Z całe życie mnie poniżano, a teraz oczekują, iż zajmę się schorowaną matką.

twojacena.pl 22 godzin temu

Przez całe życie mnie upokarzano, a teraz wymagają, bym opiekowała się chorą matką.

Ja, Weronika, byłam ostatnim i niechcianym dzieckiem w licznej rodzinie. Oprócz mnie, rodzice mieli jeszcze czworo dzieci — dwóch braci i dwie siostry. Mama nie raz przypominała, iż mnie nie planowali. „Musiałam urodzić, było za późno na przerwanie ciąży” — mówiła, a te słowa paliły mnie jak rozżarzone żelazo. Od dzieciństwa czułam się obca, niepotrzebna, jak błąd, który muszą tolerować. Ten ból towarzyszył mi przez całe życie, zatruwając każdy dzień.

Mieszkaliśmy w małym miasteczku pod Krakowem. Rodzice byli dumni tylko ze starszych synów, Adama i Krzysztofa. Byli ich chlubą: prymusi w szkole, czerwone dyplomy na uniwersytecie, prestiżowe stanowiska w warszawskich biurach. Obaj od dawna żonaci, ich dzieci uczą się w elitarnych szkołach w stolicy. Prawie ich nie znałam — gdy się urodziłam, już wyjeżdżali na studia. Siostry, Zofia i Agnieszka, też były ulubienicami mamy. Wyszły dobrze za mąż, jedna choćby została znaną śpiewaczką. Miały przestronne domy, drogie samochody, dzieci w prywatnych szkołach. Mama przechwalała się nimi przed wszystkimi, a mnie nazywała nieudacznikiem.

Siostry mnie nienawidziły. W dzieciństwie z przymusu się mną opiekowały, ale nie omieszkały mnie upokarzać. „Zawsze będziesz gorsza od nas” — rzucały ze śmiechem. Gdy w domu pojawiali się goście, mama wyciągała albumy ze zdjęciami starszych dzieci, opowiadała o ich sukcesach, a o mnie mówiła: „Weronika? Ona niczego nie osiągnęła, ledwo się uczy”. Starałam się, ale nikt nie zauważał moich wysiłków. Po szkole nauczyłam się krawiectwa, zdobyłam dyplom i zatrudniłam w małym zakładzie krawieckim. Lubiłam szyć, znajdowałem w tym euforia i zarabiałam całkiem nieźle. Ale rodzice tylko prychali: „Krawcowa? To nie zawód”. Wyprowadziłam się, mieszkałam w akademiku, a potem wynajęłam mieszkanie, by nie słuchać ich wyrzutów.

Po kilku latach poznałam Michała. Stał się moim wybawieniem. Wzięliśmy ślub, urodziła się nam córeczka, Emilka. Po raz pierwszy byłam szczęśliwa. Ale los zadał mi cios: Michał i Emilka zginęli w wypadku samochodowym. Moje serce pękło na dwoje. Zostałam sama, w pustce, gdzie nie było miejsca na nadzieję. Rodzina mnie nie wsparła. Ani telefonu, ani słowa współczucia — jakby ja i mój ból nie istnieli. Jedynym oparciem stali się koledzy z warsztatu. Dziesięć lat żyłam, zagłębiona w pracy, starając się nie wspominać dnia, w którym straciłam wszystko.

Niedawno pojawił się w moim życiu mężczyzna, Paweł. Stara się o mnie, ale jeszcze nie jestem gotowa na nowy związek — stare rany są zbyt głębokie. I właśnie gdy zaczęłam się ostrożnie otwierać na świat, rodzina nagle o mnie przypomniała. Ojciec zmarł kilka lat temu, a mama teraz leży przykuta do łóżka. Potrzebuje opieki, ale starsze dzieci, takie zajęte i udane, nie chcą na to tracić czasu. Zadzwonili do mnie, jakbym była ich ostatnią nadzieją. „I tak nie masz nic lepszego do roboty, zajmij się matką. Przynajmniej jakiś pożytek z ciebie” — oświadczyli bracia. Siostry powtarzały: „Jesteś to winna, to twój obowiązek”.

Byłam w szoku. Ci ludzie całe życie mnie upokarzali, nazywali zerem, śmiali się z moich marzeń. Nie wsparli mnie w najciemniejszych dniach, a teraz żądają, bym rzuciła wszystko i zajęła się matką, która nigdy mnie nie kochała? Matką, która otwarcie żałowała, iż mnie urodziła, która chwaliła wszystkich oprócz mnie? Odmówiłam. „Radźcie sobie sami” — odpowiedziałam, a w moim głosie zabrzmiała stal. Posypały się groźby: bracia wrzeszczeli, iż pozbawią mnie spadku, siostry obiecywały, iż mnie zniesławią. Ale już mnie to nie obchodzi. Ich słowa mnie nie ranią — zbyt długo znosiłam ich ciosy.

Moje serce boli, ale nie z powodu ich gróźb, tylko dlatego, iż nigdy nie byłam dla nich rodziną. Widzieli we mnie tylko ciężar, a teraz — darmową pielęgniarkę. Nie wrócę do ich świata, w którym mnie deptali. Niech mama otrzyma opiekę od tych, z których była dumna — od swoich „udanych” dzieci. A ja będę żyła dla siebie, dla swojej przyszłości. Paweł proponuje, bym zaczeła wszystko od nowa, i może się zgodzę. Ale jedno wiem na pewno: już nie pozwolę, by moja rodzina mnie łamała. Stracili mnie na zawsze, i to ich wybór, nie mój.

Idź do oryginalnego materiału