Z życia wzięte. "Mój 64-letni ojciec porzucił mamę po 43 latach małżeństwa": Myślał, iż zaczyna nowe życie, a skończył samotny i zdradzony

zycie.news 2 godzin temu
Zdjęcie: starsza para @pexels


Mój ojciec, Zbigniew, lat sześćdziesiąt cztery, po prostu pewnego dnia spakował walizkę i wyszedł. Bez kłótni, bez słowa. Zostawił mamę po czterdziestu trzech latach małżeństwa.

Powiedział tylko:

– Zasługuję jeszcze na odrobinę szczęścia.

I poszedł… do kobiety młodszej od siebie o trzydzieści lat.

Mama siedziała wtedy przy stole z kubkiem herbaty. Nie płakała. Tylko powtarzała:

– Przecież to jakiś żart. Przecież nie zostawia się rodziny w tym wieku…

Nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć. Bo ja też nie rozumiałam. Jak można porzucić wszystko – dom, wspólne lata, wspomnienia – dla jakiejś nowej kobiety, która nagle sprawia, iż 64-letni mężczyzna zaczyna zachowywać się jak zakochany chłopiec?

Zresztą… ta kobieta nie była żadną „miłością życia”. Była obrotna, głośna i przebiegła. I, niestety, doskonale wiedziała, jak owinąć sobie takiego naiwnego faceta wokół palca.

Ojciec kupił jej samochód, zabrał na wakacje, wydawał oszczędności, które z mamą gromadzili przez całe życie. Twierdził, iż wreszcie „żyje po swojemu”. Zaczął nosić modne kurtki, farbować włosy, słuchać muzyki, której wcześniej nie znosił.

A kiedy próbowałam z nim porozmawiać, usłyszałam tylko:

– Ty nic nie rozumiesz. Twoja matka nigdy mnie nie doceniała.

Matka. Kobieta, która go wspierała, prała, gotowała, prowadziła mu dom, gdy on budował firmę i narzekał, iż jest zmęczony. Teraz była dla niego „przeszkodą w szczęściu”.

Przez kilka miesięcy nie mieliśmy z nim kontaktu. Nie dzwonił, nie odwiedzał, nie zapytał nawet, jak mama się czuje. Aż pewnego dnia zadzwoniła jego „miłość”.

– Proszę, niech pani przyjedzie – powiedziała nerwowo. – On… on chyba ma zawał.

Pojechałam natychmiast.

Ojciec leżał w szpitalu, osłabiony, z sercem ledwo bijącym. A „kochanka”? Zniknęła następnego dnia. Nie pojawiła się ani razu.

Kiedy doszedł do siebie, był jak cień człowieka, którego znałam. Firma upadła, pieniądze się skończyły, a ona – ta, dla której zniszczył rodzinę – zdążyła sprzedać jego samochód i zabrać, co mogła.

– Wiedziałem, iż zapłacę za to – powiedział kiedyś, gdy odwiedziłam go w wynajętym pokoju. – Ale nie sądziłem, iż aż tak.

Nie odpowiedziałam. Bo w głębi serca współczułam mu, choć wciąż czułam gniew.

Mama nie chciała go widzieć. Powiedziała, iż drugi raz już serca nie odda człowiekowi, który je zdeptał.

Mój tatuś w jednej chwili przekreślił rodzinę i poleciał do kochanki. Mówił, iż to miłość, iż „jeszcze ma prawo do życia”. Teraz ma prawo tylko do samotności i wspomnień, które gryzą go bardziej niż choroba.

Karma naprawdę wraca – tylko nie zawsze głośno. Czasem po prostu przysiada się obok starego człowieka w pustym mieszkaniu i szepcze mu do ucha:

„A mogłeś zostać z tymi, którzy naprawdę cię kochali.”

Idź do oryginalnego materiału