**Dziennik osobisty**
Dziś był dziwny dzień. W drodze na działkę do mojego wspólnika biznesowego, razem z narzeczoną na grilla, który zorganizował z okazji Dnia Kobiet wstąpiłem do supermarketu. Pierwotnie chciałem świętować w eleganckiej restauracji, ale Aneta, dowiedziawszy się o zaproszeniu, przekonała mnie, iż wyjazd będzie nie tylko przyjemny, ale i korzystny. Spotkamy tam wpływowych ludzi, z którymi od dawna marzyła się jej rozmowa w końcu jest narzeczoną szefa dużego holdingu.
Prezent dla niej zamówiłem wcześniej delikatny naszyjnik, starannie zapakowany, leżący na tylnym siedzeniu samochodu. W sklepie postanowiłem dokupić butelkę koniaku, a przy okazji dorzucić do prezentu bukwiat kwiatów i tabliczkę czekolady wiedziałem, iż Aneta uwielbia słodycze, mimo iż zawsze wygląda nieskazitelnie.
Podchodząc do półki z czekoladami, zdziwiłem się regał był prawie pusty. Nic dziwnego, Dzień Kobiet wszystko rozchwycone. Zostały tylko tanie tabliczki, których Aneta choćby by nie tknęła. Ale w głębi, na górnej półce, dostrzegłem ostatnie opakowanie ekskluzywnej czekolady właśnie takiej, jaką lubi. Gdy po nią sięgnąłem, nagle poczułem, iż ktoś chwyta mnie za rękaw. Odwróciłem się i zobaczyłem chłopca, może ośmioletniego, z czerwonym nosem i drżącym głosem.
Wujku, proszę, oddaj mi tę czekoladę! Chcę dać ją mamie na prezent!
A dlaczego nie weźmiesz innej? zdziwiłem się. Spójrz, jest tu sporo opcji.
Mama widziała tę w reklamie cicho odpowiedział. Nigdy jej nie próbowała.
Zawahałem się, po czym wzruszyłem ramionami i podałem mu czekoladę. Aneta i tak ma wszystko, czego zapragnie. A dla tego dziecka ten prezent widocznie znaczył coś więcej.
Masz powiedziałem. Z okazji Dnia Kobiet!
Chłopiec rozpromienił się, chwycił czekoladę i pobiegł do kasy, nie zapominając podziękować.
Poszedłem za nim. Przy kasie zobaczyłem, jak wysypuje na taśmę drobne monety złotówki, dwuzłotówki, grosze. Nieśmiało zapytał kasjerkę:
Proszę pani, czy starczy?
Kobieta obrzuciła garstkę monet chłodnym spojrzeniem.
choćby połowy nie starczy. Zabierz to i odłóż czekoladę.
Ale bardzo mi zależy głos mu zadrżał.
Mówiłam, nie! Nie zawracaj głowy! warknęła.
Proszę zaczekać! wtrąciłem się. Wszystkiego najlepszego z okazji święta! skinąłem uprzejmie, a ona, niechętnie, wykrzywiła usta w uśmiechu. Dziecko chce kupić czekoladę. Niech mu pani sprzeda.
Zapłaciłem kartą, mrugnąłem do chłopca i powiedziałem:
Zbierz swoje monety. Jesz ci się przydadzą.
Zmartwił się, ale posłusznie zebrał drobne i, chowając czekoladę do kieszeni, wyciągnął je do mnie:
Proszę wziąć Muszę zapłacić.
Niczego nie musisz odparłem, klepiąc go po ramieniu. To prezent.
Po zapłaceniu za swoje zakupy wziąłem torbę i ruszyłem do wyjścia. Ale chłopiec nie odstępował mnie na krok.
Wujku, proszę To ja chciałem dać mamie! A teraz wygląda, iż to pan?
Przystanąłem i spojrzałem na niego uważnie.
Jak masz na imię?
Irek odparł. Najpierw zbierałem na leki dla mamy. Zbierałem grosze, sąsiadki czasem dawały, gdy prosiłem o chleb. Ale babcia Wanda powiedziała: na leki nie uzbierasz, to na całe życie nie starczy. Więc pomyślałem niech będzie święto. A leki sam zarobię. Znajdę pracę i kupię, co trzeba.
Skinąłem głową, wzruszony.
Jestem z ciebie dumny. A ja jestem wujek Bolek. Powiedz, Irek, jakie leki są potrzebne twojej mamie?
Nie wiem wzruszył ramionami. Lekarze mówią, iż bardzo drogie, a inne nie pomagają. Mama mówi, iż gdyby jej nie zwolnili, to by nie zachorowała. A teraz ciągle płacze. Myślę, iż czekolada poprawi jej humor.
A dlaczego ją zwolnili?
Mówi, iż przeszkadzała komuś. Potem nie mogła znaleźć dobrej pracy tylko na targu sprzedawała warzywa. Raz stała cały dzień w deszczu, przeziębiła się i no, zachorowała.
Słuchaj, Irek powiedziałem. Może sam złożę życzenia twojej mamie? Dowiem się, co jej trzeba, a może będę mógł pomóc.
Naprawdę? oczy mu zabłysły. Mieszkamy niedaleko, za rogiem.
Zabrałem kwiaty przeznaczone dla Anety i poszedłem za Irkiem.
W mieszkaniu pachniało ciszą i zmęczeniem. Było czysto, ale brakowało tego ciepła, jakie jest w domu, gdzie mieszka szczęśliwy człowiek.
Synku, gdzie ty byłeś? rozległ się kobiecy głos. Zamarłem na chwilę. Ten głos znałem go.
Przyszedłem z panem odpowiedział Irek. To dobry człowiek. Chce pomóc.
Z jakim panem? zaniepokoiła się. Zaczekajcie
Po chwili wpuściła mnie do środka. Niepewnie wszedłem do pokoju, trzymając bukiet.
Wszystkiego najlepszego zacząłem, ale nagle zamilkłem. Pani?!
Bolesławie? kobieta na kanapie próbowała wstać, ale nie dała rady. Nie mogę Ciężko mi chodzić, trudno oddychać.
Iwon