Dzisiaj znów spotkałem Wandę przy skrzynkach. „Panie Marianie, niech pan spojrzy na to piękno!” Machała zdjęciami w telefonie. „Nasz nowy domek letniskowy w Karpaczu, a tu samochód syna – wyobraża pan sobie, jak drogi! A to wnuczka gra na pianinie, w szkole muzycznej!”
„Tak, tak, bardzo ładnie,” kiwnąłem głową, przeglądając pocztę. „Ale się śpieszę, Wando, wybacz…”
„Gdzież się pan spieszy? Jesteśmy sąsiadami tyle lat, a porozmawiać brak czasu!” Nie ustępowała. „Proszę patrzeć, tu my z mężem w Turcji, miesiąc temu. Pięciogwiazdkowy hotel, all inclusive! A pan kiedy ostatnio wypoczywał?”
Westchnąłem, zwracając się do niej. W moich siwych oczach przemknęło zmęczenie. „Ja nie wypoczywam, Pani Wando. Nie mam na to czasu.”
„Jak to nie ma pan czasu?” zdziwiła się. „Dzieci dorosłe, wnuki ma pan, emeryt jest pan…”
„Dzieci dorosłe, tak,” zgodziłem się cicho. „Tylko mieszkają daleko.”
„No i co? Mój syn też w Warszawie pracuje, ale stale się kontaktujemy, co weekend przyjeżdża! A pensja u niego – Boże drogi!” Wanda sięgnęła znowu do telefonu. „Proszę patrzeć, to on mi nowy płaszcz podarował, z norek!”
W milczeniu wszedłem na drugie piętro, zostawiając sąsiadkę z jej zdjęciami na dole.
W domu przywitała mnie znajoma cisza. Dwupokojowe mieszkanie, które kiedyś było ciasne dla czteroosobowej rodziny, teraz wydawało się puste. Na parapecie stała kotka Mruczka jedyna żywa istota w tym domu.
„Choć ty mnie nie opuszczasz,” wyszeptałem, głaszcząc jej futro.
Włączyłem telewizor, raczej dla szumu niż oglądania. W wiadomościach mówili o podwyżkach emerytur, nowych świadczeniach. Uśmiechnąłem się gorsko mojej emerytury starczało na najpotrzebniejsze, ale nic ponadto.
Zadzwonił telefon. Serce mi podskoczyło może Łukasz? Albo Ania?
„Panie Marianie?” obcy głos. „Z administracji. Ma pan zaległości za czynsz i media…”
„Jakie zaległości?” zdziwiłem się. „Zawsze płacę terminowo!”
„System pokazuje brak płatności za zeszły miesiąc…”
Długo tłumaczyłem, iż płaciłem, wskazywałem potwierdzenia przez telefon, ale w słuchawce już brzęczał sygnał zajętości.
Wieczorem, gdy za oknem zrobiło się ciemno, siedziałem w kuchni z kubkiem herbaty. Na stole leżały zdjęcia stare, jeszcze z kliszy. Oto Łukasz w pierwszej klasie, poważny, z ogromnym bukietem. Tu Ania na studniówce, piękna, śmiejąca się. Tu my wszyscy razem w chałupie teściowej, gdy żona jeszcze żyła…
„Gdzież wy teraz jesteście, moje drogie?” spytałem fotografie. „Czemu tak się złożyło, iż zostałem sam?”
Rano znów spotkałem Wandę na podwórku. Niosła wielkie siaty ze sklepu. „Oj, panie Marianie!” ucieszyła się. „Właśnie chciałam panu opowiedzieć! Wnuczka dzwoniła wczoraj, dostała się na uniwersytet, na państwowe! Wyobraża pan sobie, jaka mądra! A syn obiecał jej nowego telefona w prezencie za zdaną maturę!”
„Gratuluję,” odparłem.
„A u pana jak? Wnuki?” spytała Wanda, ale widać było, iż pyta z grzeczności.
„Nie mam wnuków,” cicho odpowiedziałem.
„Jak to nie? A dzieci pana?”
„Dzieci są. Łukasz i Ania. Tylko oni… bardzo zajęci. Łukasz pracuje w Berlinie, informatykiem. Ania w Chicago żyje, tam wyszła za mąż…”
„No to wspaniale!” zawołała Wanda. „Toż u pana wszystko świetnie! Dzieci się urządziły, za granicą! Powinien pan być dumny!”
„Powinienem,” zgodziłem się. „I jestem.”
„Widzi pan! A nie jakiś pan przybity chodzi. Pieniądze pewnie przysyłają? Pomagają?”
„Przysyłają,” skłamałem. „Oczywiście, pomagają.”
W rzeczywistości Łukasz przysłał ostatnio pieniądze na moje imieniny, pół roku temu. Sto złotych. Ania nie przysyłała wcale mówiła przez telefon, iż mają w Ameryce wielkie kredyty, dom kupili.
W domu usiadłem do komputera staruszka, który Łukasz zostawił przed wyjazdem. Otworzyłem komunikator, spojrzałem na listę kontaktów. Łukasz był online, ale status „Zajęty”. Ania nie pojawiła się od trzech tygodni.
Napisałem do syna: „Łukaszu, jak leci? Jak zdrowie? Tęsknię.”
Odpowiedź przyszła po dwóch godzinach: „Cześć tato. Normalnie. Dużo pracuję. Pisz na Messengera, komunikatora już nie używam.”
Nie wiedziałem, co to Messenger. Spróbowałem znaleźć program, ale pogubiłem się w ustawieniach i dałem spokój.
Zadzwoniłem do Ani. Długo nie odbierała, w końcu podniosła słuchawkę.
„Tato, co jest?” Głos córki był zir
Jadwiga Nowak westchnęła głęboko, patrząc, jak poranne słońce oświetlało wnętrze jej pustawy mieszkania, gdzie jedyną odpowiedzią na jej tęsknotę było wyciągającej się ku światłu, równie głuche milczenie jej ukochanych fiołków.