lokalne gazety donosiły:
Uratowani z toni: chłopiec i jego czworonożny anioł.
Bezpański pies nie miał obroży ani domu. Ale tamtego dnia znalazł cel. A chłopiec nową szansę.
Od tamtej pory stali się nierozłączni. Pies dostał imię: Nadzieja. Bo to było wszystko, co mu zostało I to wystarczyło.

Idź do oryginalnego materiału