Siedzę w fotelu przy oknie, patrząc na świat za szybą. Deszcz delikatnie stuka o szyby, a jesienne liście tańczą na wietrze. Kiedyś uwielbiałam tę porę roku – przypominała mi o nowych początkach, o ciepłych wieczorach spędzanych z rodziną. Teraz jednak czuję jedynie chłód i pustkę.
Całe życie poświęciłam moim dzieciom. Kiedy urodził się Tomek, byłam młodą matką pełną energii i marzeń. Potem przyszła na świat Ania, a zaraz po niej Kasia. Zrezygnowałam z pracy, by móc być przy nich, wspierać je w każdym kroku. Mój mąż Marek często wyjeżdżał w delegacje, więc to na mnie spoczywał ciężar wychowania trójki dzieci. Nie narzekałam. Każdy ich uśmiech, każde osiągnięcie były dla mnie największą nagrodą.
Pamiętam noce spędzone przy chorujących dzieciach, dni pełne bieganiny między szkołą, zajęciami dodatkowymi a domem. Pamiętam, jak odmawiałam sobie nowych ubrań czy przyjemności, by móc zapłacić za ich lekcje muzyki, kursy językowe, wycieczki szkolne. Byłam dumna, widząc, jak rosną, jak stają się samodzielni.
Teraz wszyscy są dorośli. Tomek jest lekarzem w dużym mieście, Ania ma własną firmę, a Kasia wyjechała za granicę. Marek odszedł kilka lat temu, zostawiając mnie samą w pustym domu. Myślałam, iż dzieci będą częściej mnie odwiedzać, iż będziemy spędzać razem święta, iż będą pytać o moje zdrowie. Ale rzeczywistość okazała się inna.
Telefon dzwoni coraz rzadziej. Kiedy próbuję się z nimi skontaktować, słyszę tylko: „Mamo, jestem teraz zajęty”, „Oddzwonię później”, „Nie mogę teraz rozmawiać”. Wizyty? Sporadyczne i krótkie. Czasem zastanawiam się, czy nie przeszkadzam im w ich życiu.
Ostatnio miałam problemy ze zdrowiem. Serce nie pracuje już tak, jak kiedyś, a stawy odmawiają posłuszeństwa. Lekarz zasugerował, iż powinnam mieć kogoś, kto mi pomoże w codziennych obowiązkach. Z trudem zadzwoniłam do Tomka.
– Tomek, potrzebuję twojej pomocy – zaczęłam niepewnie.
– Mamo, co się stało? – jego głos brzmiał zniecierpliwiony.
– Lekarz mówi, iż powinnam mieć kogoś do pomocy. Czy mógłbyś mnie odwiedzić i pomóc zorganizować jakieś wsparcie?
– Mamo, wiesz, iż mam dużo pracy. Może Ania ci pomoże? Albo pomyśl o domu opieki, tam będziesz miała profesjonalną pomoc.
Słowa „dom opieki” uderzyły mnie jak cios. Czy naprawdę moje własne dzieci chcą mnie oddać pod opiekę obcych ludzi?
Zadzwoniłam do Ani. Podobna rozmowa. Kasia choćby nie odebrała telefonu.
Czuję się samotna jak nigdy dotąd. Czy naprawdę stałam się dla nich ciężarem? Czy moje poświęcenie nic nie znaczy? Całe życie oddałam im wszystko, co miałam. A teraz, kiedy ja potrzebuję wsparcia, zostałam sama.
Patrzę na zdjęcia wiszące na ścianie – uśmiechnięte twarze moich dzieci, chwile szczęścia zatrzymane w czasie. Zastanawiam się, gdzie popełniłam błąd. Czy byłam zbyt pobłażliwa? Czy nie nauczyłam ich empatii?
Z myśli wyrywa mnie dzwonek do drzwi. Otwieram z nadzieją, ale to tylko listonosz z rachunkami. Zamykam drzwi i wracam do fotela.
Może powinnam zaakceptować tę sytuację. Może nadszedł czas, by pomyśleć o sobie, choć nie wiem już, jak to jest żyć dla siebie. Ale jedno wiem na pewno – miłość, którą im dałam, była szczera i bezwarunkowa. choćby jeżeli teraz czuję się dla nich ciężarem, w sercu wciąż kocham ich tak samo.