Wszystko mam — oprócz ciebie

newskey24.com 1 tydzień temu

Dzisiaj znowu to samo. Stanęłam przy skrzynkach na listy, przeglądałam rachunki, a tu Halina Nowakowska pędzi jak burza.
Marianno Stanisławo, niech pani spojrzy, jakie cuda! machała telefonem przed moim nosem. To nasza nowa działka nad jeziorem, a tu auto syna, wyobraża sobie pani, ile kosztuje? A tu wnuczka na fortepianie, chodzi do szkoły muzycznej!
Tak, tak, bardzo ładnie kiwałam głową, ściskając kopertę. Tylko się śpieszę, Halinko, wybacz…
Dokąd tak? Sąsiadki tyle lat, a porozmawiać nie ma kiedy! nie dawała za wygraną. A to my z mężem w Tunezji, w zeszłym miesiącu. Hotel pięciogwiazdkowy, all inclusive! A pani kiedy ostatnio odpoczywała?
Westchnęłam, odwracając się do niej. W szarych oczach czułam zmęczenie.
Ja nie odpoczywam, Halino Nowakowska. Nie mam na to czasu.
Jak to nie ma czasu? Ma pani dorosłe dzieci, wnuki, jest pani na emeryturze…
Dzieci dorosłe, tak przytaknęłam cicho. Tylko mieszkają daleko.
No i co? Mój syn też w Warszawie pracuje, ale ciągle się odzywamy, przyjeżdża co weekend! A pensja mój Boże! Halina znów grzebała w telefonie. Patrz pani, futro nowe, norek, prezent ode mnie!
Milcząc, poszłam na drugie piętro, zostawiając ją z ekranem w dłoni.
W domu powitała mnie znajoma cisza. Dwa pokoje, niegdyś ciasne dla nas czworga, teraz puste jak ulał. Na parapecie kwitły fiołki jedyne życie w tych ścianach.
Dziewczynki moje szepnęłam, dotykając listków. Wy chociaż nie odchodzicie.
Włączyłam telewizor dla szmeru, nie dla oglądania. W wiadomościach mówili o podwyżkach emerytur, nowych dodatkach. Uśmiechnęłam się gorzko moja ledwo starczała na minimum.
Zadzwonił telefon. Serce podskoczyło może Karolek? Albo Bożenka?
Marianna Stanisławo? obcy głos. Ze spółdzielni mieszkaniowej. Zaległość pani za czynsz…
Jaka zaległość? zdziwiłam się. Zawsze płacę na czas!
System pokazuje, iż za zeszły miesiąc brakuje…
Długo tłumaczyłam, iż płaciłam, wspominałam paragony, ale w słuchawce już brzęczał sygnał.
Wieczorem, gdy zmierzch zasnuł okna, siedziałam w kuchni z herbatą. Na stole stare zdjęcia, jeszcze z kliszy. Oto Karol w pierwszej klasie, poważny, z goździkami. Bożenka na studniówce, uśmiechnięta. Wszyscy razem na działce teściowej, gdy mąż jeszcze żył…
Gdzie jesteście teraz, kochani? spytałam fotografie. Czemu tak wyszło, iż ja jedna?
Rano znowu spotkałam Halinę na podwórku. Niosła wielkie torby z biedronki.
O, Marianno Stanisławo! ucieszyła się. Właśnie chciałam opowiedzieć! Wnuczka dzwoniła, dostała się na Uniwersytet Warszawski, na dzienne! Wyobraża pani? A syn obiecał jej nowy telefon na prezent!
Gratuluję powiedziałam.
A u pani jak? Wnuki jak się mają? spytała Halina, choć pytała z grzeczności.
Nie mam wnuków odparam cicho.
Jak to nie? A dzieci?
Dzieci są. Karol i Bożenka. Tylko oni… bardzo zajęci. Karol w Niemczech, programista. Bożenka w Stanach, tam wyszła za mąż…
No to cudownie! zawołała. Więc wszystko świetnie! Dzieci zagranicą! Powinna pani być dumna!
Jestem przytaknęłam. Dumna jestem.
No widzi pani! A pani taka smutna chodzi. Pieniądze chyba przysyłają? Pomagają?
Przysyłają skłamałam. Oczywiście, iż pomagają.
Naprawdę Karol ostatnio przysłał pieniądze na urodziny, pół roku temu. Sto złotych. Bożenka nie przysyłała nigdy mówiła o kredytach, o domu w Ameryce.
W domu usiadłam do komputera starego, po Karolu. Otworzyłam Skypa, spojrzałam na kontakty. Karol był online, ale „Zajęty”. Bożenka nie logowała się trzy tygodnie.
Napisałam do syna: „*Karolku, co u Ciebie? Jak zdrowie? Tęsknię”.*
Odpowiedź przyszła po dwóch godzinach: „*Cześć mamo. W porządku. Dużo pracy. Pisz na Messengerze, Skypem nie używam”.*
Nie wiedziałam, co to Messenger. Próbowałam znaleźć program, ale zagubiłam się w ustawieniach.
Zadzwoniłam do Bożenki. Długo nie odbierała, w końcu słuchawka się podniosła.
Mamo, co się stało? niechętny głos córki. Tu druga w nocy!
Przepraszam, córeczko, zapomniałam o różnicy czasu. Chciałam tylko posłyszeć…
Mamo, nie mogę teraz. Rano do pracy, ważna prezentacja. Zadzwonimy w weekend, dobrze?
Dobrze rzekłam, ale w słuchawce już było pusto.
Weekend minął. Bożenka nie zadzwoniła.
Poszłam do przychodni znów skoki ciśnienia. W kolejce spotkałam dawną znajomą, Wandę Stanisławską, sąsiadkę z dawnego bloku.
Marianna! ucieszyła się. Wiek się nie widzieli! Co u Ciebie?
A, do lekarza westchnęłam. Serce szwankuje. A u Ciebie?
U mnie bajka! zaśmiała się Wanda. Córka urodziła, mam wnusię
A właśnie siedzę i patrzę na te fiołki, które tak dzielnie realizowane są na parapecie, i zdaję sobie sprawę, iż choć mam dach nad głową, emeryturę właśnie starczającą na rachunki i mleko, i choćby te wspomnienia w pudełku, to jednak ta cisza w mieszkaniu po dawnym gwarze rodzinnym staje się coraz bardziej dotkliwa, a to poczucie, iż życie moich dzieci, Krzysia w Berlinie i Agnieszki w Chicago, toczy się tak daleko od mojego, jakby już choćby nie na innej planecie, ale w zupełnie innym wszechświecie, gdzie mój głos jest tylko nikłym szmerem, którego i tak nikt nie usłyszy pomiędzy spotkaniami, kredytami a ich własnymi sprawami, i przyznaję przed sobą w tym dzienniku, iż najboleśniejsze jest to, iż rozumiem ich zapracowanie, ich dorosłe życie, więc nie mam choćby prawa się skarżyć, więc zostaje mi tylko to ciche oczekiwanie na dźwięk telefonu, na wiadomość, która przecież może nadejść jutro, pojutrze, za tydzień, ale serce, moje stare, zmęczone serce, wie, iż choćby jeżeli nadejdzie, to będzie tylko krótki błysk w tej samotności, który na chwilę rozświetli pustkę po ich nieobecności, a potem znów wrócę do patrzenia jak listki fiołków ciągną się do słońca, tak samo bezskutecznie jak ja ciągnę się do echa ich głosów, bo w końcu wszystko mam przy sobie prócz tego, co najważniejsze: prócz nich samych i zwykłej, codziennej bliskości.

Idź do oryginalnego materiału