Wyszłam za mąż za rozwiedzionego mężczyznę, a teraz sama zastanawiam się nad rozwodem: jego córka zamierza zamieszkać z nami w kawalerce.
Gdy dwa lata temu poślubiłam Piotra, nie miałam wątpliwości. Nie bałam się jego przeszłości – wręcz przeciwnie, sądziłam, iż potrafi docenić związki i rozumie wartość rodziny. Nasze małżeństwo wydawało się silne, aż do dnia, gdy jedna wiadomość wywróciła wszystko do góry nogami.
— Kinga przyjeżdża do nas. Dostała się na Uniwersytet Warszawski i przez jakiś czas będzie z nami mieszkać. Może na kilka miesięcy, a może na dłużej – zobaczymy – oświadczył mąż, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie.
Zamarłam. Świat nagle stracił stabilność. Kawalerka. My dwoje. I teraz dorosła dziewczyna, choć przecież jego córka. Nie mogłam pojąć, jak mógł uważać to za normalne. Fala gniewu wezbrała we mnie.
— Dlaczego ma mieszkać akurat z nami? – zapytałam wprost. – Dlaczego nie akademik? Wszyscy studenci tam żyją i sobie radzą! Ja dzieliłam pokój z dwoma dziewczynami, skończyłam studia z wyróżnieniem. Dlaczego ona ma być wyjątkiem?
Ale moje słowa jakby go zraniły. Jego twarz zaczerwieniła się, głos stał się ostry i donośny:
— W ogóle rozumiesz, iż to MOJA córka? JEDYNA! Tęskniłem za nią przez lata. Jak ma mieszkać w akademiku, wiedząc, iż jestem blisko, a drzwi własnego domu stoją przed nią zamknięte?
I poszło jak lawina. Oświadczył, iż decyzja już zapadła, a moje zdanie go nie obchodzi. W tej chwili poczułam, jak całe moje życie, wysiłek i uczucia włożone w ten związek zostały podeptane. Ja – jestem nikim. Nie mam głosu. choćby we własnym domu jestem lokatorką, nie żoną.
Tak, Kinga jest dobrą dziewczyną. Grzeczną, spokojną, inteligentną. Nigdy nie mówiłam o niej źle. Ale co z tym, iż w tej klitce nie ma miejsca choćby dla dwojga, a co dopiero dla trojga? Gdzie będzie spać? Gdzie się uczyć? Jak mamy funkcjonować – stłoczeni, bez prywatności? Gdzie nasze wspólne wieczory, gdzie ja – kobieta, a nie współlokator?
Nie wytrzymałam. Powiedziałam: „Ona tutaj nie zamieszka” – i wybiegłam z mieszkania, zatrzaskując drzwi. Godzinami błądziłam po ulicach Warszawy, płacząc wściekle. To choćby nie o Kingę chodzi. To o mnie. O to, iż mój mąż podjął najważniejszą decyzję bez mnie. O to, iż dla niego jestem tylko dodatkiem do metrażu.
Teraz nie wiem, co robić. W głowie kołacze się tylko jedno: po co być z kimś, kto cię nie słucha? Po co poświęcać swój spokój dla kogoś, kto w każdej chwili może rzucić: „Nie obchodzi mnie, co myślisz”.
Wiem, iż to dopiero początek. Będzie coraz gorzej. On zawsze będzie wybierał – między mną a córką. A wszyscy wiemy, kogo wybierze. jeżeli już teraz czuję się zbędna we własnym domu, to co będzie dalej?
Czasem najboleśniejszym wyborem jest odejść od kogoś, kogo kochasz. Ale jeszcze większym bólem – zostać tam, gdzie cię nie szanują.