Ja zawsze się z tego śmiałam. „Nie po to pracuję, żeby ktoś mi coś podawał” — powtarzałam z dumą. Robiłam karierę. Szybciej, wyżej, mocniej.
Nie miałam czasu w kawę z przyjaciółką, na niedzielne spacery, na dzieci. Nie miałam czasu w siebie. Ale wtedy wydawało mi się, iż mam wszystko.
Byłam dobra w tym, co robiłam. Ambitna, konkretna, nie do złamania. Kiedy inni kończyli pracę, ja zaczynałam kolejną turę. Dzwoniłam o północy, wysyłałam maile o świcie. Szefowie mnie podziwiali. Znajomi mówili: „Zosia, ty to masz siłę.” A ja się uśmiechałam. Bo tak, miałam siłę — tylko nie wiedziałam, iż to siła do niszczenia samej siebie.
Mąż odszedł, bo — jak powiedział — „nie da się kochać kobiety, która zawsze ma ważniejsze rzeczy do zrobienia”. Syn przestał dzwonić, potem przestał odbierać. A ja… choćby tego nie zauważyłam. Bo w tym samym tygodniu miałam prezentację przed zarządem.
Teraz siedzę w mieszkaniu, które kiedyś było zbyt małe, a dziś wydaje się ogromne. W biurze już mnie nie potrzebują — przyszli młodsi, szybsi, tańsi. Została tylko emerytura i pusta kuchnia, w której wszystko stoi idealnie równo, bo nikt niczego nie rusza.
Czasem łapię się na tym, iż włączam czajnik tylko po to, żeby coś brzęczało. Bo cisza jest najgorsza. Cisza mówi więcej niż ludzie, których nie ma.
Ocknęłam się, gdy było za późno. Kiedy w nocy spadła mi szklanka z rąk i nie miał kto jej podnieść. Nie chodziło o wodę. Chodziło o to, iż pierwszy raz w życiu zrozumiałam, iż naprawdę jestem sama.
Nie mam do kogo zadzwonić. Nie dlatego, iż wszyscy odeszli — tylko dlatego, iż przez lata sama zamykałam im drzwi. Zasłaniałam się obowiązkami, spotkaniami, terminami. Budowałam imperium, w którym zabrakło miejsca na ludzi.
Teraz czasem widzę młode kobiety w metrze — z laptopami, z telefonami przy uchu, z tą samą iskrą, jaką ja kiedyś miałam. Chciałabym im powiedzieć: „Nie dajcie się zwieść. Sukces nie przytuli was w nocy.” Ale one i tak by nie posłuchały. Ja też bym nie posłuchała.
Więc siedzę przy stole, piję wodę z tej samej szklanki, której nikt mi nie podał, i myślę… Nie, nie o karierze, nie o żalu. O prostym zdaniu, które zrozumiałam za późno: człowiek nie potrzebuje tylko wody — potrzebuje kogoś, kto ją poda.












