Bartek siedział przy kuchennym stole, wpatrzony w ścianę przed sobą. Nic tam interesującego nie było, ani odpowiedzi na jego pytania. Westchnął i z obrzydzeniem spojrzał na niedopitą herbatę w szklance, rozcieńczoną do granic możliwości. Więcej fusów nie było, tak jak i pieniędzy, żeby je kupić. Bartek wstał, wylał herbatę do zlewu, opłukał szklankę, nalał ostygłej wody z czajnika i wypił.
Jak tu trafił? Przecież miał wszystko: pracę, mieszkanie, żonę, córkę… A teraz nie zostało nic.
***
Bartek miał piętnaście lat, gdy matka przyprowadziła do domu mężczyznę. Przytulała się do niego, trzymając go pod rękę.
— To wujek Kazio. Będzie z nami mieszkać. Wzięliśmy ślub — powiedziała zawstydzona, gładząc drugą ręką kołnierzyk jedwabnej, kolorowej sukienki.
Wujek Kazio wyglądał na dużo starszego od matki, był niższy i bardzo chudy. Spokojnie przyglądał się ponuremu nastolatkowi.
Bartek nie był już dzieckiem, domyślał się, iż matka ma kogoś. Często wychodziła wieczorami, kłamała, iż idzie do koleżanki. Wracała z rozmarzonym spojrzeniem, lekkim uśmiechem na ustach i rozmazaną szminką. Bartek choćby lubił te chwile samotności.
Wszyscy mówili, iż jego matka jest młoda i piękna. Miło mu było to słyszeć, choć sam tak nie uważał. Matka to matka, nie gorsza od innych. Ale młoda? Wszyscy po trzydziestce wydawali mu się starzy.
Ojca nie znał. Matka nie lubiła o nim rozmawiać. A teraz przyprowadziła wujka Kazia. Czy im we dwoje było źle? Bartek odwrócił się i poszedł do swojego pokoju.
— Bartek! — zawołała za nim matka, głos jej się załamał.
Trzasnął drzwiami.
— Synku, on jest dobry, uczciwy, z nim będzie nam łatwiej. Nie zazdrość, dla mnie zawsze będziesz najważniejszy — mówiła matka, wchodząc później do jego pokoju. — Zaraz usmażę ziemniaki i zjemy kolację. Postaraj się zachowywać przyzwoicie.
Matka krzątała się wokół wujka Kazia, jej policzki płonęły, oczy mgliły się. Bartek wściekle zazdrościł. Czując winę, matka dawała mu więcej kieszonkowego. Wykupywała się.
— Nie złość się na matkę. Dobra z niej kobieta. Jesteś już duży. Za kilka lat będziesz miał własną rodzinę, myślisz, iż łatwo jej będzie samej? No właśnie. Ja jej nie skrzywdzę — próbował rozmawiać z Bartkiem wujek Kazio.
Bartek milczał, choć wiedział, iż ma rację. Trzeba mu oddać sprawiedliwość — wujek Kazio nigdy nie dopytywał o szkołę, o to, kim Bartek chce zostać.
Po ukończeniu szkoły Bartek oświadczył, iż nie będzie się dalej uczył, pójdzie do wojska, czuł się teraz niepotrzebny.
— I słusznie. Wojsko to dobra szkoła życia. Szanuję to. Na studia możesz iść później, zaocznie. Wykształcenie jest ważne. Po służbie łatwiej ci będzie wybrać zawód — powiedział stanowczo wujek Kazio, przerywając protesty matki.
Po roku Bartek wrócił do domu. Matka wciąż go przytulała, przygotowała uroczysty obiad, jak przystało. Bartek po raz pierwszy pozwolił wujkowi Kaziowi się objąć. Wypili razem, a on od razu się upił.
— Co teraz będziesz robił? — spytał wujek Kazio. — Na studia za późno, już się zaczęły. Co umiesz?
— Daj mu odpocząć — wstawiła się matka, głaszcząc syna po ramieniu.
Bartek powiedział, iż w wojsku zrobił prawo jazdy, potrafi prowadzić prawie każdy pojazd, zna się też na naprawach.
— To dobrze. Mój znajomy ma warsztat, pogadam z nim, żeby cię wziął. Płaca dobra, ale harówka ciężka — powiedział wujek Kazio.
— Pójdę — zgodził się Bartek.
Po miesiącu dostał pierwszą wypłatę i oznajmił, iż chce wynająć mieszkanie i żyć sam.
— Nie pozwolę! — zaprotestowała matka. — Kto ci będzie gotował? Będziesz się włóczył z kolegami, z kobietami…
— Nie krzycz, Danusiu. Sama byłaś młoda? — uciszył ją wujek Kazio. — Ma rację. Nie do nas będzie przyprowadzał dziewczyny. Tylko wynajmować nie musisz. — Wyszedł do przedpokoju. Wrócił z kluczami. — Możesz zamieszkać w moim mieszkaniu. Małe, na obrzeżach miasta, ale dla jednej osoby wystarczy. Dostałem je po rozwodzie z żoną. Mieszkają tam jeszcze lokatorzy, ale ich wykurzę.
— Z kobietami ostrożnie, nie spiesz się. A jak już znajdziesz tę adekwatną, nie wymieniaj mieszkania na mniejsze. I nie zaglądaj do butelki — radził wujek Kazio.
Wysłuchawszy rad, Bartek rozpoczął samodzielne życie. Matka początkowo przyjeżdżała, przywoziła zupę i kotlety. Jak to, chłopak bez ciepłego posiłku? Potem Bartek znalazł dziewczynę, i matka przestała przyjeżdżać. Z Martą byli razem prawie dwa lata. Bartek w tym czasie zaczął studia zaoczne na politechnice.
Nie pamiętał, o co się pokłócili. Rozstali się bez problemu. W sumie wydawało mu się, iż Marta specjalnie wywołała kłótnię, żeby odejść. Potem były inne, aż poznał rudą piękność, Kasię. Facety wywracali głowy, gdy szli razem ulicą. Bartek był zazdrosny, a Kasia się śmiała i drażniła go.
Do końca studiów zostało mu rok. Bojąc się, iż ktoś mu Kasię zabierze, oświadczył się. Ku jego euforii zgodziła się. Zaraz po ślubie Kasia oznajmiła, iż jest w ciąży. Marta się zabezpieczała, Bartek myślał, iż Kasia też, więc się nie przejmował.
Matka zwątpiła, czy to jego dziecko. Bartek zignorował jej podejrzenia. Martwił się innym — dla dwojga kawalerka może wystarczyć, ale z dzieckiem będzie ciasno. Dziecko musi mieć gdzie się bawić… Porozmawiał z wujkiem Kaziem, ten zgodził się sprzedać mieszkanie. Dołożył pieniędzy, i Bartek kupił dwupokojowe.
Gdy urodziła się Ola, matka delikatnie zasugerowała, iż córeczka wcale nie jest podobna do Bartka. Skąd te czarne włosy? On jest jasny, Kasia ruda. Dziecko urodziło się przed czasem, a wygląda na zdrowe i donoszone. Zaproponowała test na ojcostwo.
Bartek nie brał jej wątpliwości na poważnie. Wszystkie niemowlaki wyglądają podobnie. Czarne włosyBartek spojrzał na śpiącą Olę i uśmiechnął się, bo teraz zrozumiał, iż prawdziwa rodzina to nie krew, ale ci, którzy zostają choćby wtedy, gdy wszystko inne się rozpada.