Kiedy poznałam mojego męża, był już po rozwodzie. Miał dwie córeczki, 8 i 6 lat. Odszedł od żony, bo ją interesowała wyłącznie jej kariera. Nie miała czasu dla rodziny, nie interesował jej dom czy dzieci. Córki zostały z matką, tak zdecydował sąd. Ale tak naprawdę, to myśmy je wychowywali. Stale były u nas, bo matka nie miała czasu.
Oddałam się im, jakby były moimi własnymi dziećmi. Było mi ich zwyczajnie żal. Sama wyrastałam w domu, w którym matka zawsze miała dla nas czas, choć też pracowała. Ale uczyła mnie i moje siostry szycia, gotowania, razem piekłyśmy ciasta. Razem z mamą i ojcem chodziłyśmy na długie spacery. Niedziele były zawsze dla rodziny. Tak też zajmowałam się córkami męża. Pokazywałam im, jak się co robi, organizowałam im wolny czas. Dzieci swoich nie mam. Zrezygnowaliśmy z ich posiadania, mąż nie chciał. Dziś tego bardzo żałuję.
Lata leciały, córki męża rosły, ale zawsze miały z nami kontakt. Przychodziły na święta, na urodziny męża. Jeździliśmy z nimi na wakacje. Chyba więcej czasu spędziły z nami, niż ze swoją matką. Wyszły za mąż, założyły rodziny, mają swoje dzieci, już nastoletnie. Znam je i traktowałam je, jak wnuki. To do nas były „podrzucane”, bo przecież ich rodzona babka stale była zajęta w pracy.
Kilka lat temu mąż ciężko zachorował. Opiekowałam się nim zupełnie sama. Jego córki już nie były skore do zajmowania się chorym ojcem. Czasami wpadały, jak po ogień, czasami zawiozły nas do lekarza. Ale wsparcia z ich strony nie miałam. Było mi przykro, mężowi też.
Mąż zmarł trzy lata temu. Od tamtej pory kontakt z jego córkami całkowicie się urwał. Żadna z nich nigdy mnie nie odwiedziła, nie zaprosiła na święta. Wiem, iż ten czas spędzają z matką, która przecież nigdy się nimi nie zajmowała. Ja zostaję sama w domu, czytam książki, chodzę na spacery. Czy naprawdę nie jestem warta tego, żeby choć kilka razy do roku się z nimi spotkać?
Patrzę wstecz i żałuję czasu, który im poświęciłam. Kochałam męża, ale dziś wiem, iż popełniłam błąd wychodząc za mąż za rozwodnika z dziećmi. Tak naprawdę nasze życie kręciło się wokół jego córek. One były zawsze najważniejsze. A dziś zostałam sama, żadna choćby nie zadzwoni, nie spyta, co u mnie, jak się czuję.
Może, gdyby dziś zachowywały się inaczej, patrzyłabym na swoje życie z innej perspektywy. Jednak z mojego doświadczenia wynika, iż nie warto poświęcać się dla cudzych dzieci. Okazało się, iż mimo iż dałam im tyle serca, jestem dla nich tylko obcą, nieważną kobietą.
Jadwiga