Stryjka Kazia Krzyś od razu nie polubił, a choćby więcej – szczerze go znienawidził.
Mama, nerwowo kręcąc palcami, powiedziała tego wieczoru ośmioletniemu synowi:
— Krzyśku, poznaj stryjka Kazia. Pracujemy razem, a teraz postanowiliśmy też razem zamieszkać.
Krzyś zmarszczył brwi, nie rozumiejąc. Czy to znaczy, iż ten obcy facet będzie teraz z nimi mieszkał?
— A tata? — warknął, rzucając mamie złe spojrzenie i zerkał podejrzliwie na stryjka Kazia stojącego w drzwiach.
— Krzyś, nie zaczynaj! — Mama zdenerwowała się jeszcze bardziej i choćby podniosła głos.
— Tata wróci! Na pewno wróci! Nie potrzebujemy ciebie! — krzyknął Krzyś do tego obcego faceta. Łzy trysnęły mu z oczu, a on sam pobiegł do swojego pokoju.
— Krzyśku, synku. Ile razy ci mówiłam, twój tata nas zostawił. Mnie zostawił i ciebie zostawił. Nie wróci już. Nigdy nie wróci. A stryjek Kazio — to dobry człowiek. Zobaczysz, będzie się o nas troszczył, zaprzyjaźnicie się. — Mama usiadła obok Krzysia, który rzucił się na łóżko. Głaskała go po głowie, po ramionach, mówiła cicho i łagodnie, ale Krzyś nie odwracał się, wbiwszy twarz w ścianę. Nie wierzył mamie i nie chciał jej słuchać. Tata wcześniej też często wyjeżdżał na długo, swoją wielką ciężarówką, ale zawsze wracał. Wesoły, z prezentami dla Krzysia i mamy. Już od bramy wołał: „No to jak, witajcie! Zobaczcie, kto przyjechał!”, a Krzyś biegł mu na spotkanie z rozłożonymi ramionami: „Tato, tato! A co mi przywiozłeś?”. Zanim tata wyjechał tym razem, długo rozmawiał z mamą w kuchni. Mama łkała, a tata powtarzał: „Ewo, nie rób scen, wiedziałaś, iż mam rodzinę. Muszę o nich myśleć”. Krzyś miał wtedy sześć lat, nie rozumiał, dlaczego mama płacze, skoro tata mówił o nich, o ich rodzinie, o nim i mamie — przecież nie może być tak, żeby była jakaś inna rodzina. Krzyś zasnął, a rano, gdy się obudził, taty nie było. „A kiedy wróci?” — zapytał mamę, która tego ranka była zamyślona i często wzdychała. Krzyś nie uwierzył, gdy mama wyjaśniła, iż tata nigdy już nie wróci. Że ma inną rodzinę, inną żonę i inne dzieci, a oni z Krzysiem są mu już niepotrzebni. Krzyś wtedy bardzo się na mamę wściekł, płakał i krzyczał, iż ona kłamie, tata go kocha i na pewno wróci. Krzyś czekał już bardzo długo, a tata nie przyjeżdżał. Mama burczała na niego, gdy pytał o ojca. A teraz w ich domu pojawił się ten stryjek Kazio.
Mama wyszła. Krzyś usłyszał, jak w kuchni stryjek Kazio powiedział:
— Ewka, nie powinnaś tak od razu. Trzeba go było jakoś przygotować.
— Nic się nie stało. Przyzwyczai się. Wszystko się ułoży. — Odcięła mama.
Rano przy śniadaniu stryjek Kazio siedział z nimi. Chwalił jajecznicę smażoną na słoninie, jakby to było coś niezwykłego. Mama uśmiechała się, dolewając mu gorącej herbaty.
— Krzyś, a może cię odwieźć do szkoły? Pokażę ci, jak się prowadzi — zaproponował stryjek Kazio.
— Sam pójdę. — Burknął Krzyś. Tata też pozwalał Krzysiowi posiedzieć za kierownicą swojej wielkiej ciężarówki, choć nie była włączona i nigdzie nie jechała, ale Krzysiowi podobało się kręcenie kierownicą, dotykanie różnych dźwigni i przycisków, wyobrażając sobie, iż jedzie gdzieś za horyzont. A od tego stryjka Kazia nie chciał niczego. Stryjek Kazio nie nalegał, a mama nie zrobiła mu uwagi, iż Krzyś jest niegrzeczny. Krzyś od dawna przyzwyczaił się chodzić do szkoły sam, mama pracowała w pobliskiej fabryce i, śpiesząc się na autobus, krzyczała już w drzwiach: „Krzyś, wstawaj! Śniadanie na stole!”. Razem jedli śniadanie tylko w weekendy. Choć Krzyś był zły na stryjka Kazia, zaciekawiło go, jakim samochodem ten jeździ. Pewnie takim samym starym maluchem jak sąsiad dziadek Jan, który odpala go raz w miesiącu, żeby pojechać na targ. Ale nie — stryjek Kazio miał piękne srebrne auto, do którego wsiedli z mamą i pojechali w stronę miasta, mama pomachała mu przy tym ręką, a stryjek Kazio zatrąbił. Krzyś nie pomachał i nie uśmiechnął się, zmarszczył brwi i ruszył w przeciwną stronę. Po dwóch domach na ławce czekał na niego najlepszy kumpel Maciek.
— No, nie zazdroszczę. Zaraz zacznie cię wychowywać. — Westchnął Maciek, drapiąc się po głowie. To było odruchowe, gdy tylko przypomniał sobie o swoim ojczymie. Wujek Zbyszek mieszkał z nimi już od czterech lat. Pił dużo, ciągle krzyczał na Maćka i często wymierzał mu klapsy, z byle powodu albo i bez. Matka nie stawała w obronie Maćka, sama też często piła razem z mężem i uważała, iż mężczyzna lepiej wie, jak wychować przyszłego mężczyznę. Krzyś wyobraził sobie, iż stryjek Kazio może być taki sam, i zrobił się jeszcze bardziej ponury. Mama nie piła i zawsze była dobra i wesoła, marszczyła brwi tylko wtedy, gdy Krzyś mówił o tacie.
Ale obawy Krzysia okazały się niepotrzebne. Stryjek Kazio nie pił. Po pracy i w weekendy, pogwizdując, ciągle coś naprawiał i majsterkował. Zawsze prosił Krzysia o pomoc, ale Krzyś warknął:
— Bardzo mi potrzebne. — I odchodził, a potem ukradkiem obserwował stryjka Kazia, któremu wszystko wychodziło sprawnie. Dom i podwórko powoli zmieniały się dzięki niemu. Mama z euforią przyciskała ręce do piersi, teraz częściej się śmiała i uśmiechała. A Krzyś wściekał się i celowo chował narzędzia, gwoździe i inne rzeczy, a potem z ukrycia patrzył na stryjka Kazia, czekając, aż ten się zezłości. Ale stryjek Kazio nie złościł się, nie klął, gdy czegoś nie znalazł na swoim miejscu, tylko uśmiechał się i mówił: „Skrzat domowy, skrzat domowy, pobaw się, ale oddaj”, mrugnął do Krzysia i szedł szukać potrzebnej rzeczy gdzie indziej. I zawsze znajdował.
Wieczorem przy kolacji stI wtedy Krzyś zrozumiał, iż chociaż życie potoczyło się inaczej, niż sobie wymarzył, to jednak znalazł prawdziwego tatę, który nigdy go nie opuści.