Przez większą część 30 lat, które spędziłam na tej Ziemi sądziłam, iż życie to dawanie.
Dawanie wysiłku. Dawanie pomocy. Dawanie rady. Dawanie z siebie wszystkiego.
Nic dziwnego, iż myśląc o tworzeniu zaczynałam od tego, co mogę z siebie dać.
Jako pierwsza na paradoks dawania bez posiadania zwróciła moją uwagę Julia Cameron w „Drodze artysty”. Nazwała napełnianie swojej kreatywności „zarybianiem stawu”. Podkreślała, jak najważniejsze jest to, by nie próbować nalewać z pustego. Że kreatywność czerpie z naszych doświadczeń. Aż ciężko mi uwierzyć, iż to już dekada od kiedy ta koncepcja wylądowała we mnie po raz pierwszy.
Właśnie dzięki Julii zaczęłam początkowo nieśmiało, z czasem coraz odważniej karmić moją kreatywność pyłkiem tego, co mnie naprawdę roziskrza. Nie poważnych lektur czy ambitnego kina, ale naklejek 3D z dinozaurami i filmami Wesa Andersona. Może mnie zrozumiesz kiedy powiem, że choćby w przyjemnościach potrafiłam odnaleźć powinności, więc choćby te drobne ruchy w stronę przyjmowania tego, co dla mnie autentycznie poruszające, były wielkie. Rozpoczęły w moim życiu cichą rewolucje.
Może tak jak i mi algorytm podsunął Ci filmy, na których świeżo przepoczwarzona ćma księżycowa ma mikroskopijne skrzydełka.
Przez pierwsze godziny życia w nowej formie powoli je pompuje do docelowej wielkości. Tak samo było z moim podejściem do kreatywności. Potrzebowało czasu, by rozwinąć się z tych kiełkujących myśli, iż może, ale tylko może, warto napełnić się zachwytami zanim zacznie się tworzyć w pięknie rozłożystą podstawę mojego twórczego życia. Gdyby jednak nie te pierwsze nieśmiałe gesty w stronę brania tego, co lubię, nie byłoby mojego istnienia w takiej formie jak dziś. Bo chociaż głowa potrzebowała czasu żeby przyjąć nowe perspektywa, wedle których kreatywność to dwustronna wymiana ze światem nie jednokierunkowe działanie, czyny sprawiły, iż pofrunęła.
To zwracanie uwagi na co na prawdę moje serce zwraca uwagę, nie na co powinno, doprowadziło do miejsca, w którym zrozumiałam, iż moja Kreatywność ma bierną stronę, która wcale nie jest mniej ważna niż ta czynna. Gdy sprowadzimy twórczość do procesu – co moim zdaniem jest najzdrowszą drogą – nie ma wartościowania co jest lepsze a co gorsze. W naszym życiu istnieje ciągły przepływ brania i dawania. Branie tworzy nas, my tworzymy z nas. I tak w koło w tym naturalnym cyklu przyrody.
Nie wiem jak dla Ciebie, ale podejście, w którym mówią o nas nie tylko dzieła, ale też zachwyty, jest bardzo uwalniająca.
Świat konsumpcjonizmu przyzwyczaił nas do perspektywy, w której efekt naszych działań jest kluczowy. Da się go wycenić i ocenić. W tym ujęciu nie ma znaczenia to, kim jesteś i jak jesteś, o ile wytwory Twoich działań dają światu rezultat, który można ometkować i sprzedać. To prowadzi do szeregu problemów i kreatywnych blokad. Uzależniamy poczucie własnej wartości od sprzedawalnego efektu. Popadamy w pracoholizm i chorobliwą produktywność. Zapominamy o sobie i o odpoczynku. Odrzucamy życie które się dzieje po drodze na rzecz efektu, który ma nadejść, a nadchodząc coś udowodnić. Dać.
A co jeżeli to Ty jesteś dziełem, a to czego doświadczasz Twoją tkanką? Farbą? Dźwiękiem? Co jeżeli twórczością jest całe Twoje życie?
To podejście uniezależnia nasze poczucie własnej wartości od tego, co generujemy, przestawiając na to, kim jesteśmy i jak odbieramy świat przez samo nasze bycie. Przestajemy mówić o sobie „artystka” czy „pisarka” tylko wtedy, kiedy z siebie dajemy, bo kiedy następuje czas brania, doceniamy je na równi. Śmiałe objęcie, iż tworzenie ma różne fazy pozwala uznawać się za kreatywną niezależnie od tego, czy dana aktywność prowadzi do celu, jakim ma być dzieło sztuki. Kieruje nas na nowo w jedyną słuszną stronę – w stronę życia.
Dlatego w tym liście tak śmiało oświadczam, iż zachwyt jest o Tobie.
To, co Cię porusza, rozkochuje, wzbudza podziw tworzy to, kim jesteś. I kiedy następnym razem idąc do kawiarni zamiast pisać czy szkicować będziesz przyglądać się, jak w cieniu pnącza drzemie srebrzysta ćma, pozwól sobie uznać, iż oto właśnie coś w Tobie stworzyła. Że w spotkaniu z nią też obecna jest Twoja kreatywność.
PS. jeżeli mój tekst coś w Tobie poruszył, zaproś mnie na wirtualną kawkę albo prześlij go do kogoś bliskiego. To wielkie wsparcie!