Wódka leje się strumieniami, lodówka pusta – impreza na całego!

newsempire24.com 2 dni temu

Wszyscy pili i pili, butelek pełno, a jedzenia ani śladu.

W domu zawsze gościli. Goście kręcili się tam niemal bez przerwy.

Wszyscy pili i pili, butelek pełno, a jedzenia ani śladu. Chociaż kawałek chleba by się znalazło Ale na stole same niedopałki i pusta puszka Leon jeszcze raz uważnie rozejrzał się po stole, ale nic do jedzenia nie znalazł.

Dobrze, mamo, idę powiedział chłopiec i zaczął powoli wciągać podarte buty.

Wciąż miał nadzieję, iż mama go zatrzyma i powie:

Gdzie ty, synku, bez jedzenia, a na dworze zimno? Zostań w domu. Zaraz ugotuję kaszy, wypędzę gości i pozmywam.

Zawsze czekał na jej czułe słowo, ale ona nie lubiła mówić czule. Jej słowa były jak ciernie, od których chciał się skulić i schować.

Tym razem postanowił odejść na zawsze. Leon miał sześć lat i czuł się już dostatecznie dorosły. Najpierw musiał zdobyć pieniądze i kupić bułkę, może choćby dwie Jego brzuch burczał i domagał się jedzenia.

Nie wiedział, jak zdobyć pieniądze, ale idąc obok kiosków, zauważył butelkę wystającą ze śniegu. Przypomniał sobie, iż butelki można oddawać, a wtedy będzie miał trochę grosza. Włożył butelkę do kieszeni, potem znalazł zgniecioną reklamówkę przy przystanku. Całe pół dnia zbierał butelki.

Było ich już sporo, wesoło dzwoniły w siatce. Leon wyobrażał sobie już, jak kupi miękką, pachnącą bułkę z makiem albo rodzynkami, a może choćby z marmoladą, ale pomyślał, iż bułka z marmoladą może kosztować więcej, więc postanowił poszukać jeszcze trochę.

Zbłądził na dworzec. Na peronie podmiejskich pociągów, gdzie mężczyźni pili piwo czekając na pociąg, Leon postawił ciężką siatkę koło kiosku i pobiegł po zostawioną butelkę. Gdy wracał, jakiś brudny, zły mężczyzna zabrał jego butelki. Chłopiec poprosił, żeby mu je oddał, ale tamten spojrzał na niego tak groźnie, iż Leon musiał się odwrócić i odejść.

Marzenie o bułce rozwiało się jak miraż.

Zbieranie butelek to niełatwa sprawa pomyślał Leon i znów zawędrował w zaśnieżone ulice.

Śnieg był mokry i lepki. Chłopcu marzły nogi. Zrobiło się ciemno. Nie pamiętał, jak znalazł się na klatce schodowej przytulił się do kaloryfera i zapadł w ciepły sen.

Obudził się, myśląc, iż wciąż śni, bo było ciepło, cicho i przytulnie, a w powietrzu unosił się cudowny zapach!

Do pokoju weszła kobieta. Była piękna i patrzyła na niego łagodnie.

No i co, chłopcze spytała ogrzałeś się? Wyspałeś? Chodźmy na śniadanie. Szłam w nocy, a ty spałeś w klatce jak jakiś szczeniaczek. Wzięłam cię i przyniosłam do domu.

Czy to teraz mój dom? spytał Leon, nie wierząc w swoje szczęście.

jeżeli nie masz domu, to będzie odpowiedziała kobieta.

Potem wszystko potoczyło się jak w bajce. Nieznana ciocia karmiła go, opiekowała się nim, kupowała nowe ubrania. Stopniowo Leon opowiedział jej wszystko o swoim życiu z matką.

Dobra ciocia miała imię, które wydawało mu się bajkowe Lijana. W rzeczywistości było zwyczajne, ale Leon jeszcze mało żył i słyszał je pierwszy raz. Uznał, iż tylko dobra wróżka może mieć tak cudowne i piękne imię.

A chcesz, żebym ja była twoją mamą? spytała go pewnego dnia, przytulając go mocno, tak jak robią to prawdziwe, kochające matki.

Oczywiście, iż chciał, ale

Szczęśliwe życie skończyło się nagle. Po tygodniu przyszła jego matka.

Była prawie trzeźwa i krzyczała na kobietę, która go przygarnęła Nikt mi jeszcze nie odebrał praw rodzicielskich, a syn należy do mnie.

Gdy wyprowadzała Leona, z nieba posypały się płatki śniegu, a jemu wydawało się, iż dom, w którym została dobra ciocia, przypomina biały zamek, pokryty magicznymi płatkami.

Później życie stało się bardzo ciężkie. Matka piła. Leon uciekał z domu. Nocował na dworcach, zbierał butelki, kupował chleb. Nie nawiązywał znajomości, nikogo nie prosił o pomoc.

Z czasem matce odebrano prawa rodzicielskie, a Leona umieszczono w domu dziecka.

Najsmutniejsze było to, iż nie mógł sobie przypomnieć, gdzie jest ten dom, który wyglądał jak biały zamek, w którym mieszkała dobra kobieta o bajkowym imieniu.

Minęły trzy lata.

Leon mieszkał w domu dziecka. Był zamknięty w sobie i małomówny. Najbardziej lubił odsuwać się od innych i rysować. Zawsze rysował to samo biały dom i spadające z nieba płatki śniegu.

Pewnego dnia do domu dziecka przyjechała dziennikarka. Wychowawczyni oprowadzała ją po całym budynku i przedstawiała dzieci. Podeszli do Leona.

Leon to dobry, interesujący chłopiec, ale ma problemy z zaadaptowaniem się w grupie. realizowane są do dziś, choć mieszka z nami już trzy lata. Pracujemy nad tym, żeby znalazł rodzinę tłumaczyła dziennikarce.

Poznajmy się, nazywam się Lijana przedstawiła się dziennikarka.

Chłopiec nagle ożył i zaczął mówić! Mówił zupełnie niespodziewanie dla wszystkich! Zamknięty w sobie chłopiec z zapałem opowiadał jej o tamtej dobrej cioci Lijanie. Wydawało się, iż z każdym słowem jego dusza odmarza. Oczy mu błyszczały, policzki się zaróżowiły. Wychowawczyni patrzyła na jego przemianę ze zdumieniem.

Imię Lijana okazało się złotym kluczem do jego serca.

Dziennikarka Lijana nie mogła powstrzymać łez, słuchając historii Leona. Obiecała napisać o nim w lokalnej gazecie może tamta dobra ciocia przeczyta i zrozumie, iż Leon na nią czeka.

Dotrzymała słowa. I stał się cud.

Ta kobieta nie prenumerowała gazet, ale miała urodziny, a koledzy z pracy podarowali jej kwiaty, a ponieważ na dworze była zima, kwiaty zawinęli w gazetę.

W domu, rozwijając papier, zauważyła mały artykuł z nagłówkiem Dobra kobieta Lijana, chłopiec Leon Cię szuka. Odpowiedz!

Przeczytała i zrozumiała, iż to ten sam chłopiec, którego kiedyś zabrała z klatki schod

Idź do oryginalnego materiału