Z życia wzięte. "Biznes brata splajtował, a teraz chce sprzedać mieszkanie rodziców": Proponuje, żeby mama się do mnie wprowadziła

zycie.news 3 godzin temu
Zdjęcie: Zawiedziona siostra, źródło: YouTube/SALA DE CINE


Nie jest jasne, skąd wzięła się ta myśl i zakiełkowała w jego głowie: on i ja urodziliśmy się w zwykłej rodzinie. Nasi rodzice ciężko pracowali i tak nas wychowali, więc wiara Jacka w złotą rybkę to tylko jego problem. Tłumaczę to sobie jako zwykłą niechęć do ciężkiej pracy, aby coś osiągnąć.

Kiedy byłam uczennicą pracującą latem w sklepie spożywczym, aby zaoszczędzić na pierwsze małe złote kolczyki, on, jako uczeń, załatwiał podejrzane sprawy dla różnych podejrzanych typów. Oczywiście nie skończyło się to dobrze — Wstąpisz do wojska! Uczelnia nie jest dla takich głupków jak ty! Edukacja to przywilej! jeżeli nie chcesz studiować, odbędziesz służbę wojskową, a potem wrócisz do fabryki!" - przysięgał mój ojciec. "Cokolwiek powiesz" - uśmiechał się tylko mój brat. Od tego czasu minęło wiele lat.

Przez cały ten czas Jacek robił różne rzeczy — jeździł samochodami, sprzedawał domki, a choćby próbował zorganizować koncert rapera w naszym mieście. Oczywiste jest, iż całe to zamieszanie nie przyniosło mu upragnionych milionów. Nasz ojciec zmarł kilka lat temu — ciężka praca zebrała swoje żniwo.

Od dawna jestem mężatką, wzięliśmy z mężem kredyt hipoteczny i marzymy o domku na wsi. I, oczywiście, przez cały ten czas moja matka i ja próbowałyśmy przekonać Jacka, nie poddając się. Jego najnowszym pomysłem jest jakiś rodzaj handlu. Oczywiście ten poszukiwacz przygód myślał, iż można tam zarobić miliony.

Niektórym oczywiście się to udaje, dzięki dobrze przemyślanemu modelowi biznesowemu, strategii i intensywnej pracy. Ale "kupmy trochę bzdur i sprzedajmy je z premią" nie jest strategią. Kiedy mój brat poprosił mnie i mojego męża o pożyczkę na biznes, nasza odpowiedź była negatywna. Znając Jacka przez całe życie, nie powierzyłabym mu korka od butelki, a co dopiero pieniędzy. Niestety, pożyczki są teraz dość łatwe do uzyskania, a Jacek i jego partner znaleźli pieniądze na zakup szalonej ilości dywanów.

Sześć miesięcy później mój brat zadzwonił i powiedział: "Ola, mam problem. Przyjdę wieczorem, żeby z tobą porozmawiać". "Oczywiście, problemy, co jeszcze!" - odpowiedziałam, już przygotowując się mentalnie do nadchodzącej rozmowy. Wieczorem przyjechał i natychmiast wprowadził nas w temat: "Krótko mówiąc, Olka, straciliśmy pieniądze na tych dywanach. Jesteśmy winni bankowi pół miliona, a odsetki kapią." "Dlaczego mnie to nie dziwi?" Uśmiechnęłam się.

Mój mąż milczał powściągliwie, chociaż miał coś do powiedzenia. "Wszystko już wiem. Sprzedamy mieszkanie rodziców, oddam pieniądze do banku, wezmę kolejny kredyt i zainwestuję w nowy produkt! Za rok odpracuję te pieniądze i kupię mamie dom" - mruknął mój brat i zamilkł, zadowolony z siebie. "Zwariowałeś, czy co? Tylko ze względu na odsetki, gdzie mama powinna mieszkać przez cały ten czas?" - zapytałam. "Z tobą, oczywiście — odpowiedział Jacek bez mrugnięcia okiem.

Kategorycznie odmówiłam, choć mocno naciskał na zabranie mamy do siebie. Zagroził, iż zadzwoni do mamy i powie jej, iż nie chcemy jej widzieć u siebie. Wyrzuciłam brata za drzwi i natychmiast zadzwoniłam do mamy, by uprzedzić o sytuacji. Obiecała, iż nie da się już więcej w nic wciągnąć Jackowi. Oby tak było...

Idź do oryginalnego materiału