Świetna wiadomość
Kasia pędziła do domu. Miała świetną wiadomość dla męża – nie dobrą, tylko rewelacyjną! Trzeba to uczcić. Po drodze wstąpiła do sklepu i kupiła butelkę wina. Przyrządzi kolację, napiją się… – marzyła.
„Marek, jestem w domu!” – krzyknęła, wchodząc do małego mieszkania. Krzyczeć nie musiała, bo w tej kawalerce słychać było choćby muchę, która wpadła w pajęczynę. Ale euforia aż kipiała w Kasi, więc nie mogła się powstrzymać.
Marek niechętnie wyszedł jej na spotkanie.
„Mam takie wieści! Zaraz zrobię kolację, usiądziemy i uczcimy. choćby wino kupiłam, patrz.” – Kasia wyjęła z torby butelkę, nie zauważając napięcia w spojrzeniu męża. – „Wstaw do kuchni, a ja się przebiorę.” – Minęła go i za parawanem szafy włożyła krótki szlafrok, który lubił.
Marek siedział przed telewizorem z wyciszonym dźwiękiem, patrząc w ekran jak w ścianę. Kasia podeszła.
„Co się stało? Mamie znowu gorzej?” – spytała ostrożnie.
Mąż milczał. Kasia usiadła obok, przykryła jego dłoń swoją.
„Cokolwiek by było, damy radę. Dostałam…” – nie zdążyła dokończyć. Marek odsunął rękę i gwałtownie wstał. – „Dobrze, powiesz później. Idę robić kolację.”
Kasia smażyła ziemniaki, dusząc się od niepewności. Pytać nie miało sensu. euforia wyparowała. Kiepski pomysł z tym winem. Ale skąd mogła wiedzieć…
Pobrali się półtora roku temu. On już pracował w dużej firmie budowlanej, ona pisała pracę dyplomową. Żyli z jego pensji, więc wynajęli maleńkie mieszkanie – starczało.
Część zarobków Marek wysyłał mamie, która mieszkała w innym mieście i ciągle chorowała. Gdy Kasia skończyła studia i znalazła pracę, zaczęli choćby odkładać na własne M, choć w tym tempie zbieraliby do emerytury.
Marzyli nocami, iż założą firmę. On będzie projektował domy, ona zajmie się wnętrzami. Ale najpierw muszą zdobyć doświadczenie.
Dziś szef wezwał Kasię i powierzył jej poważny projekt – remont apartamentu dla syna bogatej klientki. Ślub za miesiąc. Zapłata dodatkowa za tempo.
Kasia wróciła podekscytowana. Ale butelka stała nietknięta. Po kolacji w ciszy usiadła do komputera. Projekt szedł jak z płatka, aż Marek się przyczepił.
„Muszę ci coś powiedzieć…”
„Mów.”
„Zwolnili mnie.”
„Jak? Dlaczego?”
„Naciskali, grali na czas, a ja popełniłem błąd w obliczeniach. Zauważyli dopiero na budowie.”
„Dasz radę. Ja też chciałam…”
„To nie wszystko.” – Marek wstał, chodząc nerwowo jak niedźwiedź po klatce. – „Muszę zwrócić firmie pieniądze. W umowie jest klauzula…”
„Ile?”
„Dużo. Wezmę kredyt. Ale mamie już nie pomogę.”
„Jaki kredyt? Pożyczymy od znajomych…”
„Od jakich? Przyjaciele są, gdy wszystko gra. Chcesz wiedzieć, kto cię lubi? Pożycz pieniądze.”
Kasia próbowała u przyjaciółek. Pierwsza – mąż bogacz, ale „to jego forsa, nie moja”. Druga właśnie kupiła mieszkanie i sama była w potrzebie.
Nazajutrz Kasia przedstawiła projekt klientce – Izoldzie Januszewskiej. Ta była zachwycona.
„Świetna robota! Biorę pana majstrów, a pani nadzoruje. Aha, mam jeszcze domek letniskowy…”
Kasia zebrała się na odwagę:
„Pani Izoldo, mój mąż… Zwolnili go, musi spłacić firmę. Mogłaby pani zaliczkować projekt?”
Izolda się zastanowiła.
„Dobrze. Zapłacę pani osobiście, pod stołem. Ale domek ma być pierwsza klasa.”
Gdy Kasia wręczyła Markowi pieniądze, ten podniósł ją i zakręcił w powietrzu.
„Jesteś złotem! Wszystko spłaciłem! Znalazłem nową robotę!”
Teraz on wracał zmęczony, ona pracowała do nocy. W końcu domek był gotowy.
„Rewelacja! Wszystkich pani polecę!” – ucieszyła się Izolda, wręczając kopertę.
„Ale pani już zapłaciła…”
„To bonus. A ta drabina na piętro? Genialny pomysł!”
Kasia leciała do domu, kiedy na pasach zobaczyła… Marka. Za kierownicą białego BMW, w koszuli, którą sama mu ozdobiła logo słynnej marki. Obok – piękna blondynka. Rozmawiali, śmiali się.
Czekała w ciemnym mieszkaniu.
„Myślałem, iż cię nie ma.” – zdziwił się Marek, włączając światło.
„Twoja blondynka nie nakarmiła cię?”
„Co? To córka szefa! Poprosił, żeby ją podrzucić…”
„A kierowcy nie ma? Ładna ta córka. Pewnie mówiłeś, iż z żoną żyjesz jak z lokatorką…”
„A jeżeli tak? Dostałem szansę. Awans, mieszkanie, operację dla matki. Ty też mnie okłamałaś. Pieniądze nie od klientki, tylko od faceta, co?”
„Wynoś się.”
Zebrał rzeczy.
„Po resztę wrócę.” – Rzucił klucze na stół.
Kasia wyjęła wino z lodówki. Piła z kubka, nie czując smaku.
Czemu? Kiedy się tak zmienił? A może zawsze taki był? Teraz wszystko wydawało się dziwne – te jego długi, zwolnienie…
Spotkali się jeszcze raz. Blondynka zatrudniła Kasię do projektu.
„Mogłabym wam urządzić koszmar za te pieniądze.” – powiedziała na pożegnanie. – „Ale nie chcę was więcej widzieć.”
Będzie dobrze. choćby najgorsze burze w końcu ustępują słońcu. Trzeba tylko przetrwać.