Ojcze, poznaj moją przyszłą żonę i twoją synową.
Ojcze, przedstawiam ci moją narzeczoną, twoją synową, Jadwigę! zawołał Marek, promieniejąc z radości.
Co?! profesor, doktor nauk Henryk Kowalski, spojrzał z niedowierzaniem. jeżeli to żart, wcale nie jest śmieszny.
Mężczyzna zmierzył wzrokiem szorstkie dłonie synowej i brud pod paznokciami. Wydawało mu się, iż ta dziewczyna nie wie, czym są woda i mydło.
Boże! Jak dobrze, iż moja droga Elżbieta nie dożyła takiego wstydu! Wychowaliśmy tego chłopaka na człowieka z klasą myślał w duchu, tłumiąc gniew.
To nie żart! odparł stanowczo Marek. Jadwiga zostanie z nami, a za trzy miesiące weźmiemy ślub. jeżeli nie chcesz być na moim weselu, obejdę się bez ciebie!
Dzień dobry! uśmiechnęła się Jadwiga i ruszyła do kuchni. Przyniosłam pierogi, konfiturę z malin, suszone grzyby wymieniała, wyjmując rzeczy z podniszczonej torby.
Henryk chwycił się za serce, widząc, jak Jadwiga zniszczyła śnieżnobiały obrus, na którym rozlała się konfitura.
Marku! Opamiętaj się! jeżeli to zemsta, to zbyt okrutna Skąd wytrzasnąłeś tę prostaczkę? Nie pozwolę jej zostać w moim domu! krzyczał profesor.
Kocham Jadwigę. Moja żona ma prawo żyć w moim domu! zaśmiał się szyderczo młodzieniec.
Henryk zrozumiał, iż syn drwi z niego. Nie protestując dłużej, w milczeniu odszedł do swojego pokoju.
Od niedawna relacje z Markiem bardzo się popsuły. Po śmierci matki chłopak stał się nieposłuszny. Rzucił uniwersytet, rozmawiał z ojcem arogancko i żył beztrosko.
Henryk miał nadzieję, iż syn się zmieni. Że wróci do dawnego, rozsądnego siebie. Ale z każdym dniem oddalał się bardziej. A dziś przyprowadził pod ich dach wiejską dziewczynę. Henryk wiedział, iż ojciec nigdy nie zaakceptuje tego wyboru, dlatego Marek wybrał kogoś, kogo on nie pojmował
Wkrótce Marek i Jadwiga wzięli ślub. Henryk odmówił udziału w weselu, nie chciał uznać niechcianej synowej. Wściekał się, iż miejsce Elżbiety, wzorowej gospodyni, zajęła ta niewykształcona dziewczyna, która ledwo umiała składnie mówić.
Jadwiga, jakby nie zauważając złej woli teścia, starała się go przekonać, ale tylko pogarszała sprawę. Henryk nie widział w niej nic dobrego tylko prostotę i złe nawyki.
Marek, po krótkim udawaniu porządnego męża, wrócił do pijaństwa. Ojciec często słyszał kłótnie młodych i cieszył się, mając nadzieję, iż Jadwiga wreszcie odejdzie.
Henryku, wasz syn chce się rozwieść, wyrzuca mnie na ulicę, a ja jestem w ciąży! pewnego dnia Jadwiga wtargnęła do pokoju ze łzami w oczach.
Po pierwsze, dlaczego na ulicę? Masz dokąd wrócić A ciąża nie daje ci prawa mieszkać tu po rozwodzie. Wybacz, ale nie wtrącam się w wasze sprawy odparł, w duchu ciesząc się, iż wreszcie pozbywa się natrętnej synowej.
Jadwiga, przygnieciona i nie rozumiejąca, dlaczego teść od pierwszej chwili ją znienawidził, zbierała rzeczy. Nie mogła pojąć, czemu Marek traktował ją jak psa, porzucając na pastwę losu. I co z tego, iż była wieśniaczką? Przecież też miała serce
***
Minęło osiem lat Henryk mieszkał w domu starców. Ostatnio bardzo podupadł na zdrowiu. Marek gwałtownie wykorzystał sytuację, umieszczając ojca w zakładzie, by uniknąć kłopotów.
Starzec pogodził się z losem, wiedząc, iż nie ma powrotu. Przez życie uczył tysiące ludzi miłości i szacunku. Wciąż dostawał listy z podziękowaniami od byłych uczniów Ale własnych dzieci nie potrafił wychować
Henryku, znowu masz gości oznajmił sąsiad po powrocie z spaceru.
Kto? Marek? krzyknął starzec, choć wiedział, iż to niemożliwe. Syn nigdy by nie przyszedł, nienawidził ojca
Nie wiem. Kazał ci przekazać. Czemu siedzisz? Idź i zobacz! zaśmiał się sąsiad.
Henryk wziął laskę i powoli ruszył w stronę małej, wilgotnej sali. Schodząc, z daleka ją rozpoznał.
Witaj, Jadwigo szepnął cicho, spuszczając wzrok. Wciąż czuł winę wobec tej prostej dziewczyny, której nie obronił przed laty.
Henryku! zdziwiła się elegancka kobieta. Jak pan się zmienił Choruje pan?
Trochę uśmiechnął się smutno. Skąd pani wiedziała, gdzie jestem?
Marek powiedział. Wie pan, on zupełnie nie chce kontaktów z synem. A chłopiec wciąż pyta o dziadka Janek nie jest winny, iż go pan odtrąca. Dziecku brakuje bliskich. Jesteśmy tylko we dwoje mówiła drżącym głosem. Przepraszam, pewnie niepotrzebnie pana niepokoję.
Zaczekaj! poprosił. Jak on, Janek? Pamiętam ostatnie zdjęcie, miał trzy lata
Jest na korytarzu. Zawołać? spytała Jadwiga.
Oczywiście! rozpromienił się Henryk.
Do sali wszedł jasnowłosy chłopiec, żywy portret młodego Marka. Janek nieśmiało podeszedł do dziadka, którego nigdy nie widział.
Witaj, wnuku Jakiś duży wzruszył się starzec, obejmując chłopca.
Długo rozmawiali, spacerując jesiennymi alejkami parku przy zakładzie. Jadwiga opowiadała o trudnym życiu, o wczesnej śmierci matki, o samotnym wychowywaniu syna na wsi.
Przepraszam, Jadwigo. Zawiniłem. Choć uważałem się za mądrego, dopiero teraz zrozumiałem, iż ludzi należy cenić nie za rozum, ale za serce mówił starzec.
Henryku, mamy propozycję Jadwiga mówiła niepewnie. Zamieszkaj z nami! Jesteś sam, my też Chcemy, by był z nami ktoś bliski.
Dziadku, jedź! Będziemy łowić ryby, zbierać grzyby U nas na wsi jest pięknie, a w domu dużo miejsca! prosił Janek, ściskając dłoń starca.
Jadę! uśmiechnął się Henryk. Straciłem tak wiele, wychowując Marka Może ter








