Wesołe Oszustwo
Przed małą sceną tańczyli goście pod przewodnictwem jubilata – sześćdziesięcioletniego szefa Wojciecha. „Boże, jaki on przystojny…” – w nieładzie podśpiewywały kobiety solistce małego zespołu.
Krystyna z mężem, zmęczeni zabawą, winem i sutym jedzeniem, pozostali przy zniszczonym stole. Na drugim końcu dyskutowali dwaj koledzy, a trzeci drzemał, oparłszy głowę na złożonych dłoniach.
Krystyna przysunęła się do męża i szepnęła mu do ucha:
– Może wróćmy do domu? Wszyscy są pijani, nikt nie zauważy naszego wyjścia. Od hałasu rozbolała mnie głowa. – Dla pewności przycisnęła palce do skroni.
Wojciech spod oka obrzucił wzrokiem salę.
– Masz rację, nie ma tu już co robić, chodźmy – powiedział.
Wyszli niepostrzeżenie z restauracji.
– Uff, jakie to przyjemne! – Krystyna wciągnęła pełną piersią chłodne nocne powietrze.
– Taksówka? – zapytał Wojciech.
– Nie, przejdźmy się, odetchnijmy. – Krystyna wzięła męża pod rękę i powoli ruszyli ciemnymi ulicami.
– Nie zmęczysz się w tych szpilkach? – zapytał Wojciech.
– Wtedy poniesiesz mnie na rękach. Pamiętasz, jak dwadzieścia lat temu? Założyłam nowe buty i obtarłam nogi. Szliśmy z kina pieszo, bo jeszcze nie mieliśmy samochodu, a autobusy już nie jeździły. Niósł mnie do domu na rękach… – Krystyna westchnęła.
Wojciech przytulił jej rękę do siebie, potwierdzając, iż pamięta.
– Ach, jacy byliśmy młodzi i zakochani. Dwadzieścia lat minęło jak jeden– Chodźmy do domu – powiedział cicho, biorąc ją za rękę, i wtedy zrozumiał, iż to właśnie ona, a nie tamte chwilowe zauroczenia, była jego prawdziwym szczęściem.