Wybór, którego nigdy nie chciałam: między mężem a wnukami
Jestem Weronika Nowak, przeżyłam z mężem czterdzieści lat. Byliśmy tą „klasyczną” rodziną: on – szanowany w mieście człowiek, pracował w firmie budowlanej na stanowisku kierowniczym, ja – uczyłam matematyki w technikum, prowadziłam dom, wychowywałam syna, trzymałam fason, pasowałam do męża. Nie uniknęliśmy trudności, ale dawaliśmy sobie radę. Wydawało się, iż nic nas nie złamie. A jednak.
Nasz syn Bartosz wyrósł na kopię ojca – twardy, dumny, bezkompromisowy, o silnym charakterze. Nie pił, nie imprezował, skończył studia na państwowej uczelni z wyróżnieniem, dostał pracę w firmie IT. Byliśmy z mężem dumni, widzieliśmy w nim ciąg dalszy nas samych. Bartosz był już żonaty, ale to małżeństwo rozpadło się po roku – żona go zdradziła. Mój mąż, Marek Kowalski, potraktował to jak osobistą zdradę.
Wkrótce Bartosz poznał inną kobietę. Cieszyliśmy się, ale euforia gwałtownie zgasła – jego wybranka była mężatką. Katarzyna. Piękna, inteligentna, dobrze wychowana. Ale w oczach mojego męża – zdrajczyni. Stanowczo odmówił jej przyjęcia.
– Powiedz mi, Bartku, jak możesz być z nią? – spytał Marek pewnego wieczoru przy kolacji. – Rzuciła swojego dla ciebie. Naprawdę myślisz, iż z tobą tak nie postąpi?
– Tato, kocham ją. To mój wybór.
– W takim razie uważaj, iż nie masz ojca.
Te słowa były wyrokiem. Bartosz wyszedł z domu tej samej nocy. A rano Marek zablokował mu kartę, przestał płacić za studia magisterskie, zadzwonił do pracy syna i zakazał udzielać mu urlopu, tłumacząc to „problemami rodzinnymi”.
Próbowałam rozmawiać z mężem, przekonywałam, iż nie można tak zrywać więzi z własnym dzieckiem. Ale był nieugięty:
– Kto raz zdradził, zdradzi ponownie. Nie chcę znać ani jego, ani tej… przydupnicy.
Bartosz wynajął kawalerkę na obrzeżach Poznania, dorabiał na drugim etacie, żeby spłacać kredyt i opłacać mieszkanie. Kasia wzięła rozwód i zamieszkała z nim. niedługo wzięli ślub, ale do nas – ani noga. Pięć lat nie słyszałam jego głosu, nie widziałam, jak żyje. A serce bolało. Zwłaszcza gdy przypadkiem dowiedziałam się, iż urodziła im się córka – moja wnuczka.
Zaczęłam błagać męża: „Marek, przebacz. To przecież nasz syn.” Ale on tylko zacisnął usta i powiedział zimno:
– jeżeli chcesz się z nim kontaktować – wyprowadź się. Nie pozwolę, by zdrada stała się normą w mojej rodzinie.
Myślałam, iż ochłonie. Ale nie ochłonął. Wtedy zdecydowałam się działać. Znajoma z apteki dała mi adres Bartosza. Kupiłam zabawki dla dziewczynki, zapakowałam jedzenie, upiekłam sernik i pojechałam.
Bartosz nie otworzył od razu. Stał, patrzył długo. Potem przytulił mnie. Bez słów. Kasia wyszła z kuchni, cała w mące, uśmiechnięta. Nie chowała urazy. A ta mała… dziewczynka z takimi samymi szarymi oczami jak Marek rzuciła mi się w ramiona.
Siedzieliśmy do wieczora, pili herbatę, wspominaliśmy. Ja przepraszałam, iż milczałam. Oni wybaczali. Wieczorem wróciłam do domu.
W kuchni nikogo. W sypialni – pusto. Tylko na stole, przy lustrze, równym pismem:
„Ostrzegałem. Marek”.
I tyle. Walizki zabrane. Telefon wyłączony. Mąż odszedł. Na zawsze.
Nie wiem, co bolało bardziej – zdrada syna czy odejście męża. Nie zdradziłam, nie kłamałam. Po prostu poszłam do wnuków. Do swojej krwi. Ale dla Marka to wystarczyło, by przekreślić całe wspólne życie.
Teraz żyję sama. Czasami Kasia wpada z wnuczką, zaprasza do siebie. Bartosz zmiękł, częściej się uśmiecha. U nich wszystko w porządku. I cieszę się. Ale moje serce – jest puste. Bo wciąż tęsknię za Markiem. Za jego głosem, pewnością siebie, jego obecnością. Przeszliśmy razem cztery dekady. A rozeszliśmy się – przez dumę.
Nie żałuję, iż wybrałam dzieci. Ale w środku wciąż jest ból. Nie dlatego, iż wątpię w swój wybór. Ale dlatego, iż miłość, jak się okazało, może przegrać nie ze zdradą ani rozłąką – ale z uporem i urazą.
I gdyby ktoś spytał mnie dziś, czy znowu zrobiłabym ten sam krok, odpowiedziałabym:
– Tak. Bo jeżeli trzeba wybierać między dumą a rodziną – ja wybieram rodzinę. choćby jeżeli przez to zostanę sama.