Z życia wzięte. "Na rodzinnym gospodarstwie robię jak parobek": A pieniądze trafiają do tych, którzy choćby się nie ubrudzili

zycie.news 17 godzin temu

Bez względu na pogodę, porę roku czy stan zdrowia. Bo krowy nie poczekają, a zboże samo się nie zbierze.

Gospodarstwo moich rodziców to ziemia ciężka, uparta. Taka, jaką miałam od dziecka pod paznokciami. Od kiedy pamiętam, byłam ich „pomocą”. Najpierw przy kurach, potem przy świniach, później – przy wszystkim.

Mówili:
– To kiedyś będzie twoje.
– Wszystko, co robisz, robisz dla siebie.
– Rodzeństwo poszło w świat, ty jesteś tu, najbliżej, na miejscu.

Wierzyłam.

Nie wyjechałam na studia. Nie miałam własnego życia. Nie założyłam rodziny – bo kto chciałby się związać z kobietą, która pachnie oborą i przysypia nad talerzem zupy? Zostałam. Z lojalności. Z obowiązku. Z miłości.

I tak mijały lata. Aż w końcu zauważyłam coś, co trudno było już zignorować.

Rodzice, ci sami, którzy nie mają „na nowe ogrodzenie”, znaleźli jakoś pieniądze, by pomóc bratu w zakupie mieszkania w Warszawie.
Siostra – tej, co by się bała grabi dotknąć – dostała samochód „na raty, ale bez rat”.
A ja?

Ja dostaję tylko więcej obowiązków. Więcej godzin. Więcej milczenia.

Kiedy zapytałam matkę, czemu wszyscy coś dostają, a ja nie, spojrzała z lekkim zdziwieniem.
– Przecież masz dach nad głową. Jeść masz.
– A gospodarstwo? – zapytałam. – Mówiliście, iż będzie moje.

Machnęła ręką.
– Jeszcze zobaczymy, jak to wszystko podzielić. Na razie się ciesz, iż masz robotę i dom.

Wtedy zrozumiałam. Nie jestem ich córką. Jestem ich pracownicą. Tylko iż bez pensji, bez umowy i bez szans na emeryturę.

I iż cała moja młodość, moje marzenia, moje „może kiedyś” – zostały zakopane pod toną gnoju, słomy i pustych obietnic.

Nie wiem, ile jeszcze wytrzymam. Moje plecy bolą częściej niż serce, ale to drugie przestaje już cokolwiek czuć. Bo ile razy można patrzeć, jak inni żyją – kiedy ty tylko służysz.

Może któregoś dnia spakuję się w ciszy i odejdę. Może któregoś dnia oni zrozumieją, iż ten parobek, który zawsze był, też może przestać być.

Ale dziś jeszcze pójdę nakarmić świnie. Bo głodne nie poczekają. A rodzice? Oni choćby nie zauważą, iż mnie nie ma, dopóki nie zabraknie rąk do pracy.

Idź do oryginalnego materiału