„Spodoba ci się, mamo. To po prostu cud!“ – zachwycony powiedział Jakub.
„A nie znudzi ci się życie z cudem?“ – ironicznym tonem zapytała Katarzyna.
Katarzyna stała przy kuchence, nasłuchując. Kiedy żył jej mąż, zawsze gotowała wieczorny posiłek tak, by na jego powrót wszystko było gotowe. Mąż zmarł osiem lat temu. Teraz w ten sam sposób czekała na syna wracającego z pracy.
W drzwiach zaskoczył kłódek, a z przedpokoju dobiegł głos Jakuba:
„Mamo, jestem w domu.“
„Słyszę“ – odparła Katarzyna i uśmiechnęła się.
„Co dziś mamy? Kotlety, ziemniaki smażone?“ – Jakub objął matkę i zajrzał jej przez ramię, wciągając nos, delektując się zapachem ulubionych ziemniaków z zieloną cebulką.
Katarzyna wyłączyła gaz, nakryła garnek pokrywką.
„Masz dobry humor? Co się stało?“ – Po odcieniach jego głosu odgadywała nastrój syna.
Jakub odsunął się.
„Mamo, żenię się.“
„Pora najwyższa. A czemu Nastka nie wpływa?“ – zapytała Katarzyna, odwracając się twarzą do syna, wpatrując się w jego posmutniałą twarz.
„Żenię się z Eweliną.“
I Katarzyna poczuła chłód w plecach. Syn dawno już stał się dorosły. Objąć ją, okazać czułość – robił to teraz tylko w chwilach szczególnych zwierzeń lub radości.
„Imię obiecujące. A co z Nastką?“
„Nastka wychodzi za mąż w sobotę. Nie chcę o tym rozmawiać, mamo. Jedzmy kolacją.”
„Dobrze, iż ślub Nastki nie odebrał ci apetytu. Umyj ręce.”
Katarzyna postawiła przed synem talerz z ziemniakami, usiadła naprzeci, podpiera podbródek dłonią i obserwowała, jak je.
„A ta Ewelina, kim ona jest?”
„Dobra dziewczyna. Sam się przekonasz. Chcę was zaznajomić. W sobotę, na przykład?” – Jakub przestał jeść i spojrzał na matkę. – „Ewelina ci się spodoba, jestem pewien. To po prostu cud!” – entuzjastycznie oznajmił Jakub.
Coś podobnego mówił o Nastce. To, iż wybrała bogatszego narzeczonego, Katarzyna usłyszała od jej matki, z którą razem chodziły do szkoły i przyjaźniły się, mając nadzieję, iż ich dzieci także stworzą parę. Spotkały się przypadkiem w sklepie, a tamta podzieliła się nowiną. Przepraszała za wybór córki.
„Za dużo cudów nie ma. A nie znudzi ci się życie z cudem?“ – ironicznie dopytała Katarzyna.
„Mamo, bez żartów.”
„Ja nie żartuję. Opowiedz mi o niej. Co w niej takiego cudownego?”
„Czemu przyczepiłaś do tego słowa?” – Jakub zawahał się. – „Jest nauczycielką, uczy w szkole polskiego i literatury, ale dopiero pierwszy rok. Poważna, oczytana. Dobrze mi z nią.”
„A rodzice?”
„Tata inżynier, mama zajmuje się domem.”
„I przyjechała z…?” – Katarzyna nie dokończyła, czekając, czy syn podchwyci.
„A co za znaczenie, skąd?” – oburzył się Jakub.
„Rzeczywiście. Więc nie stąd. Gdzie będziecie mieszkać?”
„Jeśli masz co przeciwko, wynajmiemy sobie mieszkanie.” – Jakub przystępnie spojrzał matce w oczy.
„Nie, zupełnie nie. Będę tylko zadowolona. Co ja sama będę robić? Będę czekać na wnuki. jeżeli nie dogadamy, wtedy wynajmiecie.”
„Ewelina nie chce się z dzieci spieszyć, chce popracować, zdobyć doświadczenie.”
„Ewelina nie chce, Ewelina postanowiła…” – przedrzeżniła Katarzyna. – „Dobra, zaproś swojego cud na obiad.” – Katarzyna wstała od stołu i zaniosła pusty talerz do zlewu.
„Jesteś najlepszą mamą świata.” – Jakub też się podniósł.
„Mam nadzieję, iż o tym nie zapomnisz, gdy się ożenisz.”
Katarzyna zmywała naczynia, a sama rozmyślała. „Nauczycielka, znaczy. Więc wszystkie wieczory będzie spędzać nad sprawdzaniem zeszytów, przygotowanie do lekcje, a weekendy – wyjazdy z klasą na wycieczki…“ – westchnęła. – „Jak gwałtownie Jakub wyrósł, już się żeni. Szkoda, iż mąż nie dożył.”
Od wczornej soboty Katarzyna czarowała w kuchni. Jakub długo przeglądało się w lustrze, wybierając koszulę i dobierając krawat. Potem wyszedł po Ewelinę.
Katarzyna próbowała sobie wyobrazić cudowną nauczycielkę, ale na myśl przyszła jej tylko aktorka grająca w którejś starej adaptacji.
Ewelina okazała się szczupłą, niską dziewczyną z długimi prostym włosami i dużymi oczami. Piękną nie była – spotkana na ulicy, nie zwróciłaby uwagi. Jadła mało, powtarzając oszczędne komplementy pod adresem każdej potrawy. Wino tylko umoczyła usta. Patrząc na nią, Jakub także nie pił.
„Nie krępuj się, Ewelinie,” – zachęcała ją Katarzyna.
„Zaciśnięta z wrażenia, boi się mnie. Pierwszy raz poznaje matkę narzeczonego,“ – pomyślała Katarzyna. – „Co syn w niej znalazł? A może na złość Nastce się śpieszy? Ach, Nastka. Nastka…”
Dwa miesiące później odbył się skromny ślub. Przybyli rodzice Eweliny. Matka także chuda, cicha, zamknięta. Ojciec żartował, opowiedział, iż jako nastolatek zakochał się w bohaterce filmu o tym nazwisku, więc tak nazwał córkę.
„Postać stworzyła wybitna aktorka. Warto byłoby córkę nazwać jej imieniem,” – nie wytrzymała Katarzyna.
„Mówiłam mu to samo, ale uprastał się na Ewelinie,” – cicho powiedziała matka Eweliny, spojrzem na męża, spuściła wzrok i zamilkła na resztę wieczoru.
„A ciebie na cześć której królowej nazwano?“ – ojciec nie pozostawał dłużny.
„Gdyby. Rodzice chcieli syna, imię wymyślili wcześniej. Tak zostałam Katarzyną.”
Dziwna była to para. Ojciec pił, chwalił swoją córkę, mądralę i piękność. Matka jadła mało, milczała, siedziała przy stole wyprostowana jakby połknęła kij.
Jakub pokazał rodzicom miasto. W prezencie przywieźli masę pościąką, koców… W sumie, wyprawę córki wyposażyli hojnie, po staropolsku. Ojciec był głową rodziny. Matka nie miała kroku postawić bez jego wiedzy.W końcu Katarzyna zrozumiała, iż prawdziwe szczęście rodziny nie polega na tym, by wszystko było idealnie, ale by mimo wszystkich błędów i wad umieć się nawzajem wspierać.