Ilekroć udzielam im rad, mówią: "Mamo, zostaw nas w spokoju, poradzimy sobie", a kiedy nie mogą zebrać kredytu hipotecznego, mówią: "Mamusiu, pomóż mi". Powinnam już dawno przejść na emeryturę, ale nie stać mnie na to.
Wychowałam syna, myśląc, iż będę miała wsparcie na starość. Ale nie! Od trzech lat zagląda mi do kieszeni. Jeszcze nie dorósł i wybrał równie niedojrzałą żonę. Ciągle wyciągają pieniądze ode mnie i od rodziców mojej synowej.
Mam jednego syna, Krzyśka. Jego ojciec zmarł wcześnie, a chłopiec choćby tego nie pamięta. Ja i jego dziadkowie byliśmy odpowiedzialni za jego wychowanie. Nigdy nie rozpieszczałam chłopca zbytnio, ale byłam sama, a było dwóch dziadków, dla których ich wnuk był jedyną pociechą. Szczególnie ciężko było po wakacjach. Pracowałam, a moi teściowie mieszkali w wiosce, więc zabierali syna do siebie na lato. Było tam świeże powietrze, owoce, warzywa, świeże mleko — wszystkie uroki wiejskiego życia.
Dziadek nauczył swojego wnuka pracować rękami, co było dobre. Moi rodzice i ja przyjeżdżaliśmy raz w tygodniu, a choćby dwa razy w tygodniu, w zależności od tego, jak sobie radziliśmy. Podczas tych krótkich wizyt wszystko wydawało się być w porządku, a potem jesienią zaczynały się problemy.
Musiałam przypominać synowi, iż nikt nie będzie za nim biegał, musi jakoś o siebie zadbać, a nie czekać, aż wszystko zostanie mu podane i przyniesione. Czasami trwało to miesiąc, a choćby dłużej. Na ostatnim roku studiów powiedział mi, iż zamierza się ożenić. Wiedziałam, iż spotyka się ze swoją dziewczyną Anną od około trzech lat. Ona również jest studentką, z ich uniwersytetu, ale o rok młodszą i na innym wydziale. Poznali się na zajęciach studenckich, które oboje uwielbiali.
Natychmiast powiedziałem synowi, iż jak tylko się ożeni, przestanę go wspierać finansowo. Mój syn przemyślał to, rozważył i zdecydował się nie spieszyć. Postanowił przynajmniej skończyć studia i znaleźć pracę. On i Ania choćby się o to pokłócili. Ona również niecierpliwiła się, aby jak najszybciej założyć suknię ślubną.
Mój syn skończył studia, znalazł pracę i powiedział, iż na pewno się ożeni. Radziłam mu, żeby poczekał, aż panna młoda skończy studia, ale nic nie mogłam na to poradzić. Ania chyba skakała z radości, tak bardzo chciała iść do urzędu stanu cywilnego. Po ślubie syn i jego żona przez trzy miesiące mieszkali osobno w wynajętym mieszkaniu, a potem syn przyszedł do mnie z prośbą, żebym pozwoliła im zamieszkać ze mną. Okazało się, iż sama jego pensja nie wystarcza na wszystko.
Teraz mam już dosyć wyciągania ode mnie pieniędzy i odpychania, gdy próbuję pomóc w jakikolwiek inny sposób. Niech sobie radzą, skoro czują się na tyle dorośli, aby brać ślub...