Z wizytą u Saamów w Tromsø, czyli zapomniany lud północnej Europy

celwpodrozy.pl 5 lat temu

Marzy się Wam daleka północ oraz upolowanie zorzy polarnej? Teraz to marzenie można spełnić frunąc na skrzydłach Wizzair, bezpośrednio z Gdańska do Tromsø. To miasto oraz jego okolice warto odwiedzić nie tylko ze względu na zorzę. Można tu zajrzeć do obozowiska Saamów, by wraz z nimi nakarmić liczne stado reniferów, rozgrzać się przy gorącym bidosie oraz w tradycyjnym lavvu posłuchać fascynujących opowieści oraz joikowania. Wizyta u Saamów w Tromso to bardzo interesujące doświadczenie, które polecam każdemu. Kim są Saamowie, jakie mają tradycje, czy ciągle je kultywują, czym się zajmują na co dzień, tego wszystkiego możecie dowiedzieć się w ich obozie, którego zadaniem jest przybliżenie tej społeczności turystom, odwiedzającym te okolice. Póki co, ziemie, na których postało obozowisko należą do Saamów, choć rząd ma w planach zagarnięcie ich na poczet rozbudowy portu. Trzeba się więc śpieszyć, gdyż być może w niedalekiej przyszłości to miejsce zniknie z mapy Tromso. Ostatnio pojawiła się jednak nadzieja na zmianę rządowych planów ze względu na odkrycie archeologiczne z czasów Wikingów w tym rejonie. Saamowie (lub Saami), nazywani są także Lapończykami, a to z tego względu, iż po prostu mieszkają w Laponii. Tego określenia jednak bardzo nie lubią. Ta nazwa ludom skandynawskim nie kojarzy się pozytywnie. Nawiązuje ona bowiem do szwedzkiego słowa “lapp”, co oznacza nic innego jak łatę. Natomiast dla większości z nas Laponia kojarzy się całkiem dobrze, a to za sprawą Świętego Mikołaja, który to również ma tu swój dom. Laponia sięga dużo dalej poza granice Norwegii, obejmuje północne części Półwyspy Kolskiego oraz Półwyspu Skandynawskiego. Zajmuje obszar 380 000 km², który zamieszkiwany jest przez około 80 000 Lapończyków, połowa z nich mieszka w Norwegii. Saamowie zamieszkują nie tylko Norwegię, ale także Szwecję (główny ośrodek Kiruna), Finlandię (główne ośrodki Inari i Rovaniemi) oraz półwysep Kolski w Rosji (główny ośrodek Murmańsk). Często mówi się, iż to zapomniany lud północnej Europy i coś w tym jest. Saamowie posiadają własny język oraz niezwykle ciekawą i bogatą tradycję, która uważana jest za prawdziwy relikt pradawnych czasów. Był to lud koczowniczych pasterzy, zajmujących się także polowanie oraz rybołówstwem. Tradycyjnie byli oni pasterzami reniferów, nazywając siebie boazovázzi, czyli „reniferowymi piechurami”. I ta nazwa dokładnie oddaje to, czym się parali, pędząc renifery pieszo, od pastwisk tundry po pastwiska letnie przy morzu. Zwierzęta, a w szczególności renifery były ich głównym źródłem utrzymania, zapewniały egzystencję. Stanowiły oczywiście główny środek transportu, główne źródło pożywienia, ze skór wyrabiano odzież, obuwie oraz inne części garderoby i wyposażenie lavvu, z kości zaś przedmioty codziennego użytku, takie jak narzędzia. W zasadzie nic się nie marnowało i nie marnuje. Saami praktykują tzw. dietę od nosa do ogona, w której serce, krew, mózg, tłuszcz, kości, a choćby kopyta, są wykorzystywane jako pokarm. Oczywiście ich życie w czasach obecnych już tak nie wygląda, tylko nieliczni utrzymują się z hodowli, większość zatrudniona jest w miastach. Dziś zaledwie 3000 z nich to pasterze reniferów. Niemniej jest to lud bardzo przywiązany do swojej tradycji, są niezwykle z niej dumni i próbują ją w miarę możliwości ciągle podtrzymywać i kultywować. Co ciekawe, aktualnie Saamowie posiadają prawa polityczne i kulturowe, mają także swój parlament, który wprawdzie nie ma realnego wpływu na krajową politykę, niemniej podejmowane są tu decyzje odnośnie edukacji, kultury i gospodarki ich ziem. W Laponii działa także stacja radiowa oraz telewizja, nadające komunikaty w języku saamskim. Budynek parlamentu, znajdujący się w Karasjok w Finnmarku (zwany stolicą Samów) ma kształt lavvu (lavvo), tradycyjnego namiotu Saamów, który zawsze był symbolem ich koczowniczej kultury. Odwiedzający mogą wziąć udział w wycieczkach z przewodnikiem po budynku (od poniedziałku do piątku), prowadzonych w języku Sami, norweskim oraz angielskim. Wielu uważa, iż ​​tradycje Saamów obejmują tylko kolorowe kostiumy, tradycyjne wyroby rękodzielnicze oraz łapanie renifera na lasso. Jednak dziedzictwo Saamów widoczne jest we wszystkim, od muzyki, nowoczesnej architektury po sztukę współczesną i najnowocześniejsze wzornictwo. Współcześni Saamowie mogą być zarówno nagradzanymi twórcami filmowymi, jak i pasterzami reniferów na skuterze śnieżnym. To, co ich łączy, to ten sam głęboki związek z naturą. Całe przedsięwzięcie, związane z pielęgnowaniem oraz pokazywaniem tradycji Saamów w okolicach Tromso nosi nazwę Tromsø Arctic Reindeer Experience. Zostało założone w 2016 roku przez pasterza reniferów Johana Isaka Turi Oskala, którego rodzina na tych ziemiach mieszka od setek, jak nie od tysiąca lat. Ma ono dwa główne cele. Pierwszym z nich jest ochrona reniferów przed skutkami zmian klimatu poprzez zamknięcie ich w jednym miejscu w okresie zimowym oraz regularne dokarmianie. Drugim jest zapoznanie odwiedzających z kulturą i stylem życia ludu Saami, z których około 40 000 mieszka w Norwegii. Tromsø Arctic Reindeer Experience to także firma, w której wycieczkę do obozowiska Saamów można wykupić. Dostępne są różne warianty w zależności od ceny. Oczywiście wizytę u Saamów można połączyć z obserwacją zorzy. Warunek konieczny to czyste bezchmurne niebo. Wieczorno-nocna wycieczka to z pewnością niesamowite przeżycie, gdy na niebie dodatkowo rozgrywa się tak magiczny spektakl. Cena zaczyna się od 1090 NOK. Czego można spodziewać się na miejscu? Z pewnością spotkania oko w oko z reniferem, a w zasadzie z całym stadem. Karmienie reniferów to główna atrakcja, stado liczy tutaj około 300 sztuk. Jedne są płochliwe, inne wręcz przeciwnie, nachalnie wpychają swe pyski do wiadra z jedzeniem, nie zostawiając nic dla pozostałych. Po nakarmieniu zwierzaków przychodzi czas na napełnienie własnych brzuchów tradycyjnym daniem, zwanym bidos, przyrządzanym na ogniu. Bidos to mięsna potrawa, jak się spodziewacie właśnie z renifera. Na sam koniec zaś gospodarze z pewnością uraczą Was opowieściami o saamskiej kulturze oraz zaprezentują tradycyjne śpiewy, zwane joikowaniem. jeżeli macie ochotę na przejażdżkę saniami, wówczas trzeba wybrać ciut droższą opcję. Miejscem zbiórki jest Radisson Blue Hotel. Tutaj o umówionej godzinie zjawia się pan pilot i zabiera wszystkich do autobusu, którym jedziecie na obrzeża miasta. Autobus śmiga obok współczesnych zabudowań, nadmorskich chat rybackich i gęstych lasów sosnowych. Po około 30-40 minutach w oddali pojawia się duża, przypominająca namiot struktura. Nazywa się to lavvu (lavvo), to tradycyjna saamska chatka, epicentrum zimowej aktywności, która przyciąga coraz więcej podróżnych chcących zejść z utartych szlaków. Obozowisko składa się z wielu budynków na skraju rozległej przestrzeni tundry. Najpiękniej obóz wygląda w bieli, śnieżnej bieli, jednak nie zawsze jest szansa na biały puch. Tromso leży w małej dolinie, w której wytwarza się swoisty mikroklimat, zimy są zdecydowanie łagodniejsze i cieplejsze niż w pozostałym regionie. Goście przybywający autobusami, witani są ciepło przez gospodarzy, członków miejscowego plemienia Saamów oraz zapraszani do wnętrza lavvu, gdzie siedząc na skórach renifera wokół wielkiego ognia, dowiadują się o czynnościach dnia: karmieniu reniferów, przejażdżce saniami, lasso itp. Dla społeczności pasterskich Saamów renifery były i jeszcze częściowo są głównym źródłem utrzymania i są obecne od wielu pokoleń. Przed wynalezieniem skutera śnieżnego zwierzęta zaczepiano o sanki i wykorzystano do transportu. Ich skóry są przez cały czas używane do produkcji butów i chodników, a ich mięso jest eksportowane na cały świat. Renifery to nie tylko integralna część życia Saamów, zwierzęta te stanowią także nieodzowną część ekosystemu arktycznego. Ostatnio ten cenny ekosystem został zakłócony przez zmiany klimatyczne. Zgodnie z kartą raportu arktycznego z grudnia 2018 roku, populacja dzikich reniferów w kręgu polarnym zmniejszyła się o połowę w ciągu ostatnich dwóch dekad. Nieprzewidywalne zimy utrudniają reniferom zdobywanie pożywienia zimą oraz uaktywniają drapieżniki, których ofiarami padają te urocze zwierzęta. Odgrodzenie reniferów jest więc jednym ze sposobów, by zapobiec ich śmierci. Osiem lat temu założyciel obozowiska poszedł w ślady innych pasterzy, którzy uznali tę taktykę za skuteczną. Dzięki temu całe stada są chronione i dokarmiane, mają szanse przetrwać zimę. Po spędzeniu kilku godzin z reniferami, odwiedzający zbierają się w lavvu na tradycyjny posiłek, jakim jest bidos, czyli gulasz z mięsa renifera. Następnie przy ognisku gospodarze snują opowieści o swojej społeczności oraz zachęcają do wspólnego śpiewania, czyli joikowania. Muzyka stanowi bardzo istotny element tradycji Saamów, a w tym właśnie joikowanie. Co to jest joik (również pisane yoik)? Jest to tradycyjna forma piosenki Samów, uważana za jedną z najdłużej żyjących tradycji muzycznych w Europie. Czasownik prezentujący joik jest przechodni, co często interpretuje się jako wskazanie, iż joik nie dotyczy czegoś, ale iż joiker przywołuje coś (osobę, zwierzę, rzecz) poprzez piosenkę. Yoik nie musi mieć słów, jego narracja jest w mocy, może opowiadać historię życia w piosence. Piosenkarz może opowiadać tę historię dzięki słów, melodii, rytmu, wyrażeń lub gestów. Joik to tak naprawdę rytmiczna forma śpiewu a capella. Nie są to piosenki w powszechnym rozumieniu tego słowa, nie ma w nich wyraźnego początku i końca, zwrotek i refrenów. Długość frazy, która jest powtarzana wielokrotnie z niewielkimi zmianami waha się od jednosylabowej onomatopei do epickiego poematu. jeżeli chcielibyśmy zastosować porównanie z naszą kulturą, możny by rzec, iż joikowanie to taka forma modlitwy u Saamów. Pieśni często obrazują historię oraz pochodzenie ludu, opowiadają o miłości czy przyjaźni. Począwszy od XVII wieku chrześcijańscy misjonarze próbowali zmusić rdzenną ludność do zrzeknięcia się tradycyjnej pogańskiej wiary Samów, potępiając joika jako grzech. W XIX wieku próbowano jeszcze bardziej wymazać tę dziwną piosenkę z kultury i tracycji. W latach 50. XX wieku joik był zabroniony w szkołach Sámi oraz w wielu domach. W latach 70. nastąpił powrót, a dziś ta forma muzyczna obejmuje wiele gatunków, w tym rock, metal, blues i hiphop. Joik przez cały czas odgrywa potężną rolę w renesansie Samów i samookreśleniu kulturowym. Ponieważ kultura Samów w przeszłości nie miała języka pisanego, nie ma żadnych odniesień do tego, jak i skąd pochodzi joik. Zgodnie z ustnymi tradycjami, wróżki i elfy z arktycznych krain podarowały joiki ludowi Saami. Badacze muzyki uważają, iż joik jest jedną z najdłużej żyjących tradycji muzycznych w Europie. Dźwięk joik jest porównywalny z tradycyjnym śpiewem niektórych kultur rdzennych Amerykanów. Istnieją również cechy wspólne szamańskim kulturom Syberii, które naśladują dźwięki natury. Joik może być także porównywalny z grenlandzkim sposobem używania głosu. Dźwięk jest tu pomiędzy piosenką a gardłowym zaśpiewem. Pierwotnie joiki były używane w życiu codziennym. Dopiero w późniejszych latach joik został dostosowany, aby można go było wykonywać na scenie. Jedzenie to nieodłączna część każdej kultury, tak jest i w przypadku Samów. Dieta tego ludu składała się głównie z mięsa, ryb oraz jagód i w głównej mierze dalej tak jest. Najsłynniejsze przysmaki czy dania Laponii to m.in. twardy, biały chleb láibbi, solone i suszone mięso renifera w dwóch wersjach: guoike bierggu – odkrajane nożem i zjadane na zimno oraz suovas – gwałtownie obsmażane przed podaniem, a także gulasze: renkok – przyrządzany z mięsa renifera z krwią i szpikiem oraz bidos – gotowany tego samego mięsa wraz z sercami oraz warzywami, a do tego uwaga… slabba, czyli naleśniki z krwią z renifera. Głównym składnikiem tradycyjnych dań Saamów jest oczywiście wspomniany już renifer. Mięso z renifera jest zdrowsze niż czerwone i ma wysoką zawartość kwasów omega 3 oraz witaminy B12. Dieta tych zwierząt jest daleka od koncentratów na bazie soi, na których opiera się uprzemysłowiona produkcja żywności dla bydła czy łososia. Stada wędrują na duże odległości, żywiąc się wrzosem, ziołami i jagodami latem, a zimą porostami ukrytymi pod śniegiem. Saamowie wykorzystywali każdą część renifera i ta tradycja trwa do dziś. Używają choćby czaszki, kopyt, szpiku kostnego oraz krwi. I tak z krwi renifera Saamowie wyrabiają kiełbaski, wykorzystując przy tym jelita zwierząt, z krwi powstają także naleśniki oraz blodkamy, czyli rodzaj pierogów. Kiełbasa z krwi podawana jest jako przystawka, zaś naleśniki z krwi serwowane są na deser, polane cukrem lub dżemem z moroszki, nordyckiej maliny. Jelita i żołądek renifera można oczyścić i wykorzystać do wytworzenia czarnego budyniu oraz tzw. buoidecalmmas, rodzaju wędzonej, mielonej mieszanki mięsa reniferów. W przeszłości renifery były dojone, a ser produkowano w niskich misach. Dojenie reniferów nie jest już praktykowane. W latach trzydziestych wielu Saamów posiadało własne bydło górskie oraz kozy, wytwarzano własne kwaśne mleko, ser i masło, ale ta praktyka również się skończyła. Mięso się tu także suszy. Jest prawdopodobnie najstarsza metoda konserwacji żywności i właśnie tę metodą wykorzystują Saamowie. Odpowiednie jest tylko jedzenie o niskiej zawartości tłuszczu, a mięso renifera jest pod tym względu idealne, zawartość tłuszczu wynosi tylko 2%. Suszone mięso renifera, podobne do suszonego mięsa wołowego, było przede wszystkim przydatne w kulturze koczowniczej. Dzisiaj suszone renifery są rzadko spożywane poza kulturą Saamów. Co ciekawe, mogą być dodatkiem do owsianki z kwaśną śmietaną. Suszone mięso renifera to prawdziwy przysmak. Późną zimą i wczesną wiosną mięso jest solone, wędzone i rozwieszane na zewnątrz, aby wyschło na świeżym powietrzu. W niektórych obszarach mięso nie jest wędzone. Wędzone mięso renifera,...

Idź do oryginalnego materiału