Od najwcześniejszych lat Jadwiga Nowak wiedziała, iż jej życie nigdy nie będzie takie jak innych dziewczyn.
Jeden moment z dzieciństwa zmienił wszystko pozostawiając ślad zarówno na jej twarzy, jak i w sercu.
Gdy miała zaledwie sześć lat, przeżyła straszliwy wypadek, który pokrył większość jej twarzy bliznami po oparzeniach. Jej matka, Wanda, silna i zdecydowana kobieta, od tamtej pory poświęciła się całkowicie opiece nad córką. Tamten wypadek zabrał Jadwidze nie tylko nieskazitelną skórę, ale także dziecięcą niewinność, a życie Wandy zamienił w nieustanną walkę o przetrwanie.
Jadwiga dorastała w przekonaniu, iż ludzie najpierw widzą jej blizny, a dopiero potem ją samą. Stało się to dla niej zarówno przekleństwem, jak i w dziwny sposób tarczą. Rozumiała, iż większość mężczyzn nigdy nie spojrzy poza jej twarz, i cicho pogodziła się z tym, iż szanse na miłość są niewielkie.
Ale Wanda nigdy nie przestała jej zapewniać, iż będzie inaczej.
Nie martw się, Jadziu mówiła łagodnie, odgarniając włosy córki. Kiedyś uzbieramy na dobrego specjalistę. Zobaczysz znów będziesz piękna.
Wanda wierzyła w to całym sercem. Była z zawodu lekarką, ale pracowała na dodatkowych dyżurach, oszczędzając każdy grosz w starej blaszance, odmawiając sobie choćby podstawowych rzeczy.
Jadwiga często protestowała.
Mamo, przestań się zamęczać. Jestem taka, jaka jestem. Może choćby lepiej przynajmniej nie skończę z kimś takim jak ojciec.
Jej ojciec, Jan, zniknął zaraz po wypadku. Jadwiga dorastała w przekonaniu, iż je porzucił. Wanda nigdy nie mówiła o nim źle. Zachowała stare zdjęcie młodą Wandę z warkoczem i wysokiego, ciemnowłosego mężczyznę u jej boku. Jadwigi jeszcze na nim nie było wtedy była jeszcze w brzuchu matki.
To był dobry człowiek upierała się Wanda. Nie znamy całej historii. Może coś się stało.
Ale gorycz w sercu Jadwigi nie malała. Jej zdaniem, żaden dobry człowiek nie opuściłby rodziny w najtrudniejszym momencie.
Gdy Wanda zmarła lata później na powikłania oddechowe, z którymi cicho walczyła, Jadwiga znalazła w jej rzeczach pamiętnik. Na pożółkłych stronach Wanda wyznała, iż Jan mógł mieć inną rodzinę syna o imieniu Bartosz w sąsiednim mieście.
Może po prostu zaczął nowe życie bez nas napisała Wanda. Nigdy nie powiedziałam Jadzi. Każde dziecko zasługuje, by wierzyć, iż jego ojciec je kocha.
To odkrycie nie uśmierzyło gniewu Jadwigi, ale pogłębiło jej zrozumienie poświęceń matki. Wanda nosiła w sobie ból w milczeniu, by Jadwiga mogła dorastać bez trucizny nienawiści w sercu.
Po pogrzebie najlepsza przyjaciółka Wandy, Elżbieta Kowalska, wzięła Jadwigę na bok.
Twoja matka była z ciebie dumna powiedziała. Mówiła, iż dawno by jej nie było, gdyby nie ty. Nigdy nie obwiniaj siebie.
Elżbieta stała się jej oparciem. Mimo to lata po śmierci matki były samotne. Zdjęcie rodziców stało się najcenniejszą rzeczą Jadwigi. Nosiła je w portfelu i w najcięższych chwilach patrzyła na nie, wyobrażając sobie, iż matka czuwa nad nią.
W końcu Jadwiga znalazła pracę w średniej klasy restauracji. Nie była to zaszczytna posada zmywała naczynia w głębi kuchni, z dala od gości, którzy czasem za długo się gapili. Praca była ciężka, a atmosfera napięta przez młodego właściciela, Bartosza Wiśniewskiego.
Bartosz był zamożny, przystojny i nie do zniesienia. Jego matka kupiła mu restaurację po jego powrocie z zagranicznych studiów. Większość czasu spędzał na telefonie, narzekając na pracowników i rzucając obelgi.
Wszyscy jesteście złodziejami i leniami! to było jego ulubione powiedzonko.
Prawda była taka, iż restauracja działała tylko dzięki Elżbiecie Kowalskiej, która formalnie była asystentką kierownika, ale w rzeczywistości wszystkim zarządzała. Traktowała personel z życzliwością, czasem wręczając im dodatkowe premie. Wszyscy wiedzieli, iż bez niej biznes by upadł.
Pewnego ranka Bartosz był wyjątkowo wściekły. Był przekonany błędnie iż ktoś ukradł pieniądze z sejfu.
Marta, druga zmywaczka i najbliższa przyjaciółka Jadwigi w pracy, szepnęła do niej:
Pewnie sam je wziął i zapomniał. Po prostu się nie odzywaj.
Ale Bartosz wpadł do zmywakowego pomieszczenia, wrzeszcząc:
Portfele na stół! Przeglądam wszystkich.
Marta podała swój pierwsza. Skrzywił się na widok pieluch, ale nie znalazł gotówki. Potem zwrócił się do Jadwigi.
Przeszukał jej torbę i wyjął zniszczony skórzany portfel. W środku, schowane za kilkoma banknotami, było wyblakłe zdjęcie jej rodziców.
Bartosz zastygł.
Na chwilę jego arogancka maska opadła. Oczy mu się rozszerzyły, a twarz zbladła.
Kto kto to jest? zapytał dziwnie drżącym głosem.
Jadwiga, zaskoczona, odparła krótko:
Moi rodzice. I nie, nie zabrali twoich pieniędzy.
Bartosz zamknął portfel i oddał go bez słowa. Potem, bez wyjaśnienia, odwrócił się i wybiegł z kuchni.
Później tego dnia Elżbieta przyszła do zmywaków.
Jadziu, możesz na chwilę przyjść do biura?
Jadwiga otarła ręce i poszła za nią. Bartosz był tam, wyglądając dziwnie niespokojnie. Wskazał na krzesło naprzeciwko.
Skąd masz to zdjęcie? zapytał.
Mam je od zawsze. Zachowała je moja mama odpowiedziała ostrożnie.
Bartosz przełknął ślinę.
Ten mężczyzna na zdjęciu to mój ojciec.
Jadwiga zamrug










