Kiedy bliska osoba zaczyna nagle zachowywać się wobec ciebie w dziwny sposób, naturalne jest, iż chcesz jak najszybciej dowiedzieć się, o co chodzi. jeżeli powodem jest drobna, mało znacząca uraza, wystarczy trochę uwagi, drobny prezent i problem rozwiązuje się sam. Ale co zrobić, gdy problem sięga głębiej?
Dwa lata temu podjęliśmy z mężem dość impulsywną decyzję, która, jak się okazało, była błędem. Postanowiliśmy wziąć mieszkanie na kredyt. Wcześniej przez wiele lat wynajmowaliśmy mieszkanie, jeszcze zanim urodziły się nasze dzieci – najstarszy ma w tej chwili 15 lat. Kiedy mąż dostał awans, wydawało się, iż to dobry moment na inwestycję. Jednak trudności finansowe gwałtownie nas przytłoczyły, a teraz musimy oszczędzać na wszystkim, żeby nie stracić wpłaconych pieniędzy i mieszkania.
Jest ciężko. Znajomi nas pocieszają, iż kiedy spłacimy kredyt, życie stanie się łatwiejsze. Może i mają rację, ale na razie codzienność to liczenie grosza i szukanie okazji w sklepach. Trochę pomaga mi moja siostra, która mieszka na wsi i przysyła nam czasem owoce, mięso czy inne produkty.
Pewnego dnia pomyślałam, iż dobrze byłoby wysłać dzieci do mojej mamy na kilka dni. Chcieliśmy z mężem trochę odpocząć i złapać oddech. Moja mama zawsze kochała swoje wnuki, szczególnie gdy były małe. Spakowaliśmy dzieciom plecaki z jedzeniem, daliśmy trochę pieniędzy na wszelki wypadek i zawieźliśmy je do mamy, uprzednio dzwoniąc, żeby zapytać, czy nie będzie to dla niej problemem.
Jednak coś w tym dniu poszło nie tak. Jeszcze wieczorem zadzwonił młodszy syn, prosząc, żebyśmy jak najszybciej ich zabrali. Narzekał, iż babcia dziwnie się zachowuje i nic im nie pozwala. Powiedziałam mu, iż są już na tyle duzi, żeby znaleźć sobie zajęcie – mogą przeglądać coś na telefonach albo położyć się spać. Obiecałam, iż następnego dnia po nich przyjadę. Myślałam, iż to zwykłe dziecięce kaprysy.
Następnego dnia po południu byłam już pod blokiem mamy. Nasz plan odpoczynku z mężem nie wypalił – jak tu się relaksować, skoro dzieci proszą, żeby je zabrać? Mama przywitała mnie, jakby nic się nie stało. Powiedziała, iż nakarmiła dzieci zupą, a na śniadanie dała im makaron. Przyznała, iż jej telewizor się popsuł, więc nie miała jak ich zabawić, ale przecież niczego więcej od niej nie oczekiwałam.
Dzieci siedziały na kanapie znudzone, a ja poczułam pragnienie i zajrzałam do lodówki. W środku były tylko dwie paczki leków, wielki garnek śmierdzącej zupy i bochenek spleśniałego chleba. Zapytałam, gdzie są produkty, które wysłałam z dziećmi. Mama wskazała na zamrażarkę – mięso, warzywa, a choćby kilka pomarańczy schowała tam, żeby się nie zepsuły. Resztę wystawiła na balkon. Dlaczego? Stwierdziła, iż wnuki jedzą jak konie, więc ugotowała im zupę i makaron na śniadanie, a resztę zostawiła dla siebie. Jej emerytura jest mała, więc musi oszczędzać.
Mama zarzuciła mi, iż odkąd kupiliśmy mieszkanie, nie wspieramy jej tak jak wcześniej. Dawniej pomagaliśmy jej prawie co miesiąc, a teraz, kiedy mamy swoje problemy, już nie. Powiedziała to z pretensją, która mnie zaskoczyła. Nigdy wcześniej nie słyszałam od niej takiego tonu. Zabrałam dzieci do domu, nakarmiłam je i pozwoliłam im wyjść na spacer, żebyśmy z mężem mogli porozmawiać.
Opowiedziałam mężowi, co się stało, i zapytałam, co powinniśmy zrobić. Jego zdaniem powinnam porozmawiać z mamą i wyjaśnić jej, iż nasze problemy finansowe dotyczą wszystkiego, w tym także ograniczenia wizyt u niej. Stwierdził, iż jeżeli wytłumaczę jej sytuację, może zrozumie, gdzie popełniła błąd.
Mimo prób rozmowy mama nie chciała przyjąć moich wyjaśnień. Powtarzała, iż interesujemy się nią tylko wtedy, gdy potrzebujemy opieki nad dziećmi. choćby mąż próbował z nią porozmawiać, ale gwałtownie się poddał.
Nie wiem, co robić. Czuję się jak w pułapce. Czy powinnam odpuścić, żeby nie pogarszać sytuacji, czy może powinnam być bardziej stanowcza? Ignorowanie tego problemu sprawia, iż czuję się złą córką i matką. Czy to oznacza, iż zawiodłam jako członek rodziny?