Za miłością

newsempire24.com 2 dni temu

W imię miłości

— Dziewczyno, nie powiesz mi, gdzie jest ulica Kościuszki? Krążę w kółko, nikt nie wie.

Przed Kasią stał przystojny chłopak z dużą czarną torbą przewieszoną przez ramię.

— To taki wasz sposób na poznanie dziewczyny? — zapytała.

— Mam na imię Krzysztof. A ty?

— Kinga — zaśmiała się Kasia i ruszyła dalej, ale chłopak dogonił ją.

— Naprawdę szukam tej ulicy. Kolega zaprosił mnie na wesele, a ja zupełnie nie znam miasta.

Kasia dopiero teraz zauważyła, iż miał na sobie koszulę w kratę i luźne spodnie, a nie obcisłe dżinsy, jak teraz modnie. Torba wyglądała na podróżną. Było widać, iż przyjezdny.

— Idź prosto tą ulicą, na światłach skręć w prawo, w alejkę. To będzie ulica Kościuszki — powiedziała, złagodniawszy.

— Dzięki. — Krzysztof szeroko się uśmiechnął, a jego twarz rozpromieniła się. — Więc jak masz na imię?

— A ty?

— Mama uwielbia Mickiewicza, więc nazwała mnie Krzysztofem. Dobrze, iż nie Zbyszkiem, prawda? — Roześmiał się własnemu żartowi.
Kasia nigdy nie słyszała, żeby chłopcy śmiali się tak pięknie, szczerze, od serca.

— Nie wiem, czy moja mama lubi Mickiewicza, ale nazwała mnie Katarzyną. — Kasia też się zaśmiała.

— Pójdziesz ze mną jutro na to wesele? Kolega się żeni. A ja tutaj nikogo nie znam. — Patrzył na nią pełen nadziei.
Zmięszała się. Wydawał się całkiem szczery, sympatyczny.

— Przepraszam, mam jutro egzamin, muszę się uczyć. — Znów próbowała odejść.

— Daj mi numer telefonu, a pójdę. Jak inaczej mogę ci powiedzieć, o której jest wesele?

— Czy ja powiedziałam, iż pójdę z tobą? — zdziwiła się Kasia.

— Nie, ale… Studujesz? Niech zgadnę… — Krzysztof udawał, iż myśli. — Będziesz lekarzem.

— Tak. Skąd wiedziałeś? — zdumiała się Katarzyna.

— Moja mama mówi, iż najbardziej oddani ludzie to nauczyciele i lekarze. Nie odejdę, dopóki nie dasz mi numeru. Pójdę za tobą, żeby sprawdzić, gdzie mieszkasz. Jutro przyjdę, stanę na podwórku i będę wołał twoje imię.

Kasia niechętnie podyktowała numer.

— Zadzwonię! — krzyknął za nią.

Mama bardzo chciała, żeby Krzysztof kontynuował naukę po szkole. Ale na studia dzienne nie starczyło mu punktów, a na płatne nie było pieniędzy. Krzysztof, jak wszyscy chłopcy, wolał grać w piłkę niż ślęczeć nad książkami.

Mieszkali z mamą sami w małym miasteczku, gdzie była tylko jedna szkoła, w której mama uczyła języka polskiego. choćby szpital był, ale z poważnymi problemami jechało się do województwa.

Krzysztof zatrudnił się w warsztacie samochodowym u przyjaciela ojca. Na studia pójdzie po wojsku. Dziewczynom się podobał, ale żadna nie poruszyła jego serca. Ojciec zginął w pożarze. Był budowlańcem i postawił duży, piękny dom dla rodziny.

Pewnego wieczoru szedł do domu i zobaczył dym wydostający się z okien drewnianego domu. Tamtego lata panował upał, pożary nie były rzadkością. Kobieta rzuciła się w jego stronę, błagając o pomoc. Wyszła do sąsiadki, w domu został syn…

W oknach już szalał ogień, ludzie zbiegali się na miejsce. Drzwi były zamknięte od środka. Ojciec Krzysztofa wybił okno i zniknął w płomieniach. Chłopca znalazł szybko. Szczęśliwym trafem trafił do jego pokoju. Ale tamten już nałykał się dymu i stracił przytomność. Ojciec podał chłopca przez okno, ale sam nie zdążył uciec.

Okazało się, iż mąż kobiety wrócił pijany do domu. Nie znalazłszy żony, zamknął drzwi od środka, położył się z papierosem…

Następnego dnia Krzysztof zadzwonił do Kasi. Zapytał, jak poszedł jej egzamin, przypomniał o weselu.

Była sobota, nie trzeba się było uczyć, i Kasia zgodziła się pójść z nim. Maj był ciepły. Bez już przekwitał, zasypując chodnik białymi płatkami jak śniegiem. Gdy Krzysztof zobaczył wychodzącą do niego Kasię, zastygł w zachwycie.

Po weselu odprowadził ją do domu, rozmawiali, całowali się przy klatce.

— Jutro wyjeżdżam. Przyjedź do mnie. U nas jest przepięknie. Z wieży kościoła roztacza się taki widok, iż dech zapiera. Mamy swój dom, ojciec go zbudował. Rzeka dzieli miasteczko na dwie części.

Gdy ojciec żył, często chodziliśmy na ryby. Nad ranem nad wodą snuje się mgła, na trawie rosa, i tak cicho, iż słychać plusk ryb. Przynosiliśmy do domu okonie, płocie, raz choćby złowiliśmy szczupaka. Takiego. — Krzysztof rozłożył szeroko ręce. — No dobra, trochę mniejszego. Gdy byłem w wojsku, śniło mi się nasze miasteczko. Tak bardzo chciałem wrócić…

— Czemu nie poszedłeś od razu na zaoczne? — spytała Kasia.

— Mama powiedziała, iż wykształcenie powinno być pełne. Ale myślę, iż po prostu chciała, żebym wyjechał z miasteczka, żył w mieście. Z pracą u nas kiepsko. Przyjedź po sesji. Zobaczysz, jakie u nas piękne miejsca. Miasteczko duże. Pełno bloków. Dwie godziny autobusem i jesteś w raju.

Nie chciało się rozstawać. Gadali by do rana, ale Krzysztof zauważył, iż dziewczyna drży.

Rankiem, już w autobusie, wysłał jej SMS-a, iż tęskni i czeka. Kasia właśnie jadła śniadanie, przeczytała wiadomość i uśmiechnęła się.

— Ten wczorajszy chłopak napisał? — spytała mama.

— Widziałaś nas?

— Oczywiście. Kim jest? Też student?

— Tak, studiuje na politechnice — skłamała Kasia.
Wiedziała, iż mama dla jedynaczki chciała najlepszego. I nie spodobałoby się jej, gdyby dowiedziała się, iż Krzysztof pracuje w warsztacie w małym miasteczku.

Od tego dnia godzinami rozmawiali przez telefon, gawędzili przez Skype’a do późna. Któregoś weekendu Krzysztof wyrwał się do Kasi. Do miasteczka zjechali letI wtedy Krzysztof wziął Kasię za rękę, popatrzyli sobie w oczy i zrozumieli, iż ta miłość była warta każdej ofiary i szaleństwa, bo przecież to dla niej warto było walczyć, marzyć i żyć.

Idź do oryginalnego materiału