Wykształcona, co ważne, śpiewała słodkie przemowy niemal od dnia, w którym się poznaliśmy! Nazywała mnie przystojnym, mądrym i prawdziwym rycerzem. A ja, z głową w chmurach, słuchałem i byłem szczęśliwy.
Muszę przyznać, iż do pewnego momentu Ola była naprawdę dobra w naszym związku. Kiedy przychodziłem ją odwiedzić, witała mnie jak pana młodego. Karmiła mnie obiadem, rozmawiała ze mną godzinami, a czasem choćby dawała dobre rady dotyczące życia.
Na przykład to dzięki jej rekomendacji udało mi się uzyskać podwyżkę. Mój szef zaczął mnie ostatnio gonić po mieście w sprawach firmowych, a ja nie miałem nic przeciwko temu, ale nie poprosiłem o podwyżkę. Było mi wstyd. Kiedy Ola dowiedziała się o tej sytuacji, natychmiast opracowała plan rozmowy z szefem... Voila, dodali 10% do mojej pensji.
Potem wydarzyło się coś, co odwróciło mnie od tej wspaniałej kobiety. Wszystko zaczęło się, gdy Ola zaprosiła mnie na uroczystość rodzinną, jej urodziny. Było to niespodziewane, ale miłe — najwyraźniej szykowała coś poważnego. Pomyślałem, iż chce się ze mną związać na stałe i próbuje w ten sposób zasugerować swoje plany. Nie przeszkadzało mi to — naprawdę lubiłem tę kobietę.
"W sobotę będziemy świętować piętnaste urodziny mojego siostrzeńca" - powiedziała Ola stanowczym tonem podczas naszego kolejnego spotkania. "Och, daj spokój... To niezręczne" - starałem się udawać zakłopotanie.
Ola jednak znowu użyła tych swoich sztuczek, iż jakimś cudem natychmiast straciłem zdolność krytycznego i racjonalnego myślenia. Jednak czy naprawdę jestem winny tego, co wydarzyło się później? Wierzę, iż postąpiłem słusznie, ale moja ukochana była bezczelna.
W wielki dzień odebrałem Olę wcześniej, abyśmy mogli kupić prezent dla solenizanta przed świętem. Natychmiast powiedziała, iż muszę wyłożyć pieniądze na prezent. Nie kłóciłem się i nie naciskałem na fakt, iż to urodziny jej siostrzeńca, dla mnie kompletnie obcego dzieciaka.
Pytanie brzmiało, ile pieniędzy potrzeba, aby kupić prezent dla piętnastolatka? Oczywiście nie jestem dobry w takich sprawach, bo nie mam własnych dzieci i najprawdopodobniej nigdy nie będę miał, ale doszedłem do wniosku, iż kilkadziesiąt złotych wystarczy. Wpatrywała się we mnie jak krab i wydając z siebie oburzone "pshhh" zażądała, delikatnie mówiąc, więcej.
Zażądała takiej kwoty, iż raczej nie miałbym odwagi wydać tyle choćby na własne dziecko... Dwa i pół tysiąca na jakieś gry komputerowe???
Powiedziała, iż dla jej dobra muszę być gotowy na wszelkie wyczyny i przygody. Odszedłem tego samego dnia, ogłaszając rozstanie. Być może zachowałem się niegrzecznie, niewłaściwie, ale trzeba przyznać, iż Ola powinna była trzymać się granic i nie żądać takich pieniędzy na prezenty dla cudzych dzieci!