Miałam męża, którego kochałam, stabilną pracę i grono znajomych, z którymi spędzałam większość wolnego czasu. Wśród nich była Magda — kobieta, którą uważałam za siostrę, jakiej nigdy nie miałam. Była piękna, błyskotliwa, zawsze gotowa wysłuchać i doradzić. Nie wiedziałam, iż to właśnie ona wbije mi nóż w plecy — dwa razy.
Z Magdą poznałyśmy się w pracy. Od razu złapałyśmy wspólny język. Widywałyśmy się codziennie — w biurze, na kawie, czasem po pracy wpadaliśmy z mężem do niej i jej chłopaka. Była czarująca, wszyscy ją lubili. A ja byłam dumna, iż taka kobieta traktuje mnie jak bliską przyjaciółkę.
Kiedy zaczęłam się zwierzać z kłopotów w małżeństwie, Magda słuchała. Zadawała pytania, kiwała głową, mówiła, iż rozumie. „Nie martw się, faceci mają swoje kryzysy” — powtarzała. Nie przypuszczałam, iż w tym czasie to ona stawała się jego „pocieszycielką”.
Dowiedziałam się przypadkiem. Mój mąż zostawił telefon na stole. Zobaczyłam wiadomość: „Nie mogę się doczekać, aż znowu cię zobaczę. Magda”.
Na chwilę zabrakło mi powietrza. To nie był żart. To była zdrada – i to z kobietą, której ufałam najbardziej.
Nie pamiętam, jak dotarłam do łazienki, jak wymiotowałam ze stresu, jak płakałam całą noc.
Rano spakowałam torbę i wyszłam z domu. Nie zabrałam choćby obrączki.
Mąż próbował tłumaczyć, iż to „chwila słabości”, iż „to nic nie znaczyło”. Magda napisała tylko:
– Wiem, iż mnie znienawidzisz. Ale to nie tak, jak myślisz.
Nie odpisałam.
Zmieniłam dział, skupiłam się na pracy, próbowałam jakoś stanąć na nogi. Minął rok. Zaczynałam powoli oddychać. Aż pewnego dnia — Magda wróciła.
Zgłosiła się do pracy w tej samej firmie, w innym zespole. Uśmiechała się na korytarzu, jakby nic się nie stało. Ja ją ignorowałam, ale niedługo zaczęły się plotki. Ktoś powiedział szefowi, iż zaniedbuję obowiązki. Ktoś inny rozpowiadał, iż zawdzięczam awans romansowi z przełożonym. Zaczęłam czuć się jak intruz w miejscu, które było moim azylem.
Nie musiałam się długo domyślać, kto za tym stoi.
Pewnego dnia po pracy usłyszałam, jak Magda rozmawia z koleżanką z działu HR. Stały za drzwiami kuchni biurowej.
– Wiesz, ona jest niestabilna. Po tym, co przeszła z mężem, to cud, iż jeszcze ją trzymają. Taka histeryczka to zły przykład dla zespołu.
Głos Magdy był spokojny, chłodny, wyrachowany. Wtedy zrozumiałam – to nie była zazdrość o mężczyznę. To była zemsta. Za co? Nie wiedziałam. Może za to, iż miałam to, czego ona chciała: stabilność, uznanie, szacunek?
Nie wytrzymałam. Poszłam do szefa i wszystko mu powiedziałam. Nie o zdradzie, ale o manipulacjach, o kłamstwach, o plotkach. Miałam dowody – e-maile, wiadomości, rozmowy. Magda była inteligentna, ale tym razem zbyt pewna siebie.
Została zwolniona. Nie triumfowałam. Stałam w pustym biurze i czułam tylko pustkę. Bo żadne zwycięstwo nie oddaje tego, co się traci, gdy człowiek uświadamia sobie, iż zdrada może przyjść z miejsca, które kiedyś było domem.
Dziś żyję sama. Bez męża, bez Magdy, bez złudzeń. Ale z czymś ważniejszym — ze spokojem.
Nie mam już potrzeby zemsty. Bo wiem, iż ludzie tacy jak ona sami sobie są największym przekleństwem. Zrozumiałam, iż nie muszę się mścić, żeby wygrać. Wystarczy przestać się bać.













