Wycior pana kominiarza – opowiadania Tomasza Millera, cz. 4

gazetatrybunalska.info 1 tydzień temu

Wycior pana kominiarza

Pan Wojciech Baręza był chłopem jak się patrzy: dość wysokim, niemal atletycznie zbudowanym, z lekka ogorzałą od gorących sadzy twarzą. Jego oczy i usta miały jakiś filuterny wyraz i trudno było z nich wyczytać czy to dobrze, czy też źle. W każdej chwili mógł rzucić jakiś żart, czy choćby komplement i zawsze mógł okazać się groźnym służbistą. Obowiązków swoich nie wypełniał z wielkim entuzjazmem, ale też zbytnio ich nie zaniedbywał. Najbardziej szczęśliwy stawał się w momencie, w którym klient uiszczał należną opłatę mówiąc: „Aaaa tam, dzisiaj nie czyścimy, może następnym razem.”.

Tego dnia Baręza jak zwykle chodził od domu do domu, czyścił kominy, wypełniał kwity i pobierał opłaty. Mimo normalnego rozkładu zajęć, był nieco podniecony, ponieważ na trasie jego wędrówki znajdował się dom Michała Górskiego. Baręza lubił ten dom, lubił Górskiego, a najbardziej dlatego, iż miał on fajną żonę, która już parę razy uroczo z nim flirtowała, a choćby dyskretnie dawała sygnały, iż miałaby ochotę na nieco więcej. Baręza wiedział, iż Górski jest urzędnikiem w GS-ie i o tej porze powinien siedzieć w biurze. Kiedy wszedł do domu Górskich od razu zapytał:

– Zastałem pana Michała?

Michałowa uśmiechnęła się słodko, zalotnie zatrzepotała rzęsami i wyszczebiotała:

– Jestem w domu sama, samiuteńka jak ten palec, panie Wojtku!

Dalszej rozmowy już nie było. Baręza gwałtownie ściągnął portki i sięgnął po wycior – ale nie ten od komina… I zaczął mocno napierać w stronę Michałowej, która akurat coś warzyła na kuchni. Nie wiadomo do czego by doszło, gdyby w domu nagle nie pojawił się Michał. W powietrzu zaiskrzyło, błysnęło i zaraz prawdopodobnie wybuchłoby głośno, bo Michał poczerwieniał, a spod jego czapki zaczęło się dymić! Baręza już żegnał się z życiem, w jego uszach na moment zabrzmiały anielskie trąby, a zaraz potem skrzypiące wrota u bram do raju. Widząc jednak wahanie Michała – i cały czas trzymając w garści gotowy do użycia swój „wycior” – nieco drżącym i jakoś tak dziwnie piskliwym głosem wyrecytował:

– Jak mi nie zapłacicie za te trzy ostatnie czyszczenia kominów, to zaraz zaszczam wam ten ogień!

Michał zbaraniał, tym bardziej, iż należności za usługi kominiarskie regulował systematycznie, bez żadnego ociągania się, Michałowa zaniemówiła i to wystarczyło, żeby Baręza schował to, co miał w garści, podciągnął portki i gwałtownie wypadł na podwórko, a zaraz potem na ulicę. A jakże – do swoich kolejnych obowiązków.

W Sulejowie opowiadano potem, iż z tym Baręzą, to lepiej nie zaczynać. jeżeli ktoś Baręzę bardzo zdenerwuje, to będzie on z takim prowadził wojnę nie tylko kominiarskim nakazem, ale także całym swoim ciałem. Niektórzy uśmiechali się znacząco i pobłażliwie dodawali, iż pod wpływem emocji, Baręza nie tylko nie przeczyści komina, ale może go choćby zatkać na długie dziewięć miesięcy. No tak, przecież w tamtych czasach wiele budynków miało dachy kryte jeszcze drewnianym gontem lub najzwyklejszą słomą. I nie ma co wspominać o innych skutkach takiej wojny.

→ Tomasz Miller

Czwarty fragment książki „Wesołe miasteczko”. Opowiedziane w niej historie zostały oparte na faktach, jedynie nazwiska bohaterów uległy zmianie.

2.11.2025

• collage: barma / Gazeta Trybunalska

• „Wesołe miasteczko”: > tutaj

• więcej tekstów autora: > tutaj

Idź do oryginalnego materiału