Wrota do Zdrady

twojacena.pl 15 godzin temu

Drzwi do zdrady

Po trzymiesięcznej zmianie Krzysztof Nowak, zmęczony, ale z poczuciem spełnionego obowiązku, wracał do domu do rodzinnej Bydgoszczy. Dzień był pochmurny, ale w sercu Krzysztofa świeciło słońce – trzymał w dłoniach wypłatę, marząc, jak ucieszy żonę – elegancką i pełną temperamentu Kingę. Niedawno kupili dwupokojowe mieszkanie w bloku na obrzeżach miasta. Sam, własnymi rękami, wyrównał ściany, naciągnął sufity, położył płytki i podłączył sprzęt. Zostało tylko jedno – urządzić wnętrze, tak jak ona chciała:

— Krzyś, nie zniosę bylejakości. Chcę, żeby u nas było nie gorzej niż u Agnieszki i Darka! Wszystko na najwyższym poziomie!

Kiwał głową, zgadzał się, wyjeżdżał na zmianę, harował do granic możliwości, tylko po to, by Kinga mogła być z niego dumna. Okropnie tęsknił w kontenerze na mroźnym szybie – ani ciepła, ani znajomej twarzy, ani zapachu porannej kawy. Tylko głos w telefonie, częściej kapryśny i wymagający.

Na dworcu zatrzymał się przy kiosku z kwiatami. Przerzucał róże, szukając najświeższych. Wziął ogromny, czerwony bukiet i wsiadł do taksówki. Po piętnastu minutach stał już przed blokiem, serce waliło mu jak młot. Wbiegł na czwarte piętro lekko jak piórko – euforia aż go rozpierała. Chciał włożyć klucz, ale się rozmyślił. Uśmiechnął się i zadzwonił.

Cisza. Już sięgał po klucze, gdy drzwi się otworzyły. Na progu stał obcy mężczyzna w jego szlafroku. Postawny, z gołym torsem i wyzywającym spojrzeniem.

— Ty kto w ogóle? Pomyliłeś drzwi, stary? — warknął facet.

Świat zachwiał się pod nogami Krzysztofa. Zdrętwiał. Dłoń z bukietem opadła.

— Widzę, iż nie tylko drzwiami się pomyliłem…

Drzwi zatrzasnęły się. Stał jak sparaliżowany. Serce łomotało w skroniach, dłonie drżały. Przed oczami miał tapety, które kleił nocami, płytki, które czyścił do połysku, kuchnię, na którą wziął kredyt… A tu – obcy facet w jego domu.

Kwiaty poleciały do najbliższego śmietnika. Krzysztof zamówił taksówkę i pojechał do najlepszego kumpla – do Pawła. Po drodze wstąpił do „Biedronki”, kupił wódkę, śledzia i ogórki. Paweł ucieszył się – dawno się nie widzieli.

— No, stary, dawaj! Wypijemy za spotkanie!

Po drugiej szklance Krzysztof nie wytrzymał i wyspowiadał się ze wszystkiego. Paweł, w połowie Kaszuba, zapalczywy jak ogień, zerwał się z krzesła:

— Co?! W twoim mieszkaniu?! Żebym ja go… żebym ja mu…! — uderzył pięścią w stół.

Krzysztof chwycił go za ramię:

— Pawel, nie wściekaj się. Ale… zemścimy się?

— Oczywiście! Koniecznie!

Podchmieleni, wezwali taksówkę i ruszyli w stronę mieszkania Krzysztofa. Plany zemsty były mgliste. W głowach huczało.

Weszli na piętro. W sypialni paliło się światło. Krzysztof wrzasnął:

— Zaraz wam pokażę…

Paweł zaczął walić w drzwi:

— Otwieraj, ścierwo! Komuś żonę podrywasz? Wyłaź – rozmówimy się po męsku!

Drzwi otworzyły się – i w tej samej chwili zza nich wyleciała pięść. Paweł odskoczył, łapiąc się za nos.

— No, niezłe powitanie… — mruknął, ocierając krew.

Krzysztof wściekł się. Jednym ciosem wysadził drzwi z zawiasów. Te z hukiem runęły na podłogę. Mężczyźni wdarli się do środka jak burza. Biegali po pokojach, wrzeszczeli.

— Gdzie ten drań?!

Kinga piszczała w kuchni, drżącymi palcami wybierając jakiś numer. Paweł wybiegł do przedpokoju:

— Z balkonu uciekł?

Nagle – jęk. Pod wyważonymi drzwiami wił się kochanek, przygnieciony konstrukcją i własną bezczelnością. Wyglądał żałośnie – szlafrok przekrzywiony, twarz wykrzywiona strachem, usta we krwi.

— No i masz zemstę! — zaśmiał się Paweł, klepiąc go po ramieniu.

A tu, na domiar złego, z klatki schodowej dobiegł przenikliwy krzyk:

— Ratunku! Ludzie, pomóżcie! Zabijają! — krzyczała teściowa Krzysztofa, sądząc po głosie.

Trzeźwość wróciła natychmiast. Kumple wybiegli, nie czekając na policję. Następnego dnia Krzysztof złożył pozew o rozwód. Nie chciał już żyć w miejscu, gdzie go upokorzono. Gdzie w jego szlafroku paradował ktoś obcy.

Tydzień później znów wyjeżdżał na zmianę. Paweł żegnał go, z podbitym okiem i bandażami na palcach.

— Ależ było pięknie! — zaśmiał się. — Jak się ożenisz – tylko nie z Kingą! Ale koniecznie mnie wezwij. Pomogę, cokolwiek by się nie działo…

Czasem zdrada otwiera przed nami drzwi, przez które przechodzimy na nową ścieżkę – może bolesną, ale prowadzącą tam, gdzie jesteśmy naprawdę potrzebni.

Idź do oryginalnego materiału