Z góralskim ADHD. Święta braci Golec

beskidzka24.pl 1 rok temu

Po całym roku wypełnionym intensywną pracą, w Święta Bożego Narodzenia szukają wytchnienia w rodzinnych Beskidach. Tak jak w ich działalności artystycznej, i tutaj niczego nie robią na pół gwizdka. Zakasują rękawy, by wraz z bliskimi przygotowywać swoje ukochane potrawy, kultywują piękne tradycje seniorów rodu, delektują się świąteczną atmosferą, a także kolędują do upadłego. Bo – jak sami mówią – jako Wilija, taki tyz i cały rocek. Bracia Łukasz i Paweł Golec w bardzo osobistej rozmowie z Marcinem Kałuskim dzielą się tym wszystkim, co kojarzy im się z zapachem świątecznego stołu oraz uczuciami, jakie wzbudzają w nich spotkania w rodzinnym gronie w ten szczególny czas.

Święta za pasem. To czas, gdy jesteście szczególnie rozchwytywani, a tu jeszcze trzeba się przygotować do Bożego Narodzenia w rodzinnym gronie.

Łukasz Golec: – Tak, grudzień zwykle mamy bardzo pracowity. Bierzemy udział w kilku produkcjach telewizyjnych i gramy koncerty świąteczne. Wracamy zaraz przed świętami, więc można powiedzieć, iż święta będą chwilą na zaczerpnięcie oddechu przed sylwestrem, który w tym roku spędzamy w Zakopanem. Ale to nie oznacza, iż wymigujemy się od obowiązków domowych!

Paweł Golec: – Gdy jestem w przedświątecznej trasie, dziewczyny (czyli moje dwie córki – Maja i Ania) wraz z małżonką Kasią pieką pierniczki, tak, żeby zdążyły „odleżeć”. Przygotowują też bigos, który musi „odpocząć” przez dwa tygodnie, a najlepiej, jak się jeszcze przemrozi. A gdy już wracam z trasy, to z przyjemnością oddaję się przygotowaniom, czyli kupuję choinkę, dekoruję dom na zewnątrz i pomagam w domowych obowiązkach.

Łukasz: – Ja z moimi dwoma synami – Piotrem i Bartkiem, dekorujemy światełkami dom, a w Wigilię rano zabieram ich i ruszam po znajomych „zakolędować”, czyli złożyć życzenia świąteczne. Bo według beskidzkiej tradycji w Wiliję rano najlepiej niech dom odwiedzi młody chłopak z połaźniczką i z życzeniami. To pewnik, iż w nadchodzącym roku będzie się darzyło… (śmiech).

Fot. M. Sosna

Ten szczególny czas spędzacie w gronie najbliższej rodziny czy też zbiera się cała wielka familia?

Paweł: – Wigilię co roku każdy z nas celebruje w najbliższym gronie. Mama Irena zwykle spędza Wigilię u mnie w domu w Straconce. Mamy jeszcze dwóch starszych braci, Staszka i Rafała. Każdy z nich ma swój dom, rodzinę i teściów, a najstarszy Stasiu ma już wnuki. Dopiero w pierwszy i drugi dzień świąt spotykamy się razem.

Jakie świąteczne tradycje pielęgnuje się w Waszych domach i co budzi w Was szczególne wzruszenie, sentyment i radość?

Łukasz: – Region Beskidu Żywieckiego jest bardzo bogaty pod względem obrzędów okołoświątecznych. Trudno tutaj wymienić wszystkie, bo wiele z nich nie zachowało się, ale niektóre ocalały, np. sianko pod obrusem, koszyk z warzywami pod stołem, żeby w kolejnym roku pole dobrze obrodziło, sypanie owsem, czy kolędowanie od domu do domu.

Paweł: – Z sentymentem wracam do wspomnień z dzieciństwa, gdy rodzice „gazdowali”, czyli mieli gospodarstwo. Podczas Wigilii nasz tata kroił bochenek chleba, znaczył na nim krzyż i odkrawał z niego piętkę. I ta piętka wraz z kolorowym opłatkiem posmarowanym miodem trafiała do specjalnego naczynia, do którego wszyscy wkładali pierwszą łyżkę każdej potrawy. To wszystko zanosiliśmy zwierzętom do szopy, gdyż wierzono, iż wigilijne dania mają moc i są błogosławione.

Łukasz: – Święta Bożego Narodzenia niosą ze sobą euforia z pamiątki urodzin Syna Bożego i tę euforia najlepiej dzielić z bliskimi. Dlatego wspólne przebywanie ze sobą, rozmowy i kolędowanie tworzą tę świąteczną atmosferę. jeżeli chodzi o kultywowanie tradycji, to w moim domu w Wigilię staramy się wyciszyć, nie oglądamy telewizji, nie siedzimy z nosami w telefonach, bo taki dzień jest raz w roku i dobrze spędzić go wspólnie, bez żadnych zbędnych dźwięków i niepotrzebnych bodźców. Po porannych roratach, składamy życzenia sąsiadom i znajomym, a gdy czas pozwoli, to – jak wcześniej wspominałem – wpadamy do niektórych domów zakolędować z synami, ku uciesze gospodarzy. Odwiedzamy też groby najbliższych. Pięknym i zarazem wzruszającym zwyczajem, znanym tylko w Polsce, jest dodatkowe miejsce przy stole dla niespodziewanego gościa.

Paweł: – Mówi się w górach, iż „jako Wilija, taki tyz i cały rocek”, czyli w tym dniu powinno się być pogodnym, pomocnym i najlepiej nic nie pożyczać, a już kategorycznie nie wolno się kłócić, bo to źle wróży. Taka jest tradycja, a z nią się nie dyskutuje (śmiech).

Fot. M. Sosna

Rzesze Polaków nie wyobrażają sobie świąt bez słuchania Waszych kolęd. A co sami śpiewacie w rodzinnym gronie i jak wygląda kolędowanie w Waszym wydaniu?

Paweł: – Zawsze po kolacji wigilijnej śpiewamy od dechy do dechy wszystkie zwrotki danej kolędy, wspomagając się przy tym starą kantyczką, którą odziedziczyliśmy po babci Helence. Praktycznie większość członków rodziny gra na jakimś instrumencie, każdy śpiewa, więc zwykle seniorka rodu, mama Irena, intonuje pierwsze wersy kolęd i wszyscy do niej dołączamy. Z kolei to, co dzieje się u mnie w domu w pierwszy i drugi dzień świąt, w pełni zastępuje wysokobudżetowe, świąteczne produkcje telewizyjne. To istny kolęd-show (śmiech). Przez dom przewija się około 50 kolędników z gwiazdą, turoniem, szopką, instrumentami, sypiący owsem, śpiewający kolędy, a choćby zdarzali się tańczący… Jedni wchodzą, drudzy wychodzą, każdemu trzeba dać „kolędę” albo i coś innego, jak kolędnik starszy (śmiech).

Łukasz: – No tak, kolędnika trzeba przyjąć o każdej porze dnia i nocy. Pamiętam kilku kolędników, którzy przyszli z daleka i śpiewali z takim zaangażowaniem, iż kiedy już skończyli, to zasnęli przy kominku… A tak serio, nie wyobrażam sobie świąt bez śpiewania kolęd. Dla mnie to naturalne i oczywiste. Wspólne śpiewanie kolęd czy pastorałek łączy pokolenia. Warto pielęgnować ten piękny polski zwyczaj i przekazywać go młodym.

Święta kojarzą się nam wszystkim z potrawami, na które czeka się cały rok. Na co Wy już ostrzycie sobie zęby? I czy sami też wkraczacie do kuchni, zakasując rękawy?

Łukasz: – Tak naprawdę w Wigilię wszystko ma niezwykły smak. Na wigilijnym stole króluje zabielana zupa grzybowa, kasza z fasolą, sałatka jarzynowa, którą tradycyjnie co roku kroję w kostkę, śledź w śmietanie z ziemniakami i oczywiście karp smażony na maśle. A już w Boże Narodzenie na stół wjeżdżają swojska szyneczka i baleron, wędzony w tradycyjnym „wyndzoku” przez mojego niezastąpionego teścia Kazimierza, pieczona kaczka lub gęś, które przygotowuje moja teściowa Maria. Do tego piernik, sernik i sałatki. Czysta rozkosz dla podniebienia.

Paweł: – U mnie w pierwszy dzień świąt na stole króluje uroczysty obiad, który spożywamy w gronie najbliższych. Menu ustalają żona i córki, a ja oczywiście im pomagam w przygotowaniu. Moja żona jest Podlasianką i jednocześnie miłośniczką łączenia tradycyjnej kuchni z nowinkami kuchni współczesnej. Trudno oprzeć się jej zdolnościom kulinarnym i gdy po obiedzie wydawać by się mogło, iż już nic nie uda nam się zjeść, to jednak… grubo się mylimy! Bo gdy na deser wjeżdża jedyny, ulubiony, niezastąpiony w swoim rodzaju sernik – każdy się wyłamuje. Nie wyobrażam sobie świąt bez sernika…

Łukasz: – Tak, akurat do tego wypieku wszystkie Golce, małe i duże, mają słabość…

Fot. M. Sosna

Wiem, iż okres przed- i poświąteczny to dla Was czas najbardziej intensywnej pracy. Czy więc tym bardziej święta spędzane w rodzinnym gronie są takim azylem i momentem wytchnienia?

Łukasz: – W naszym tempie życia, czas świąt jest wyczekiwanym momentem nie tylko odpoczynku, ale również czasem spotkania z rodziną, chwilą zadumy i wdzięczności za wszystko, czym Bóg nas obdarowuje.

Paweł: – Chwile wspólnie spędzone przy stole, przy śpiewie kolęd, w akompaniamencie gwaru i żartów dzieci cementują i pozwalają uświadomić sobie i docenić to, co mamy. To czas zatrzymania, bardzo potrzebny nam wszystkim, bo bez takich chwil życie potrafi przejść niezauważone…

O czym rozmawiacie przy świątecznym stole wśród najbliższych?

Paweł: – Kiedyś w domu rodzinnym podczas Wigilii rodzice robili swego rodzaju podsumowanie roku, np. gdzie pole dobrze obrodziło i na której działce w nadchodzącym roku będą sadzić ziemniaki, a gdzie pszenicę. Planowali działania, ale one dotyczyły bardziej gospodarstwa.

Łukasz: – w tej chwili tematy przy stole nieco się zmieniły i zwykle rozmowy dotyczą przyszłości dzieci, naszej pracy, planów, marzeń, często wspominamy to, co nas spotkało w mijającym roku, jakich lekcji doświadczyliśmy i jakie wnioski z tego możemy wyciągnąć. Po prostu podejmujemy tematy życiowe, które przeplatamy od czasu do czasu zaśpiewaniem kolędy.

Paweł: – Na pewno nie wchodzimy na tematy polityczne, ekonomiczne ani żadne związane z przyziemnym życiem. To jest czas radości, bliskości, wybaczenia i odpuszczenia presji, jakiej poddaje nas codzienne życie.

Fot. M. Sosna

Cały wywiad z braćmi Golec można przeczytać w specjalnym, świątecznym wydaniu Kroniki Beskidzkiej.

Drugą część rozmowy, m.in. na temat koncertów w Bielsku-Białej, Fundacji Braci Golec i planów artystów na najbliższy rok, niedługo także na naszym portalu.
Idź do oryginalnego materiału