Babcia wybrała nie nas
Ludwika Kowalska stała przy oknie i patrzyła, jak na podwórku bawią się obce dzieci. Dziewczynka z warkoczykami przypomniała jej wnuczkę Zosię, której nie widziała od pół roku. A mogłaby widywać ją codziennie.
– Ludka, co tak smutna? – podeszła do niej sąsiadka Wanda Nowak z kubkiem herbaty w ręce. – Znowu myślisz o wnukach?
– Tak sobie, różne myśli przychodzą – westchnęła Ludwika. – Patrzę na te maluchy i myślę, iż mogłabym teraz z Zosią spacerować, czytać jej bajki.
– No i po co się męczysz? Podjęłaś decyzję, teraz żyj z tym.
Wanda miała rację. Wybór naprawdę był. I Ludwika go dokonała. Tylko iż skutki okazały się zupełnie inne, niż sobie wyobrażała.
Wszystko zaczęło się, gdy zachorował jej mąż. Poważnie, lekarze od razu powiedzieli – potrzebna stała opieka. Ludwika rzuciła pracę, zamieniła się w pielęgniarkę. Półtora roku nie odstępowała Stanisława na krok. Karmiła go łyżeczką, przewracała, myła, czytała na głos gazety.
W tym czasie syn Damian przyjeżdżał może trzy razy, nie więcej. Zawsze praca, sprawy, brak czasu. Za to młodszy syn Jakub pojawiał się regularnie. Pomagał z lekami, robił zakupy, podrzucał trochę pieniędzy. Jego żona, Kinga, też była dobra – raz przyniosła żurek, innym razem coś uprała.
– Mamo, może tatę do hospicjum oddamy? – proponował Damian podczas kolejnej krótkiej wizyty. – Tam się nim zajmą, a ty odpoczniesz.
– Jak to do hospicjum? – oburzała się Ludwika. – On bez mnie zginie. Czterdzieści lat razem, a teraz go porzucić?
– Nie porzucić, tylko zapewnić profesjonalną opiekę.
– Profesjonalna opieką to w domu, z rodziną.
Damian wzruszał ramionami i odjeżdżał. A Jakub przez cały czas pomagał. choćby przywoził żonę z córeczką, żeby dziadek mógł widzieć wnuczkę.
Gdy Stanisław zmarł, Ludwika została zupełnie sama. Mieszkanie wydało jej się ogromne i puste. Każdy kąt przypominał o mężu, każdy przedmiot wywoływał ból serca.
– Mamo, przeprowadź się do nas – zaproponował Jakub na stypie. – Po co masz tu siedzieć sama?
– No nie wiem – odpowiedziała niepewnie. – Przywykłam tu.
– Mamo, u nas ciasno – wtrącił się Damian. – Jacek ma większe mieszkanie, im będzie łatwiej.
– Miejsce się znajdzie – stanowczo powiedział Jakub. – Najważniejsze, żeby mama nie była sama.
Ludwika patrzyła na synów i myślała. Damian dobrze zarabiał, miał trzypokojowe mieszkanie w dobrej dzielnicy. Jakub żył skromniej, w dwupokojowym na obrzeżach, pensja mniejsza. Ale serce miał dobre, to pewne.
– Pomyślę – powiedziała wtedy.
Myślała długo. Damian przyjeżdżał rzadko, ale zawsze przywoził drogie produkty, jakieś zagraniczne leki. Mówił, jak dobrze będzie jej w jego dzielnicy – i przychodnia dobra blisko, i sklepy, i park na spacery.
– Mamo, jestem przecież starszym synem – mówił. – Tradycyjnie rodzice zostają u starszego.
A Jakub po prostu przychodził i pomagał. To żyrandol wyczyści, to zakupy zrobi, to tylko posiedzi, pogada. Kinga piekła ciasta, Zosia rysowała obrazki.
– Babciu, a kiedy się do nas wprowadzisz? – pytała wnuczka, obejmując ją za szyję. – Pokażę ci mój pokój. Mam tam domek dla lalek, będziemy razem się bawić.
– Niedługo, kochanie, niedługo – odpowiadała Ludwika, ale sama nie mogła się zdecydować.
Decyzja przyszła niespodziewanie. Damian przyjechał tym razem nie sam, ale z żoną Beatą. Usiedli w kuchni, a Beata zaczęła opowiadać, jak wspaniale im będzie razem żyć.
– Ludwiko, pani rozumie, iż Damian może zapewnić pani lepszą opiekę – mówiła, nienaturalnie się uśmiechając. – U nas będzie pani miała osobny pokój, dobre jedzenie. A u Jacka co? Tłoczyć się we trójkę w dwupokojowym?
– My się nie tłoczymy – zaprotestowała Ludwika. – U nich jest bardzo przytulnie.
– No co pani, co pani. Oczywiście, ludzie mili, nie przeczę. Ale możliwości różne. Proszę spojrzeć – Beata wyjęła z torebki jakiś papier – już znalazłam dla pani kardiologa. Prywatnego, najlepszego w mieście. Damian zapłaci.
Ludwika wzięła kartkę, na której było nazwisko lekarza i telefon.
– A Jacek ze swoją pensją takiego lekarza nie udźwignie – ciągnęła Beata. – To przecież dwa tysiące złotych za wizytę.
– Tyle? – zdziwiła się Ludwika.
– Oczywiście. Dobre leczenie nie jest tanie. A potem, niech pani pomyśli o przyszłości. Coś się stanie. Damian zawsze pomoże, ma środki.
Damian siedział w milczeniu, tylko od czasu do czasu przytakując słowom żony.
Po ich wyjściu Ludwika długo siedziała w kuchni, patrząc na kartkę z numerem do lekarza. Dwa tysiące za wizytę. Jej emerytura to dwa i pół tysiąca. Wychodzi, iż dobry lekarz kosztuje prawie tyle, co jej miesięczny dochód.
A Beata miała rację. Damian może sobie na to pozwolić. Ma małą firmę, dobre auto, mieszkanie w centrum. Jacek pracuje w fabryce, zarabia grosze. jeżeli poważnie zachoruje, czym on jej pomoże?
Wieczorem przyszedł Jakub z Kingą i Zosią.
– No i co, mamo, podjęłaś decyzję? – zapytał, sadzając córeczkę na kanapie. – Kiedy się przeprowadzamy?
– Jacek, ja tu pomyślałam… – zaczęła Ludwika i urwała.
– O czym, mamo?
– Może lepiej, żebym się przeprowadziła do Damiana?
Zapadła cisza. Jakub powoli się wyprostował, Kinga zaczerwieniła się. Zosia bez zrozumienia patrzyła na dorosłych.
– Jasne – cicho powiedział Jakub. – A można spytać dlaczego?
Ludwika czuła się winna, ale słowa już padły.
– No… u niego warunki lepsze. Mieszkanie większe, dzielnica lepsza.
– Aha. Warunki – powtórzył Jakub. – A to, iż my półtora roku ci pomagaliśmy, kiedy tata chorował, to nie warunki?
– Jacek, nie zaczynaj.
– Nie, mamo, zacznę. Gdzie był Damian, kiedy tata umierał? Gdzie on był, kiedy woziłaś się na pogotowie z nerwów?
– On dużo pracLudwika po raz pierwszy od dawna zasnęła spokojnie, wiedząc, iż choć droga do naprawienia relacji z Jakubem będzie długa, to miłość i szczerość w końcu zatriumfują.