I w końcu doczekałam się Irka. gwałtownie zdaliśmy sobie sprawę, iż jesteśmy w sobie naprawdę zakochani i zaczęliśmy myśleć o założeniu rodziny. Niestety, nie mieliśmy zbyt wiele pieniędzy. Wystarczyłoby na jedno z trzech ważnych wydarzeń: ślub, dziecko lub mieszkanie. Ponieważ w niedalekiej przyszłości miałam skończyć trzydzieści lat, dziecko było dla nas na pierwszym miejscu.
Ponadto Irek powiedział, iż jego matka zaprosiła nas do siebie: "I tak ma trzypokojowe mieszkanie i nie chce brać lokatora, boi się obcych. Nie byłam pewna, czy to dobry pomysł. Kiedy się poznałyśmy, teściowa nie była zbyt szczęśliwa na mój widok, później zresztą też. Na przykład była wyraźnie zniesmaczona moim gotowaniem, mimo iż zawsze byłam dobrą kucharką.
Kiedy przyniosłam prezenty — domowe ciasto z kremem — teściowa zajrzała do pojemników i marszcząc nos, wykrzyknęła: "Co za gospodyni!" A jednak zdecydowaliśmy, iż zamieszkamy z nią, zaoszczędzimy na zaliczkę, a potem wyprawimy porządne wesele. W końcu nie organizowaliśmy hucznej uroczystości, tylko pobraliśmy się kameralnie, a potem siedzieliśmy razem w restauracji.
Wspólne mieszkanie w moim malutkim jednopokojowym mieszkaniu było nierealne. Po przeprowadzce wynajęłam je z rocznym wyprzedzeniem. Później po stokroć tego żałowałam, ale było już za późno — spakowaliśmy się i przeprowadziliśmy. Wolałam mieszkać blisko męża. Teściowa przywitała nas serdecznie, pokazała pokój, podzieliliśmy się półkami w kuchni i wydawało się, iż załatwiliśmy wszystkie sprawy. Zaczęło się życie rodzinne, które w pierwszym tygodniu zamieniło się dla mnie w koszmar. Podczas gdy ja i mój mąż porządkowaliśmy torby i pudła (wynajął mieszkanie, zanim wprowadził się do swojej matki), moja teściowa choćby do nas nie przyszła. "Pospiesz się i uporządkuj ten bałagan!" potrząsnęła głową, przechodząc obok naszego pokoju. "Co za gospodyni... Gdy tylko w końcu odłożyłam wszystkie swoje rzeczy, zaczął się jakiś niezdrowy ruch ze strony właścicielki mieszkania. Kiedy wróciłam z pracy, zauważyłam, iż wszystko leży jakoś nie tak.
Ręczniki były złożone inaczej, niż ja je składałam po wysuszeniu, a koszule męża były wyraźnie poprzestawiane w szafie. Zrozumiałam wszystko od razu, ponieważ mieszkaliśmy razem.
-Mamo, zaczęłam rozmowę tak grzecznie i delikatnie, jak to tylko możliwe — proszę, powiedz mi, dlaczego przestawiasz nasze rzeczy? Nagle okazało się, iż w wieku prawie 28 lat nie mam pojęcia, jak prawidłowo układać ubrania. Zamiast zażenowania i przeprosin, teściowa wygłosiła mi gniewną tyradę, po czym zabrała mnie do naszej sypialni i zaczęła relacjonować:
-Czy tak się składa rzeczy, Magda? Musisz zagiąć krawędź tutaj, żeby nie wystawała... - I tuż przede mną wyjęła sweter, rozłożyła go i złożyła ponownie. Od tego dnia teściowa nie wahała się wejść, otworzyć drzwi szafy i wyzywająco potrząsnąć głową, a choćby przesunąć na przykład moją bieliznę.
Pewnego wieczoru, gdy byłam zajęta w kuchni, teściowa ze stęknięciem i zbolałym wyrazem twarzy myła podłogę w naszym pokoju.
-Leszek na pewno zaraz dostanie alergii — tłumaczyła mi, przecierając czoło — mieszkając w takim kurzu. - Jeszcze godzinę przed tym cyrkiem doprowadziłam nasz pokój do idealnej czystości! W tamtym momencie poważnie zastanawiałam się nad zadzwonieniem do najemcy i zaproponowaniem mu zwrotu pieniędzy. W końcu nie mogłam choćby poskarżyć się mężowi. Co bym mu powiedziała? "Twoja matka umyła nam podłogę, nie chcę tu mieszkać" - a on nie zrozumiałby z tego ani słowa.
Punkt kulminacyjny nastąpił wczoraj. Wygłupialiśmy się przed snem, kiedy moja teściowa wpadła do sypialni. Prawie umarłam ze wstydu, byłam też bardzo zła.
-Co znowu! - oburzyłam się spod kołdry.
-Co się stało? - udawała zaskoczoną.
-Nic się nie stało, dlaczego tak wpadasz!
-To moje mieszkanie! Mam prawo chodzić, gdzie chcę niewdzięcznico!
-Mamo, przestań! - powiedział mój mąż — Powinnaś zapukać!
-Trzeba było nauczyć żonę sprzątać!
W każdym razie powiedziałam mężowi, iż albo wyprowadzamy się razem, albo sama wynajmę mieszkanie.